Korpolife

Era influencera biznesu i łatwych pieniędzy

Influencer marketing to forma, której żadnemu czytelnikowi i bywalcowi Mordoru tłumaczyć nie trzeba. Wraz z rozwojem social mediów i z przejściem w etap monetyzowania działań na platformach społecznościowych, influencer marketing stał się jednym z najgorętszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych tematów wśród marketerów i właścicieli biznesów.

Z jednej strony powstał mocny rynek potencjalnych promotorów marek i skupionych wokół nich społeczności, zaś z drugiej rzesza reklamodawców chcących wykorzystać potencjał i lojalność grup odbiorców do promowania swoich towarów i usług.

Poważny rynek

Brzmi poważnie? Jak najbardziej – w końcu rynek ten, podążając za influencermarketinghub.com szacowany jest na 16,4 miliarda dolarów i ciągle rośnie. W dalszej części raportu znajdziemy także informacje, że globalną sprzedaż za pośrednictwem platform mediów społecznościowych oszacowano na 560 miliardów dolarów w 2020 roku. Zaś w roku 2022 osiągnie ona wartość 958 miliardów, a do roku 2026, przewidywany jest wynik przekraczający 2,9 biliona dolarów.

W przeciągu kilku lat nastąpiło wiele zwrotów akcji w strategii korzystania z tego kanału komunikacji i sprzedaży. Począwszy od inwestycji w wielkie gwiazdy, a kończąc na agencjach zrzeszających dziesiątki mikro i nano influencerów, którzy z nadzieją na sławę i zasięgi prowadzą działania w barterze lub za drobną, symboliczną opłatą. I o ile ten drugi model zdecydowanie wspiera budowanie góry lejka prowadzącego do skutecznej konwersji, o tyle ten pierwsze bardzo skutecznie wspiera ego prezesa i zarządu… ale o tym może kiedy indziej.
Zresztą, zbyt długie przebywanie w tej branży powoduje objawy o jakich słyszały niejedne kozetki w poważnych gabinetach terapeutycznych i warto zaznaczyć, że nie jest to świat, na jakim powinno budować się ład i porządek społeczny.

Jak oceniać efekty?

Obecnie ze świecą szukać logiki i sensu w tej branży oraz w źródłach jej finansowania. Zdecydowanie, szkolenia z tego jak w influencer marketingu, komu i za co płacić, powinny być elementem obowiązkowym dla każdego project, product i business managera z budżetem reklamowym.
Analiza finansowa i statystyki z działań influencerów powinny zostać zaś podstawowym miernikiem skuteczności, bez którego nie ma sensu nawet brać się za płatne współprace z kimkolwiek… No właśnie, ale życie pokazuje, że najlepszym wskaźnikiem efektu bardzo często jest : „wydaje mi się” i „ ładna storka – taka z klimatem” ew. „zwolnijmy ją, słabo ostatnio rusza się na rolce”.

Ciśnie się na usta soczyste: No co ty!? Jednak realia są takie, że wielu znanych i promowanych zostało sztucznie napompowanych przez tych klientów, którzy wybierają po własnych sympatiach, idolach córki lub poniedziałkowych fanaberiach, nie patrząc na związek przyczynowo-skutkowy, czy potencjał działań danego influencera na rzecz marki w perspektywie czasu.

Wygodna praca, magiczna kasa

To wszystko stanowi tylko preludium do miliona arii na temat rynku influencer marketingu, ale naprawdę warto tu wspomnieć o modnym ostatnio zjawisku, które zawładnęło totalnie siecią, angażując mentalnie wielu rożnych uczestników życia platform socjalnych oraz ich sponsorów.
A mianowicie, jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. I to nie byle jakie, tylko takie łatwe, leżące na ziemi i pojawiające się magicznie na skutek np. kosmicznej wizualizacji dobrobytu.
Pieniądze te pochodzą zazwyczaj z elastycznej, wygodnej pracy bez zobowiązań w której można zarabiać miliony w krótkim czasie. Co najważniejsze – ta praca nie wymaga niczego poza zdobyciem wiedzy na kursach i warsztatach danych influencerów.

Ten komunikat jest zazwyczaj ubrany w doskonałe metody manipulacji, uderzające w rodzinę, sytuacje polityczną, zdrowie, szczęście, ale także głęboko w ego obserwujących: „Zobacz, jak my żyjemy, na jakim poziomie i bez zbędnego stresu, a jak ty żyjesz? Sam/sama sobie to robisz, odbierasz sobie szansę na wystawne życie i przebudzenie”.

Kołcze dziwnych biznesów

Narastający trend bogactwa i samostającego się sukcesu na własnych zasadach powstał wokół kołczów i mentorów duchowego biznesu, którzy pojawili się albo znikąd, albo! przemienili się w nich ze specjalistów od mody i urody, ewentualnie z zapleczem genialnego MLM nowych technologii, gdzie piramida to figura akrobatyczna, a nie model finansowy w jakim pracuje setka uśmiechniętych babek.
Dodatkowo na przód korowodu wysunęli się mentorzy od dziwnych biznesów, walut i deweloperki, ale pozostający nadal w tym samym schemacie logicznym i finansowym – szybko, łatwo, dla każdego – kup kurs.

