Uciekinier z Mordoru

Indie: miłość i biznes

Po dziewięciu latach w dziale marketingu jednej z międzynarodowych firm postawiła wszystko na jedną kartę i ruszyła w świat. Właśnie mija dziesiąty rok jej życia poza korpo i prowadzenia własnego biznesu turystycznego.

Zaczęła Pani pracę w korporacji w 1999 r. i wzrastała wraz z firmą. To z pewnością dawało wielkie możliwości rozwoju. Przez lata wypracowała sobie Pani pozycję w branży i przyczyniła się do sukcesu firmy na polskim rynku. A gdy – jak się zdaje – przyszedł czas, by zbierać owoce tego, co się zasiało, Pani postanowiła odejść.
Joanna Gorczyca-Pasrija: Gdy zaczynałam pracę firma miała w Polsce 20 lokali restauracyjnych. Gdy odchodziłam było ich ponad 120. Faktycznie – przez te dziewięć lat bardzo się rozwinęłam. Przeszłam drogę od przygotowywania promocji ulotkowych do koordynowania wielkich marketingowych projektów. Ale miałam 37 lat i czułam, że to ostatni moment, aby coś diametralnie zmienić w swoim życiu. Postanowiłam poddać się temu uczuciu, iść za głosem, który gdzieś pojawił się w mojej duszy i… nie żałuję.

Gdyby próbować ująć to literacko, można zaryzykować stwierdzenie, że uciekła Pani z korpo z miłości.
Rzeczywiście, ciągnęło mnie do Indii, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia, czyli od mojego pierwszego objazdu po tym kraju w 2004 r. Od tamtego czasu chyba nie byłam już sobą. Wróciłam co prawda do pracy, ale myślami wciąż uciekałam do Południowej Azji i kombinowałam jak tam wrócić. Trochę trwało zanim podjęłam ostateczną decyzję. Wciąż brakowało mi odwagi na diametralną zmianę. Aż pewnego wieczoru usiadłyśmy ze znajomą wieczorem i zaczęłam opowiadać jej o swoich marzeniach i planach. Ona słuchała, słuchała i w końcu skomentowała: „Aśka, czemu tego nie zrobisz? Przecież ty masz wszystko już dokładnie zaplanowane!”. Dwa miesiące później leciałam tam samolotem z biletem w jedną stronę.

Trudno było się rozstać ze „starym”?
Gdy decyzja już zapadła – nie. W gruncie rzeczy miałam poczucie, że w firmie, z którą od lat byłam związana, nic więcej już nie osiągnę. Zdobyłam co mogłam i chciałam, i w zasadzie przestałam się rozwijać. W takiej sytuacji to, co kiedyś nakręcało mój wzrost, stało się klatką. Zapewne mogłabym w niej dalej funkcjonować, koncentrując się na powstrzymywaniu wszelkimi sposobami wypalenia zawodowego, tylko po co? Nie chciałam dłużej tego ciągnąć, ale jeszcze zanim kupiłam bilet do Indii – ostatnim rzutem na taśmę – poszłam na rozmowę o pracę w innej firmie.

To miała być taka bezpieczniejsza zmiana „starego” na „nowe”?
Chciałam się chyba upewnić, że tym nowym, czego szukam, nie jest po prostu nowa praca.

I jak poszło?
Doskonale (śmiech). Ale po spotkaniu z potencjalnym przyszłym pracodawcą, zadzwoniłam do head huntera z informacją, że nawet jeśli będą mnie chcieli, ja się na to nie piszę. Oczami wyobraźni widziałam, jak przez kolejne trzy miesiące adaptuję się w nowym środowisku, a potem… robię to samo, co robiłam w poprzedniej firmie, tyle że w innych dekoracjach. Nie, nie o to mi chodziło. Nie takiej nowości pragnęłam.

Miała Pani jakiś plan na siebie?
Nie. Wyruszałam w podróż życia, nad resztą się wtedy nie zastanawiałam.

Dlaczego zdecydowała się Pani założyć biuro podróży?
W ósmym miesiącu mojej wyprawy do Azji poznałam swojego przyszłego męża. Zamieszkaliśmy w Indiach. Znajomi, wiedząc o tym, zaczęli się do mnie odzywać z prośbami o pomoc w organizacji wypraw po Indiach. Początkowo robiłam to zupełnie po koleżeńsku. I dostawałam mnóstwo pozytywnych informacji zwrotnych. Podobało im się to jak planuję wycieczki, jakie wybieram dla nich atrakcje i hotele. „Powinnaś to robić zawodowo” – podpowiadali. W końcu pomyślałam: dlaczego nie? W 2009 r. przyjechałam na miesiąc do Polski, by zarejestrować firmę.

Korporacyjne doświadczenie przydało się Pani w prowadzeniu własnego biznesu?
Oczywiście. Lata pracy z klientami, planowanie z dużym wyprzedzeniem, dobór partnerów do projektów, organizacja wielu rzeczy w jednym czasie, zarządzanie budżetem, współpraca z podmiotami zewnętrznymi, opracowywanie strategii promocji produktu oraz wiele innych umiejętności. Ale jest też sporo różnic między pracą w korpo, a prowadzeniem własnego biznesu. Mój jest w skali mikro, więc nie mam działów kadr, księgowości, finansów. To wszystko muszę ogarniać sama. W korporacji pracowałam od 9 do 17 i później mogłam w zasadzie nie myśleć o pracy. Teraz często muszę być dostępna dla klientów przez 24 godziny na dobę, bo na wyjeździe zawsze może zdarzyć się coś niespodziewanego, czym trzeba się natychmiast zająć.

Więcej stresu niż wcześniej?
Niekiedy tak, bo za wszystko odpowiada się osobiście. Bo jest świadomość, że stała pensja nie będzie wpływać regularnie co miesiąc, bez względu na to, jakie się miało w tym czasie osiągnięcia. Jednak jest to inny rodzaj stresu. Fakt, że pracuje się na własny sukces, w swojej własnej firmie, niweluje pewne niedogodności i daje dużo więcej satysfakcji.

Po blisko dziewięciu latach na rynku Asia Dream Trip, może już Pani mówić o sukcesie swojego przedsięwzięcia?
Jeśli mierzyć go liczbą zadowolonych klientów oraz tych, którzy do nas wracają i jeżdżą z nami regularnie, to chyba tak.

Pani przepis na sukces?
Dziś, gdy konkurencja w branży turystycznej jest bardzo duża, nie można sobie pozwolić na opieszałość. Trzeba non stop pracować nad jakością produktów i usług oferowanych ludziom. Trzymać poziom, wychodzić naprzeciw ich oczekiwaniom, dostosowywać ofertę do ich potrzeb, personalizować ją. Być otwartym i elastycznym oraz właściwie dobierać partnerów, z którymi się współpracuje. Bardzo modne są teraz wakacje „szyte na miarę”, w których się specjalizujemy.

Trudno to osiągnąć?
Ja uwielbiam tę pracę. Kocham podróżować, czerpię wiele satysfakcji z kontaktu z ludźmi, czuję ich potrzeby, więc raczej nie myślę w kategoriach „trudno” czy ”łatwo”. To moja pasja i wszelkie pojawiające się trudności traktuję raczej jak wyzwania.

Ma Pani klientów korporacyjnych?
Wielu. Dla niektórych przygotowujemy indywidualne wyprawy, dla innych – w niewielkich grupach. Panie z korporacji chętnie korzystają z wyjazdów powiązanych z odnową biologiczną. Kobiety podróżują coraz chętniej i odważniej. To dla nich tym rodzaj zdrowej przyjemności, którą lubią siebie nagradzać.
Naszą misją powoli staje się przekonanie kobiet do podróżowania i zadbania o siebie – właśnie przez podróże. Azja, w której się specjalizujemy, daje tak szerokie możliwości dostosowywania wyjazdów do indywidualnych potrzeb, że jesteśmy w stanie niemal w każdym wypadku dobrać odpowiednią ofertę.

Izabela Marczak

Dodaj komentarz