Lepsze zycie

Facet na kozetce (3): Co jestem warty?

W idealnym modelu nasza wartość wynika z tego, co rzeczywiście myślimy o sobie. Buduje się na podstawie wzorców, wychowania i życiowych doświadczeń. Idąc za tym modelem, niezależnie od tego, jaka jest nasza sytuacja życiowa, powinniśmy dbać o to, żeby nasz sposób rozumienia i postrzegania siebie był wspierający, odpowiedzialny i współczujący. Realia mamy jednak nieco odmienne.

Osiągacze i zbieracze

Z moich doświadczeń z pracy w coachingu i psychoterapii z mężczyznami wynika, że poczucie własnej wartości i samoocena budowane są często na osiągnięciach, sukcesach i wynikach, w skrócie na czynnikach zewnętrznych. Działania i rozwiązywanie problemów stają się celem samym w sobie i nadzieją na dobre samopoczucie oraz życiowe spełnienie.

Tylko że ani to pierwsze, ani drugie nie przychodzi. Po jakimś czasie tego maratonu po szczęście, przychodzi za to zmęczenie, brak radości z życia, rozdrażnienie i poczucie braku sensu. Do tego dochodzi przeciążenie, bo postawa nadmiernej samodzielności i potrzeba udowadniania swojej przydatności przez działanie też raczej obowiązków nie zmniejsza. W konsekwencji mamy facetów „osiągaczy i zbieraczy” – kolekcjonujących dobra, tytuły i symbole statusu. Zabieganych, przeciążonych, bez kontaktu z własnymi potrzebami.

Pułapka przyszłości

Taki sposób życia prędzej czy później doprowadzi do przeciążenia, wypalenia, obniżonego nastroju i kompletnego braku wiary w siebie, nie wspominając już o relacjach i byciu atrakcyjnym dla samego siebie.

Wpędzamy się w pułapkę życia „w przyszłości”, zwykle napakowanej lękami, zapominając o tym, że jedyne życie jakie mamy toczy się teraz, w danej chwili, której wcale nie potrzebujemy wypełniać zadaniami, żeby czuć radość i spełnienie. Pierwotne ludzkie potrzeby, takie jak miłość i bliskość w relacjach, mężczyźni wkładają na półkę „kobiecych poradników”, a sami zajmują się „poważnymi” sprawami: liczbami, faktami, analizami, licząc na to, że rozwiązanie kolejnego biznesowego problemu pomoże im poczuć satysfakcję i zadowolenie z życia.

Gdy zarobię więcej…

„Gdy zarobię więcej, będę więcej warty, gdy zdobędę lepszą pracę, będę lepszy. Gdy wybuduję dom będę szczęśliwy i pozbawię się lęków oraz stresu”. Ta lista życzeń może nie mieć końca. W żadnym wypadku nie daje jednak gwarancji podwyższenia poziomu zadowolenia z siebie, a tym bardziej poczucia własnej wartości. Niezbyt wspierające są tu również wzorce pochodzące z domu, jeśli bazują na tym, co kto robi i jak działa, a nie na tym, że po prostu jest i dokonuje różnego rodzaju życiowych wyborów, niekoniecznie związanych z osiąganiem i gromadzeniem.

Wkład rodziców

Jeśli niskie lub średnie oceny w szkole były przez rodziców krytykowane, były wciąż stawiane oczekiwania i wyzwania, to młody mężczyzna rośnie w przekonaniu zmuszającym go do ciągłego działania i podwyższania poprzeczki w dążeniu do uzyskania miłości i akceptacji, uwarunkowanych spełnianiem oczekiwań.

Podobne efekty przynosi ślepe budowanie poczucia wyjątkowości i sprawczości u młodych chłopców, na wzór wyobrażeń bezwarunkowo zapatrzonych w nich matek lub w drugą stronę – czyli matek przenoszących złość do własnych ojców i mężów na swoich synów poprzez nadmierną krytykę i odrzucenie.
Nie możemy tu odebrać sprawczości ojcom, pakującym w swoich synów własne niespełnione ambicje osiągnięć w sporcie czy finansach, tak jakby nie zauważali, że ten odrębny młody człowiek może mieć kompletnie inne potrzeby. Oczywiście poza potrzebą bezwarunkowej miłości i akceptacji obojga rodziców.

