Korpomama

Lustro i zmiany w kodzie

Dzieciaki im są starsze, tym bardziej możemy się w nich przeglądać jak w lustrze – ze wszystkimi naszymi niedociągnięciami i cechami, których w sobie nie lubimy. W ostatnim czasie rzucił mi się w oczy taki rysunek (niestety nie pamiętam autorki): mama z córką (w wieku około sześciu lat), córka uśmiechnięta i zadowolona, jak to dziecko. Mama z zatroskaną miną patrzy na dziecię, a w dymku są jej słowa: „Miałaś być lepsza ode mnie, a ty jesteś taka sama jak ja i jeszcze się z tego cieszysz”. Jak wiele informacji autorka nam przekazała w tej krótkiej historii!

Kiedy na świecie pojawiają się dzieci, z całych sił chcemy, żeby były naszymi lepszymi wersjami. Takim udoskonalonym modelem 2.0. W końcu trochę w tym życiu przeszliśmy, potestowaliśmy różne rozwiązania, parę systemów się zresetowało. Czasami musieliśmy wgrywać zupełnie nowy program operacyjny po kompletnym zainfekowaniu. Jak już przeszliśmy tyle upgrade’ów, to teraz przecież wystarczy z tymi danymi zrobić „kopiuj – wklej” i nowy model gotowy. Proste? Proste w teorii, tylko gorzej, że w praktyce zawsze coś się zawiesi. Wkradnie się jakiś bot, który zmieni proces kopiowania. Jakiś plik w międzyczasie ulegnie zniszczeniu i już kod żyje własnym życiem.

Bo te nasze nadpisane pliki nigdy nie giną, krążą gdzieś tam w odmętach systemu i jak tylko pojawi się spadek energii, zaraz znajdują drogę, żeby wyjść na zewnątrz i krzyknąć: Halo! Ja tutaj jestem, nie myśl, że się mnie pozbyłaś!
A nasze dzieciaki są jak filtry antyspamowe: wyłapują wszystko, co ma choćby jakiś mały procent sugerujący, że jest odstępstwem. I żeby to rozpoznało taki symptom jako oprogramowanie złośliwe, to nie. Zapala się czerwona lampka: „O, nie wolno? Trzeba zbadać!”. Być może ten ogień wcale nie jest taki gorący? Być może ten lód nie jest taki zimny, a kałuża nie aż taka głęboka? I przejmuje taki dzieciak złośliwe oprogramowanie w całej okazałości. Nawet nie wiecie kiedy to nastąpiło, a już słyszycie swoje słowa z jego ust – chociaż są to akurat te słowa, których za nic nie świecie nie chcielibyśmy im przekazać.

Im starsze dziecko, tym bardziej zauważasz, że „kopiuj – wklej” podziałało. Tyle że w dużej mierze wraz z naszym programem, którego chcieliśmy się pozbyć. I teraz trzeba zacząć kolejny proces udoskonalania, tylko że w pierwszej kolejności dotyczy on systemu bazowego, czyli nas samych. A dzieciaki, ten model 2.0, lepsze wersje nas, jeżeli tylko zobaczą że nowy system jest bardziej kolorowy, weselszy, cieplejszy, z przyjemnością się podłączą i same zgrają sobie to, czego potrzebują.
Dodatkowo, w miarę upływu czasu dostrzegamy, że kopiowanie programów odbywa się również od starszych modeli. Tych, które były przed nami – czyli dziadków. Oni zapewne również mieli plan na lepsze wersje nas. A my pojawiliśmy się, rośliśmy, byliśmy tacy sami i jeszcze się z tego cieszyliśmy. Oczywiście do czasu, bo w pewnym momencie, zazwyczaj w okolicach wieku nastoletniego, następuje zupełne odcięcie od stacji bazowej. Jednak po wielu resetach systemu, okazuje się że, korzeń mocno się trzyma i nie tak łatwo go zmienić.

Więc co nam pozostało? Nanosić konsekwentnie zmiany w kodzie u siebie. Nie zaczęło się od ciebie, ale ty możesz być tą osobą, która dokona zmian w kodzie rodzinnym.
Warto o tym pamiętać, kiedy spotkamy się przy wigilijnym stole. I skupić się na ulepszeniach, które wgrywaliśmy przez lata i na dobrych kodach źródłowych, które są trzonem kolejnych udoskonaleń. Jak mawia klasyk Stanisław Lem: „Bądź dobrej myśli, bo po co być złej”.

Wesołych Świąt. Serio!

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz