Wywiad

Koniec świata Nataliji

Uciekaliśmy z naszego kraju nocą. Ciemność i ciszę rozdzierał tylko płacz dzieci i stukot kółek walizek, w których próbowaliśmy zmieścić całe swoje życie – opowiada Natalija Lyta, uchodźczyni z Ukrainy.

– To wszystko narastało stopniowo, dzień po dniu – zaczyna swoją opowieść Natalija, która wraz z mężem i dwiema córkami do niedawna mieszkała w Nowowołyńsku, mieście na zachodzie Ukrainy. Ona prowadziła kilka sklepów z odzieżą, on – warsztat samochodowy. – Życie płynęło zupełnie normalnie. W telewizji od jakiegoś czasu pojawiały się informacje o tym, że Rosja szykuje się do wojny. Nikt nie panikował, ale ludzie zaczęli robić zapasy. Ja też wrzucałam do codziennych zakupów dodatkową paczkę kaszy albo konserwę – mówi Natalija. Później zaczęła uzupełniać zapasy wody. – Ktoś ze znajomych powiedział, że mogą nam ją odciąć – wyjaśnia. Z czasem zakupy zaczęły przypominać zapasy preppersów, którzy przygotowują się do końca świata. Natalija kupowała zapałki, świeczki, baterie, a w końcu radio przenośne, którego mogliby słuchać w schronie.
– Wiesz, ja nawet kupiłam opaski uciskowe, które pozwalają tamować masywne krwawienia – mówi Natalija. Kiedy do podręcznych plecaków zaczęła pakować ciepłe koce, niezbędne leki, latarki, sama się do siebie uśmiechała. – Cały czas myślałam, że przesadzam, że to tylko moja nadgorliwość i zbytnia przezorność. Wierzyłam, że nie będą nam potrzebne – wspomina Ukrainka.

Muszę uciekać
Spakowane plecaki czekały „w razie czego”, ale życie rodziny i znajomych Nataliji toczyło się dalej. – Każdego dnia chodziłam do pracy, szykowałam córkom śniadanie i wysyłałam je do szkoły, zamawiałam towar do moich sklepów, spotykałam się ze znajomymi – opowiada. O nadchodzącej wojnie mówiono ale… – Zaklinaliśmy rzeczywistość, wierząc, że przecież w środku Europy, w XXI wieku, nikt nie będzie bombardował domów zwykłych ludzi – przyznaje dziewczyna i przymyka oczy wracając pamięcią do 24 lutego 2022 roku.

Spokojny sen Nataliji i jej męża przerwał dźwięk telefonu. Dzwoniła koleżanka, która mówiła coś o rakietach, wojnie i ostrzeliwaniu. – Nie mogłam zrozumieć, o co jej chodzi – wspomina kobieta. – Do mózgu docierały pojedyncze słowa, które nie układały się w logiczną całość. Wojna?? „Co ty opowiadasz?” – krzyknęłam w końcu zdenerwowana. Natalija pewna, że to histeria, nieporozumienie. Ale dzwonili kolejni znajomi i każdy z tą samą wiadomością. – Kiedy połączyła się moja teściowa i powiedziała, że prezydent ogłosił rozpoczęcie wojny, w końcu uwierzyłam, że dzieje się najgorsze.
– Wybiegłam na ulicę, chciałam kupić jedzenie, wodę, leki, uzupełnić zapasy – opowiada Ukrainka. To co zobaczyła na zewnątrz, w niczym nie przypominało świata z jeszcze wczoraj. – Wszystko się zmieniło. Na ulicach pełno ludzi, kolejki do sklepów, do aptek, do bankomatów, do stacji benzynowych. Ludzie wpadli w panikę. Ja też. Wiedziałam już, że nie ma zbyt dużo czasu na zastanawianie się. Muszę ratować córki! Muszę uciekać! – wspomina.

Decyzje zapadają jedna po drugiej. Jadą do Polski, do Łosic, tam pracuje mama Nataliji. Uciekają wszyscy: ona, jej mąż, córeczki, szwagier z ciężarną żoną, teściowie i dwie niedołężne babcie. Zostawiają dom, biznes, znajomych, przyjaciół, niedopitą kawę, niedojedzone śniadanie. Chwytają jeszcze tylko plecaki spakowane na „wszelki wypadek” i zamykają drzwi domu. Zostawiają ukochany kraj – Ukrainę. –Przekonałam się, że wcale nie jest łatwo wybierać między życiem a śmiercią – mówi.

Ratuj dziewczynki
Natalija opowiada o podróży do granicy z przerażeniem: – Dziesiątki samochodów i tłum ludzi. Każdy z niedowierzaniem patrzył na mijające nas kolumny czołgów. To było nasze wojsko, ale uzbrojone maszyny wzbudzały strach. Ziemia drżała, dzieci płakały. Nie sposób tego zapomnieć. Nie sposób zapomnieć, jak wygląda wojna.
Przy granicy czekała ogromna kolejka samochodów, która z każdą chwilą stawała się dłuższa. Zapadł zmrok, a powietrze zrobiło się naprawdę zimne. W samochodach nikt nie włączał ogrzewania. Benzyna była zbyt cenna, by włączać silnik stojąc w kolejce. Natalija widziała tych, którym paliwo się skończyło. – Porzucali samochody i szli przed siebie szukając ratunku. Wyczerpani, przerażeni i zmarznięci, ich lament i stukot kółek od walizek rozdzierał nocną ciszę – wspomina. Noc w samochodzie była straszna. Córki Nataliji płakały przerażone, chorej babci nie było jak zmienić pampersa. Ale nad ranem byli już niemal u celu.

