Zjawisko ageizmu, czyli dyskryminacji ze względu na wiek, najczęściej przejawia się w sferze zawodowej. Sam termin obchodzi w tym roku swoje 52 urodziny i jak każda fobia, zakorzeniony jest w lęku przed zmierzchem życia, niedołężnością i słabością.
Zaskakująca stażystka
W jednym z epizodów starego amerykańskiego serialu „Murphy Brown” zespół stacji telewizyjnej wyczekiwał przybycia nowej stażystki, świeżo upieczonej absolwentki dziennikarstwa.
Kiedy z windy w końcu wyłoniła się kobieta po siedemdziesiątce, miny wszystkim zrzedły, gdyż nikt nie spodziewał się, że stażystką będzie właśnie ta pani.
Starsza, acz energiczna kobieta bezskutecznie usiłowała wykazać się wiedzą i umiejętnościami. Jej zapał spotykał się z kpiną członków redakcji. Zakładano, że jest niedołężna i przydzielano jej zadania, do których nie musiała wstawać z fotela. Do przewidzenia było, że kobieta ostatecznie sprytem i charyzmą przechytrzy zespół redakcyjny i z niego odejdzie. Zanim tak się stało, słusznie wyraziła swoje niezadowolenie z powodu niesprawiedliwego traktowania.
Czy wiek determinuje?
Pomimo że w Polsce problem ageizmu ten regulowany jest prawnie (np. w art. 18 Kodeksu Pracy) od dawien dawna, wciąż słyszy się o przypadkach mobbingu i przejawach dyskryminacji ze względu na wiek. Możemy być jednak dumni, że Polska była trzecim krajem, w którym ruszyła inicjatywa Uniwersytet Trzeciego Wieku, a w 2018 r. działało już 640 instytucji, których celem jest aktywizacja osób starszych.
Granica wieku sędziwego jest względna, a sama etykieta starości nieprecyzyjna. Co więcej, nie jest równoznaczna z niedołężnością czy wygaszeniem aktywności zawodowej. Dajmy tu za przykład polską aktorkę i modelkę Helenę Norowicz (87 lat) i australijską tancerkę Eileen Kramer (106 lat) – obie kobiety są wciąż aktywne zawodowo.
Forma i charyzma
Trzeba przyznać, że dyskryminacja ze względu na wiek jest popularną gnojówką pod uprawę dowcipów i memów. Tych ostatnich na przykład z Marylą Rodowicz powstało już krocie, a w nich drwi się zwłaszcza z długowieczności artystki. Tak się składa, że we wrześniu pojechałem do Nowej Huty na jej koncert akustyczny. Pojawiłem się tam wyłącznie jako towarzyska przylepa. Pomimo że kojarzyłem część przebojów, nigdy nie byłem fanem jej muzyki.
Kiedy widownia Nowohuckiego Centrum Kultury wypełniła się po brzegi, zauważyłem ogromny przekrój wiekowy słuchaczy. Na koncert przybyli przedstawiciele przynajmniej trzech pokoleń. Gdy tylko Maryla wyszła na scenę, zacząłem podziwiać jej charyzmę i formę. Rzecz jasna nie śpiewała ubrana w pół-stringi, wisząc do góry nogami w szpagacie. Niemniej dała z siebie wszystko i dopisywało jej poczucie humoru. Ktoś krzyknął „Maryla jest najpiękniejsza na świecie!”, na co odpowiedziała poprawiając na głowie wianek: „Też tak myślałam, ale nie byłam pewna”. Publiczność dopisała i entuzjastycznie wyśpiewywała zwrotki szlagierów artystki – nawet tych sprzed półwiecza.
Następnego dnia, gdy spałem w drodze do Warszawy przyklejony do szyby pociągu, Maryla wchodziła na scenę w Nowej Hucie, aby dać kolejny koncert. I jak się domyślam, znów porwała wszystkich z miejsc.
Choć w papierach lat przybyło, to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami.
Kłaniam się.
Konrad Krzysztofik
Dodaj komentarz