Popularność jaką zdobywa ten segment w social mediach jest z jednej strony niebywały i imponujący – bo z punktu widzenia marketera to nie byle co umieć pozyskiwać takie zaangażowanie, a z drugiej poważnie niebezpieczny.

Kusząca wiara i żer dla marek

Samozwańczy nauczyciele, szamani i naturalni terapeuci powodują, że wiele osób, które nie są w stanie rozróżnić ziarna od plew i nie dlatego, że brak im inteligencji, tylko po prostu nie posiadają odpowiedniej wiedzy nauki czy doświadczenia, wierzą i podążają ślepo za wizją jaka pochodzi od tej grupy twórców i „oświeconych”.
Wiara w łatwe pieniądze i sukces są nęcące dla wielu. Jeśli do tego okraszone zostaną dodatkowo popularnością i byciem w trendzie powodują, że takich nowych treści i osób jest z tygodnia na tydzień co raz więcej. Wokół trendów jak muchy przy miodzie gromadzą się marki, które dostrzegają okazję do promocji swoich usług i produktów… i koło się zamyka.

Obecna trudna i wymagająca sytuacja gospodarcza zdecydowanie pomaga w rozwoju takich przedsięwzięć. Odbiorcy stają się podatni na rytuały kakao i szkolenia z inwestowania w konstelacje i kryptowaluty w układzie astralnym. Chętnie kupują okadzające kadzidła i – wyśmiewając się z rodzimej religii – poddają się rytuałom chrztu wodą z kokosa. Kupują kursy mentora w trzy dni, e-booki jak zostać inwestorem giełdowym lub bogatym deweloperem na rynku mieszkaniowym.
Jeśli to nikomu nie szkodzi, to każdy może wierzyć w co chce. Ale, niestety, szkodzi i to poważnie.

Fałszywy model rzeczywistości

Taki model zaburza zupełnie percepcję tego, kto specjalistą jest, a kto się nim jedynie nazywa.
Pozbawia realnej oceny sytuacji, fałszuje rzetelne źródła wiedzy i świadomość, z jakich konsultacji korzystać. Nie wiadomo, komu powierzyć rozwój swojej marki i firmy, a kto opowiada nam cuda wyssane z palca lub z dwóch książek o rozwoju osobistym. Dla kogo i dlaczego warto zaryzykować zmianę zawodu, biznesu czy gdzie zainwestować pieniądze, a kto swoimi radami sprawi, że pójdziemy z torbami mimo najlepszych intencji.
Ponadto schemat reklamowy nakręca spiralę fałszywego potwierdzenia wartości tych treści i pokazuje kolejnym reklamodawcom, że warto w to brnąć, generując dalej jeszcze większy szum informacyjny i rzeczowy oparty na pseudospecjalistach.
Dodatkowo sprzedawane w tym modelu e-booki, książki, publikacje, kursy czy warsztaty są często zupełnie nie do zweryfikowania, z wieloma błędami merytorycznymi i wyssanymi z palca historiami. Nie są kontrolowane pod względem informacji jakie przekazują, do jakich wniosków mogą prowadzić i do czego nakłaniać.

I o ile doskonałe dla rynku jest sprawne otoczenie konkurencyjne i wartościowe materiały w kontrze do skostniałych podręczników, np. z makroekonomii, o tyle z tych drugich można przynajmniej pozyskać rzetelną wiedzę, którą dalej można rozwijać na drodze doszkalania.

Nie reklamuj się przy wątpliwych treściach

Nie przytyłeś w tydzień i w tydzień nie schudniesz – bolesne, ale prawdziwe. Tak samo sam dobrobyt nie spływa bez pracy, a onlineowy kurs tantry nie rozwiąże prawdopodobnie problemów w małżeństwie bez pracy nad relacją i rodziną.
Dlatego tak ważne jest, by marketerzy i sponsorzy brali odpowiedzialność za swoją pracę i inwestycje reklamowe, w których promują ludzi i treści o wartościach i metodach dalekich o tych, które chcieliby przekazywać sami swoim najbliższym.
Rozróżnienie świata wirtualnego od rzeczywistego niedługo może być niemożliwe, ale świadomość tego, że przeciętny milioner raczej nie produkuje kursów za 19,90 dla nastolatków, o tym, jak zarobić krocie w tydzień na TikToku, może pomóc obudzić się z tego letargu i zacząć myśleć samodzielnie, bez umożliwienia dorobienia się kolejnym cwaniakom.

PS: I to, że ty ogarniasz życie na etacie z dzieckiem pod pachą, gnając rano na Mordor z Bródna, a nie z chaty na Bali lub w Tulum, jest zupełnie OK i nie czyni cię gorszym specjalistą w swojej dziedzinie. Serio.

Karolina Kalinowska

Comments (1)

Dodaj komentarz