Sprzedawała produkt, którego nikt nie potrzebował. Każdego ranka czuła bezsens swojej pracy. W końcu powiedziała szefowi – żegnaj i założyła szkołę jogi. Dziś pomaga menadżerom i pracownikom korporacji w walce ze stresami i wypaleniem zawodowym.
Mirosław Mikulski: Czym zajmowała się Pani w korporacji?
Monika Błaszczyk: Spędziłam w niej dwanaście lat. Zajmowałam się organizacją podróży służbowych i eventów dla wielkich, globalnych klientów oraz analizą wydatków i optymalizacją kosztów. Sprzedawałam też usługi w branży fitness.
Z ostatniej pracy odeszłam, ponieważ musiałam sprzedawać produkt, którego klienci nie chcieli od nas kupować. Chodziło właśnie o sieć klubów fitness, które oferowały swoje usługi firmom. Nie byłam do tego przekonana i wiedziałam, że nasi klienci tego nie potrzebują.
W pewnym momencie stwierdziłam, że to nie ma sensu i muszę spróbować czegoś innego. Zawsze szukałam pracy, która ma sens i w moim poczuciu wnosi coś wartościowego do świata. A ta nie wnosiła nic. Każdego dnia, gdy otwierałam rano komputer służbowy i planowałam zadania na dany dzień poczucie bezsensu narastało. Z moją motywacją było coraz gorzej.
Zdecydowała się Pani odejść z pracy z dnia na dzień?
W zasadzie tak. Spotkałam się ze swoim szefem i uczciwie mu powiedziałem, że przestałam czuć sens tego, co robię i odchodzę. Pożegnaliśmy się bardzo kulturalnie i do tej pory jesteśmy w dobrych stosunkach. Poszłam na swoje i założyłam szkołę jogi oraz medytacji. To było cztery lata temu.
Skąd zainteresowanie jogą?
To zaczęło się jeszcze na studiach. Miałam wtedy problemy z kręgosłupem i stwierdziłam, że muszę coś tym zrobić, bo skoro ciało zaczyna mi szwankować już w młodym wieku, to później będzie tylko gorzej. Konwencjonalne działania rehabilitacyjne nie przynosiły efektu, a po zajęciach z jogi ból ustępował. I tak jest do dziś.
Mam ponad czterdzieści lat, małe dziecko, które noszę na rękach i jestem w pełni sprawna fizycznie. W dziewiątym miesiącu ciąży prowadziłam nadal zajęcia jogi dla pracowników jednego z banków (śmiech). Jednak tym, co mnie najbardziej ujęło w jodze, to były efekty na poziomie samopoczucia psychicznego: spokój, zadowolenie, nowe pomysły i chęć działania – to było to!
Łatwo było zacząć?
Uczyć jogi zaczęłam siedem lat temu, jeszcze podczas pracy w korporacji. Ćwiczenia prowadziłam wieczorami, po całym dniu spędzonym w biurze. Ale to było zajęcie dodatkowe, można powiedzieć, że pracowałam na dwa etaty. Kiedy rzuciłam korporację mogłam rozwinąć skrzydła. Wynajęłam lokal i zaczęłam prowadzić kilka grup. Potem zaczęły się do mnie zgłaszać osoby na zajęcia indywidualne.
Miałam dużo klientów z korporacji. Znali mnie, wiedzieli, że znam ich świat i stresy, na jakie są narażeni. Wśród nich było wiele osób na wysokich stanowiskach, które niepokoiły się wysoką ceną, jaką płacą za sukcesy zawodowe. Głównie chodziło o dolegliwości zdrowotne: nerwice, bezsenność, choroby autoimmunologiczne. Ludzie ci szukali technik pozwalających na zwiększenie własnej efektywności oraz szybką regenerację psychiczną i fizyczną. Wkrótce zaczęły się do mnie zgłaszać też firmy z propozycjami organizowania regularnych zajęć dla pracowników. Były to nie tylko zajęcia z jogi, ale też z medytacji.
Te pierwsze sukcesy i zaskakująco pozytywne efekty, które obserwowałam i którymi dzielili się pracownicy po zajęciach, zachęciły mnie do stworzenia rocznego programu „Joga i medytacja dla biznesu”. Jest to program ćwiczeń fizycznych, oddechowych i technik medytacyjnych dobranych tak, by osiągnąć konkretne efekty, takie jak: rozwój kreatywności i koncentracji, wsparcie spokoju i stabilności emocjonalnej, budowanie silnej woli i dyscypliny czy też relaks i wzmocnienie układu nerwowego. Program spotkał się z dużym zainteresowaniem pracowników. Sama byłam zaskoczona tym, że z medytacją udało mi się wkroczyć do klienta korporacyjnego. Zajęcia prowadziłam m.in. w Mordorze, skąd sama wcześniej uciekłam (śmiech).
Czy po odejściu z pracy czuła Pani strach przed nieznanym?
Oczywiście, ale dzięki jodze i medytacjom miałam do siebie większe zaufanie. Wiedziałam, że jak się wykona krok do przodu, to świat odpowie pozytywnie. Kiedy dajemy znak i skaczemy na głęboką wodę, to szybko przychodzi pozytywna odpowiedź.
I tak rzeczywiście było w moim przypadku. Nawet kiedy nie zabiegałam o klientów, to ktoś do mnie zadzwonił i mówił, że natychmiast potrzebuje nauczyciela jogi. Na przykład duży koncern farmaceutyczny potrzebował odstresować swoich menadżerów i chciał bym zaprezentowała im na konferencji różne techniki regeneracji psychofizycznej.
Jak się Pani reklamowała?
