Do córki często przychodzi koleżanka z którą wymyślają różne eksperymenty. Ostatnio wpadły na pomysł mikstury slime’opodobnej, czyli tzw. glutka. W ich wydaniu chodzi o to, że trzeba zmieszać wszelkie dostępne środki.
Proces rozpoczęły od zbierania składników. Pierwsze dwie propozycje koleżanki to płyn do prania i do płukania. Moja córka stwierdziła, że nie mamy takich rzeczy w domu, na co zdziwiona koleżanka odrzekła, że to nie możliwe, że takie rzeczy każdy ma w domu. Otóż nie każdy. Od lat ograniczamy użycie chemicznych środków do sprzątania. Korzystamy z sody, octu i mydła potasowego. Te trzy składniki wystarczą aby utrzymać dom w czystości. Na temat szkód, jakie wywołują wdychane opary podczas sprzątania nie będę się rozpisywać, zapewne znajdziecie mnóstwo informacji na ten temat w bardziej wiarygodnych źródłach. Podsumowując: nie każdy ma w domu płyny do prania czy do płukania.
Dziecięce założenie: „przecież każdy tak ma, bo ja mam” bardzo często stosujemy my, dorośli. Jak by to mogło wyglądać z mojej strony? Każdy tak ma, że zdaje sobie sprawę ze szkodliwości nadmiaru chemicznych środków w domu. Każdy tak ma, że wie, ile produkuje śmieci i wie, jak zatruwa środowisko. Każdy tak ma, że nie chce jeść z naczyń, na których jest powłoka chemicznych detergentów…
Jedyna, ale za to bardzo duża różnica pomiędzy podejściem dorosłych i dzieci jest taka, że dzieci starają się dojść do porozumienia. A my, dorośli, uparcie trwamy w swojej prawdzie bo „Moja racja jest mojsza niż twojsza. Właśnie moja racja jest najmojsza”, cytując fragment filmu „Dzień świra”.
Dziewczynki szybko doszły do porozumienia i rozwiązały problem, zbierając część potrzebnych rzeczy to z jednego domu, to z drugiego. Jak wiele energii byśmy zaoszczędzili, skupiając się na znalezieniu rozwiązania problemu, który nas wspólnie dotyczy, a nie pokazując, jak bardzo ta druga strona się myli… Zapewne każdy z nas miał taką sytuację, kiedy to inny dział miał inne spojrzenie na problem, który dotyczył obu działów. Ile energii się zmarnowało podczas spotkania, na którym zamiast wysłuchać drugą stronę, upieraliśmy się, że to właśnie nasze rozwiązanie jest lepsze.
Ciekawa jestem jakby się potoczyły spotkania, gdyby każda ze stron postanowiła zatrzymać się i posłuchać – ale tak z uważnością – co druga strona ma do powiedzenia. Posłuchać z założeniem: „No dobra, ale co takiego się wydarzy, jeśli zrobimy jak oni chcą?”, i dopiero po takim spotkaniu strony ustaliłyby wspólny kierunek działania.
Jest jeszcze jedna rzecz, która wskazuje na przewagę dziecięcego sposobu patrzenia na świat. To ciekawość. Dzieci patrzą na drugą stronę, słuchają i myślą, że to ciekawe.
Po rozmowie rozpoczynającej opisaną zabawę, koleżanka córki zapytała mnie, dlaczego nie mamy takich płynów w domu. Opowiedziałam, jakie mam podejście do tych spraw, co jest dla mnie ważne i dlaczego zdecydowałam się na takie rozwiązanie. Przyjęła to ze zrozumieniem i z pewną dozą ciekawości. Może pomyślała o tym, że nie „każdy tak ma”, że są również inne rozwiązania. Tak – tak niewiele wystarczy, gdy spotykamy się z innym myśleniem niż nasze. Zatrzymajmy się na chwilę i pomyślmy: „O, to interesujące rozwiązanie, ciekawe dlaczego tak myśli i robi?”. I tyle. Na tym etapie nie musimy podejmować żadnych działań. Tylko włączyć ciekawość. Ciekawość innej racji.
Dorota Dabińska-Frydrych
Dodaj komentarz