Korpolife

Korpolife w TajlandiI (4): Spotkania i raporty

Pracowałam na stanowisku Senior Managera, jednak nie miałam swobody w działaniu, która w Polsce była przypisana do tej funkcji. Oczywiście proponowałam rozwiązania i wiele z nich wdrożyłam, jednak zawsze odbywało się to po ostrożnej analizie. Męczyło mnie ciągłe przygotowywanie raportów i prezentowanie ich na spotkaniach licznemu gronu innych menedżerów i dyrektorów.

Przez cały okres pracy stale byłam przepytywana. Przygotowywałam i przesyłałam różne dokumenty do wielu osób. Czy byłam wyjątkiem? Nie. Inni pracownicy na różnych szczeblach również raportowali zadania i wyniki na spotkaniach, które gromadziły czasem kilkanaście osób. Wszyscy uważnie słuchali, a pytania zadawały osoby na wyższych stanowiskach. Poziom zaufania do pracownika oraz przyzwolenie na podejmowanie przez niego decyzji był dużo niższy niż w Polsce.

W Polsce wiele czynności jest zlecanych firmom outsourcingowym, ale w Tajlandii jest to rzadka praktyka. Koszt utrzymania pracownika jest stosunkowo niski i pozwala na zatrudnienie wielu specjalistów w jednej firmie lub nawet powielanie stanowisk w różnych działach. Bardzo mi to ułatwiało wykonywanie obowiązków, ponieważ mogłam współpracować bezpośrednio z zespołami wewnątrz firmy i spotykać się z pracownikami twarzą w twarz. Taka struktura z jednej strony bardzo usprawniała pracę, ale z drugiej łatwa dostępność pracowników i szybkie wykonywanie zadań czasem generowały dodatkowe pomysły. Były to zadania, których w Polsce byśmy uniknęli, aby nie powodować czegoś takiego jak „puste przebiegi”. Uczestniczyłam w wielu spotkaniach, chociaż nie wszystkie mnie dotyczyły. To wszystko zabierało dużo czasu i kosztowało mnie sporo energii.

Każda czynność, którą mogłam obserwować u swoich kolegów, była wykonywana z dużą starannością i dbałością o czytelność i estetykę. Jeśli chodzi o standardy i zadania narzucane przez centralę znajdującą się poza Tajlandią, muszę powiedzieć, że w Bangkoku były wykonywane bardzo restrykcyjnie. Podczas spotkań z innymi krajami Tajlandia zawsze była najlepiej przygotowana pod względem wizualnym i dotrzymania terminów. Wynikało to z narzuconych standardów pracy typowych dla korporacji z zachodnim kapitałem. Jednak w Tajlandii dotrzymywanie  terminów nie jest regułą. Łatwo to można zauważyć załatwiając sprawy w urzędach czy bankach.

Pod tą wierzchnią warstwą kryło się dużo poważnych problemów organizacyjnych. Współpracujące małe firmy i agencje nie zawsze dotrzymywały ustalonych deadline’ów.

Zdarzało się, że bez słowa ktoś na niskim szczeblu rezygnował z pracy i znikał. Trudno mi określić skalę takich zjawisk, ale miałam wrażenie, że im dalej od biura w Bangkoku, tym trudniej było utrzymać zaangażowanie pracowników na niskich stanowiskach. Klienci, którzy stracili kontakt z takim agentem, składali reklamacje, dzwonili na infolinię i często jako pierwsi informowali firmę, że zerwał współpracę. Zdarzało się nawet, że pobierali zaliczki od klientów i znikali. To wynika z niedojrzałości rynku tajskiego, to co w Polsce jest niespotykane, w Tajlandii zdarzało się ze szkodą dla firmy i klientów.

(cdn)

Aleksandra Tabor

Fragment książki Aleksandry Tabor pt. „Tajlandia. Notatki z życia i pracy” – w której próbuje obalić kilka błędnych opinii o Tajlandii. Wydawnictwo BookEdit.

Dodaj komentarz