Reklama i wysyłanie ofert do firm w moim przypadku zupełnie nie zadziałały. Mimo że miałam doświadczenie handlowe, to w tym przypadku ono się nie sprawdziło. Ale okazało się, że klienci sami do mnie zaczęli dzwonić, a potem pojawił się efekt śnieżnej kuli. Jedna firma była zadowolona, ktoś miał tam znajomego, dowiedział się o mnie i zadzwonił z propozycją przeprowadzenia szkoleń dla kadry kierowniczej. Potem pracownicy z tych firm sami zgłaszali się do mnie na indywidualne zajęcia. Chcieli być bardziej skuteczni, ale nie chcieli się spalić fizycznie i psychicznie.
Teraz ludzie i firmy, które korzystają z moich usług, polecają moje zajęcia innym, bo widzą, że to przynosi efekty. Komuś poprawiły się słabe od lat wyniki badań. Ktoś inny śmielej, bardziej otwarcie komunikuje się i okazał się świetnym liderem, który potrafi za sobą pociągnąć ludzi, choć nigdy siebie o to nie podejrzewał… Ktoś się odważył zakochać, bo odkrył, że pracoholizm był ucieczką od bliskich relacji. W końcu wydobywanie pełnego potencjału człowieka to główny cel jogi.
Czy potrzebowała Pani dużo pieniędzy, żeby rozpocząć działalność?
Wbrew pozorom do tego nie potrzeba dużo środków, chyba, że ktoś ma rozmach i marzy mu się piękne studio. W moim przypadku tak nie było. Zaczęłam skromnie – od wynajęcia lokalu na dwie godziny tygodniowo, kiedy jeszcze pracowałam na etacie. To nie była duża inwestycja, ale płynnie przeszłam „na swoje”.
Teraz mam małe dziecko i dzięki elastycznej formule pracy mogę pogodzić życie zawodowe z jego wychowaniem. Pracuję kilkanaście godzin tygodniowo, do tego dochodzą imprezy integracyjne oraz eventy. Często zgłaszają się do mnie przedstawiciele korporacji i mówią, że chcieliby pokazać swoim pracownikom coś inspirującego, co potem pomogłoby im w pracy i w życiu. Chętnie biorę udział w takich wydarzeniach.
Jest duże zapotrzebowanie na tego typu usługi?
Coraz większe i cieszę się z tego, bo zawsze chciałam robić coś wartościowego, a teraz widzę, że moja praca przynosi efekty. Dzięki niej zmieniło się życie wielu osób. Nie wypalają się zawodowo, lepiej śpią i nie mają nerwic. To sprawia, że więcej z siebie dają i są zmobilizowani do lepszej pracy.
Mój program jogi i medytacji dla biznesu okazał się sukcesem. Zadowoleni są jego uczestnicy oraz pracownicy działów HR, którzy są za niego odpowiedzialni. Niedawno miałam klienta, którzy przechodził proces restrukturyzacji. Było dużo zmian, którymi pracownicy byli bardzo zaniepokojeni. Przygotowałam dla nich specjalny program i to zadziałało. Także w czasie pandemii prowadziłam zajęcia on-line. Ćwiczyliśmy, medytowaliśmy i wspólnie się relaksowaliśmy. Okazało się, że to było bardzo potrzebne.
Przydały się Pani doświadczenia z korporacji?
Tak, bo ludzie z którymi pracuję wiedzą, że nie jesteśmy z dwóch różnych światów. Wiem jakiego potrzebują wsparcia i łatwiej mi przygotować produkt zgodny z konkretnymi potrzebami klienta. Lepiej rozumiem osoby po drugiej stronie stołu, kiedy mówią, że w ich korporacji planowane są zmiany, są nowe, wielkie projekty, duże napięcia i wszyscy pracują po godzinach. Potrafię się w to wczuć, bo sama tego doświadczyłam. Mówię im wtedy, że wiem jak to jest i możemy przejść przez to razem.
Służę także wsparciem przy przygotowaniu umów, tworzeniu ciekawych treści na potrzeby komunikacji wewnętrznej firmy czy też w opracowaniu wskaźników do pomiaru efektywności projektu. Ja mam trochę pracy biurowej, tak dla odmiany od fizycznej (śmiech), a pracownicy działu HR – wsparcie.
Jak z tej perspektywy ocenia Pani pracę w Mordorze?
Jest tam sporo osób, które lubią wyzwania. Cenią pracę, którą wykonują oraz szanują pieniądze, które tam zarabiają. Ale chcą lepiej zarządzać swoim ciałem, umysłem i emocjami, żeby nie płacić aż tak wysokiej ceny za swój sukces. Wielu osobom z którymi pracuję, dokuczają problemy ze snem, stres, niepokój i obniżony nastrój, szukają więc wsparcia, żeby te słabości ich nie pokonały. Chcą robić to samo i mieć takie same lub lepsze efekty, ale mniejszym kosztem dla swojego ciała i psychiki. Moim zadaniem jest pomóc im w tym.
Tęskni Pani za przeszłością?
Nie. Doceniam ją i zostawiam za sobą, tam gdzie jej miejsce. Czuję, że jestem w dobrym momencie swego życia. Robię z przekonaniem to, co czuję, że mam do zrobienia. Jednocześnie pamiętam, aby „być, jak rzeka: bez oporu, bez stagnacji i zawsze gotowa na zmianę”. Nie wiem co będzie za rok, a tym bardziej za dziesięć lat. Ale czuję, że kierunek jest dobry. Jestem na swoim kursie.
Rozmawiał
Mirosław Mikulski
Monika Błaszczyk – trenerka jogi i medytacji. Potrzebujesz się wzmocnić i dalej rozwijać? Zapraszam na moją stronę:
Dodaj komentarz