– Wtedy okazało się, że wyszło rozporządzenie zabraniające wyjazdu z Ukrainy mężczyznom w wieku od 18 do 60 lat – mówi Natalija. – Nie umiem opowiedzieć o histerii dziewczynek, które miały pożegnać się z tatą. Nie umiem mówić o sobie samej zapuchniętej od płaczu, błagającej każdego spotkanego pogranicznika o pozwolenie na wyjazd całej naszej rodziny. Wciąż słyszę w głowie „Ne vidpushchu! Nazad!” (Nie przepuszczę was!). Błagałam o litość, ale na próżno. Mąż i brat musieli zostać w kraju – wspomina Ukrainka. Na pożegnanie od męża usłyszała: „Ratuj siebie i dziewczynki”.

Nowa rzeczywistość
Kiedy przekroczyli granicę, Natalija była strzępem człowieka. – Mój świat skończył się jednego poranka. Teraz miała się zacząć zupełnie nowa rzeczywistość. Przerażała mnie, bałam się wszystkiego, nawet spojrzeć na innych ludzi. Znalazłam resztki sił, resztki dawnej siebie, gdy spojrzałam na córki. Dla nich musiałam iść dalej – mówi.
Podróż była udręką. Samochodem jechali Natalija, jej dwie córki, ciężarna bratowa, teść, teściowa i dwie obłożnie chore babcie. – Od początku podróży miały niezmienione pampersy. Nic więcej nie muszę chyba mówić. Byliśmy głodni, zziębnięci, zmęczeni do granic możliwości – wspomina dziewczyna. Kończyła się benzyna. Na stacji paliw, do której zdołali dotrzeć, zabrakło ropy. – Stałam i płakałam jak dziecko. Nie mogłam złapać żadnych jasnych myśli, w głowie dudnił mi tylko stukot kół walizek, który słyszałam na granicy – mówi Natalija. Spojrzała na swoje odbicie w lusterku na stacji. Była zapuchnięta od płaczu, brudna, niewyspana, na twarzy zamiast makijażu miała strach, żal i rozpacz. – Byłam przerażona, bo nagle dotarło do mnie, że jestem uchodźcą – opowiada.

Na stacji podeszła do kobiety, Polki. – Błagałam ją, by pomogła mi kupić paliwo. Miałam nadzieję, że może gdzieś w pobliżu jest ktoś, kto ma jakieś zapasy, że sprzeda nam trochę ropy, tak żeby wystarczyło do następnej stacji paliw. I ona obiecała, że pomoże. Wsiadła w swoje auto i pojechała sprawdzić, czy na sąsiedniej stacji jest możliwość zatankowania. Za chwilę wróciła z dobrą wiadomością i nas tam zabrała. Nie chciała żadnych pieniędzy, pomogła nam tak po prostu. Znów płakałam, tym razem ze wzruszenia – opowiada Natalija.

Najlepsi goście
Dziewczyna była jednak tak wykończona, zestresowana i głodna, że nie była w stanie jechać dalej. – Nie miałam pojęcia co robić. Szukać hotelu? Spać w samochodzie? Pomogła nam znowu Agnieszka, dziewczyna ze stacji. Zaprowadziła nas do miejsca zorganizowanego dla uchodźców w Hrubieszowie – wspomina Natalija. – Nagle zobaczyłam tych wszystkich ludzi, którzy ruszyli, by nam pomóc. Łóżka, kanapki, herbata i kawa – wszystko przygotowane jak dla najlepszych gości. Polacy przynieśli ubrania na zmianę, zabawki dla dzieci. Tam mogliśmy odpocząć przed dalszą podróżą – dodaje.

Pasażerowie Nataliji postanowili się rozdzielić. Część wyruszyła do Łodzi i Krakowa, gdzie czekała na nich rodzina. Ona skierowała się do Łosic, do mamy. – To była już inna podróż. Odpoczęłam w Hrubieszowie, uzupełniłam kalorie, uspokoiłam się, poczułam, że w Polsce jestem bezpieczna – na twarzy Ukrainki pojawia się uśmiech. – Kiedy dotarłyśmy do miasteczka, czekał tu na nas pokój w pięknym, odremontowanym budynku w samym centrum. Mieszkańcy zapewnili nam jedzenie, ubrania, kosmetyki – wspomina. Ona i jej córki były pierwszymi uchodźczyniami w Łosicach. Po kilku dniach Transgraniczne Centrum Dialogu Kultur, gdzie przygotowano pokoje dla Ukrainek i ich dzieci, wypełniło się kobietami. Każda z nich miała podobną historię, każda znalazła w sobie siłę by przetrwać. O czym dziś marzą? – By przytulić męża. Tylko tyle – odpowiada Natalija.

Joanna Gąska, Ewa Korsak

Natalija z córkami, Danusią i Milaną w Łosicach [fot. Joanna Gąska]
Danusia i Milana [fot. Joanna Gąska]
Natalija Lyta

Dodaj komentarz