Kiedy będę kochany?

„Będę kochany i akceptowany tylko wtedy, kiedy będę osiągał, a jeśli się zatrzymam, to zostanę odrzucony, podobnie wtedy, gdy doznam porażki”. W ten sposób podążamy zgodnie z narzuconym scenariuszem, odkładając własne spełnienie i szczęście na bliżej nieokreśloną przyszłość, a właściwie to nie wiemy nawet, co nas szczerze uszczęśliwia.

To dość ryzykowny scenariusz, przewidujący ciągłe dążenie i bycie w ruchu. Nawet męskie przyjemności, poza tymi związanymi z używkami, bazują na rywalizacji, wygrywaniu, pokazywaniu siły i sprawności. W zabieganym i rozkręconym świecie, pełnym konkurowania, osiąganie sukcesu robi się coraz trudniejsze. A poza tym z tak skonstruowanym skryptem tzw. sukces i tak nie cieszy, a jest jedynie przedsionkiem do kolejnych oczekiwań. Bo przecież ten mechanizm jest nakręcony raz na zawsze, dopóki ktoś nie wbije kija w kręcące się korby i nie zbuduje tego od nowa, świadomie, w oparciu o zaspokajanie również własnych potrzeb.

Zgubna korzyść

Jest tu jednak olbrzymia korzyść, dość zgubna, ale na teraz wystarczy. Chodzi o bycie zgodnym z wyidealizowanymi kryteriami męskości, jak spełnianie roli czy też akceptacja grupy i otoczenia. Sukces zawodowy, pieniądze, władza – to działa do czasu porażki, którą zwiastują: wiek, wysoki poziom rywalizacji, choroby, coraz młodsi, lepiej przygotowani konkurenci.
Wtedy mężczyzna musi zmierzyć się z samym sobą. Pytanie, co tam znajdzie, po tych wszystkich latach braku kontaktu z wrażliwą częścią swojej natury, unikaniem bliskich relacji i bycia „tu i teraz”?

Mentalna bieda

Co, jeśli się zatrzyma i rozejrzy dookoła? Co tam zobaczy? Niestety – często mentalną biedę i deficyty, morze niespełnionych emocjonalnych potrzeb: miłości, troski, opieki, bliskości i namiętności, których przecież sam mężczyzna nie jest w stanie sobie zapewnić, jeśli tych potrzeb u siebie nie identyfikuje.

Jak czuć się ze sobą dobrze?

Poza tym kto ma czas, żeby się nad tym zastanawiać? To jest niemierzalne i niekoniecznie logiczne, więc to pewnie jakieś mrzonki. Ciężko jest skupić się na własnych potrzebach, jeżeli sami dla siebie nie jesteśmy ważni i nie potrafimy siebie pokochać. A jeżeli nie mamy zaspokojonych własnych potrzeb, to trudno żebyśmy czuli się ze sobą dobrze i bezpiecznie, budując w sobie przekonanie, że nasze potrzeby emocjonalne są mniej ważne niż np. materialne, lub po prostu potrzeby innych ludzi.

Poczucie własnej wartości

Zbudowanie poczucia własnej wartości w dorosłym wieku jest trudnym wyzwaniem, szczególnie, że ten deficyt pochodzi z czasów, w których nawet nie rozumieliśmy tego, co wchłanialiśmy jako światopogląd i postrzeganie siebie. Jest to jednak niezbędne, jeśli na poważnie traktujemy temat wystarczająco dobrego życia, pozbawionego nadmiernego cierpienia, pochodzącego najczęściej nie od nas samych, tylko będącego nieświadomym, nieintencjonalnym zrzutem naszych najbliższych.

Przed mężczyznami stoją często rozbieżne oczekiwania, z jednej strony okazania siły i sprawczości, a z drugiej wrażliwości i empatii. Mało kto jednak zostaje wyposażony w zintegrowany obraz męskości, silnej i wrażliwej jednocześnie, takiej która pozwala odpuszczać i wybierać te rzeczywiście ważne życiowe kwestie, dające poczucie szczęścia i zdrowia psychicznego.

Witek Janowski

Dodaj komentarz