Korpomama

Dzieci wiedzą lepiej!

Dzieci i ryby głosu nie mają. Co tam wie, przecież to tylko dziecko. Nie odzywaj się, skąd możesz coś wiedzieć o świecie. Przeżyjesz to co ja, to zobaczysz.
Ile osób słyszało takie zdania w dzieciństwie, ile przez to straciło zapał do wypowiedzi, do mówienia? Straciło rezon. Straciło to, co w dzieciach jest najpiękniejsze: radość, wiarę we własne siły, pęd do działania. Nam wszystkim, których coś takiego spotkało, proponuję opłakać tę stratę i spojrzeć z wielką uważnością na własne dzieci. Tak wiele mają w sobie mądrości, czystej miłości i wiary w nas jako rodziców. Nikt tak nie kocha i nie akceptuje jak małe dzieci. One widzą w nas nieskończoną miłość i dobroć, a co my z tym zrobimy, to już zależy od nas samych.

Uwielbiam rozmawiać z dziećmi – takimi malutkimi i takimi większymi. Nie tylko z własną córką. Uwielbiam rozmawiać ze wszystkimi dziećmi. Słuchać jak opowiadają, pytać się o ich rozumienie świata, dawać im czas na wypowiedź. Dzieci działają z poziomu intuicji, nie analizują i nie porównują założeń. Mówią to co im podpowiada serce.
Jestem czasem w szoku, jak celne i trafne uwagi ma moja córka na temat naszych relacji, na temat mnie i otaczającego jej świat.

Ostatnio powiedziała, że byśmy mogły się dobrze rozumieć, musimy zacząć mówić z serca, a nie ze złości. Że jest dziesięć poziomów dojścia do języka miłości: ona jest na poziomie piątym, a ja na dziesiątym (czyli najniższym). Moja złość jest czerwona, a poziom pierwszy jest niebieski, pełny światła. Od dziesiątki do jedynki przechodzimy przez wszystkie barwy tęczy, na każdy poziom potrzebujemy jednego tygodnia. Tak to sobie wyobraziła, tak narysowała. Czyż to nie jest piękna metafora rozwoju? Wzruszyłam się kiedy to opowiadała – to takie proste i łatwe.
Bo życie jest proste i łatwe, tylko dorośli je komplikują. Dlatego proponuję wam zacząć robić ćwiczenia z uważnego słuchania dzieci.
Najważniejsza rzecz, jaka musi się zadziać, to otwarcie serca i swojego umysłu na słuchanie. Bez analizowania, bez dopowiadania za dziecko, bez pośpiechu. Bez obrażania się, nawet gdy dziecko powie „Nie lubię cię, nie podoba mi się to co mówisz”. Za tego typu stwierdzeniami kryją się bardzo istotne dla nas, jako rodziców, emocje. W takich trudnych chwilach, zadaję sobie cztery ważne pytania rozwojowe:

Pierwsze: czego mnie to uczy? Wkurzam się, bo powiedziała prawdę, nie miałam prawa krzyczeć. Ktoś kiedyś na mnie krzyczał, dlatego ja powielam to zachowanie. Boli mnie, że dziecko nie chce ze mną rozmawiać, nie widzi moich starań – mną nikt się tak nie przejmował jak ja nią, a ona tego nie docenia.
Drugie: przed czym mnie to ostrzega? Ostrzega przed wybuchem agresji, przed psuciem relacji z dzieckiem, przed moimi niezaspokojonymi potrzebami, przed zapominaniem o sobie.
Trzecie: jaką daje mi to korzyść? Wiem, że powtarzanie niekorzystnych schematów nie wpływa na budowanie naszej racji; wiem, że bliskość jest ważna; wiem co zrobić inaczej następnym razem.
Czwarte: co to wnosi nowego? Uświadomienie sobie faktu, zatrzymanie się na chwilę, chęć spróbowania innej drogi. Potrzebuję zadbać o siebie i głośno mówić o swoich potrzebach.

Najważniejsze, aby te pytania odnosić do własnych emocji, własnych odczuć. Nie przerzucać odpowiedzialności na dziecko: jak ono się zmieni, to ja będę spokojniejsza; jak ono posprząta, to ja nie będę się złościć. Nie tędy droga. Najważniejszą osobą od której trzeba zacząć, to my sami.
Popatrz na dziecko jak na lustro, które odbija twoje wszystkie cechy i te najlepsze, i takie, które chcesz wygumkować. To bardzo fajne i budujące podejście.
Weź herbatę, usiądź i czekaj nawet te czterdzieści minut aż skończy jeść, zadawaj pytania, pozwól skończyć mówić. Zobaczysz jak wiele prostych prawd przed tobą się otworzy.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz