Jasiek jest fanem piłki nożnej. Ale nie takim, że po prostu lubi sobie pokopać piłkę latem lub czasem obejrzy jakiś mecz. O takiej „zajawce” to bym nawet nie wspominał.
Mój syn jest prawdziwym fanatykiem piłki nożnej. On o piłce nożnej myśli cały czas. Na konsoli gra tylko w „FIFĘ”. Inne gry dla niego nie interesują. Z klocków lego buduje wyłącznie stadiony, na których zresztą później urządza mecze piłki nożnej. Okrasza je nawet fantastyczną komentatorską opowieścią, której nie powstydziłby się sam Dariusz Szpakowski. A to i tak mało. Buduje boiska z papieru. Ba, nawet robi (i zbiera oczywiście) własne karty z piłkarzami oraz wymyśla i tworzy gry planszowe oparte na zasadach piłki kopanej. Jeśli tylko pogoda pozwala, niemal każde popołudnie spędzamy na przyszkolnym boisku, na którym… gramy w piłkę nożną. A zimą, kiedy pogoda nie pozwala, gramy w piłkę w Jaśka pokoju. Ubrania – najlepiej z motywem piłki nożnej. Leniwe weekendowe popołudnia na plaży – gramy w piłkę nożną. U dziadków w ogródku – gramy w piłkę nożną. Zaraz ktoś pomyśli: Boszee, zapiszcie go do jakiegoś klubu. Otóż Jasiek trenuje w osiedlowym klubie od blisko czterech lat. Na pierwsze treningi poszedł, gdy miał 3 latka. Potykał się o piłkę, ale starał się nie opuszczać żadnego treningu. I tylko wciąż nie może się zdecydować: być bramkarzem, jak Wojciech Szczęsny, czy raczej napastnikiem, jak – wiadomo – Robert Lewandowski.
Czy to jest dla mnie uciążliwe? Oczywiście, że nie. To fantastyczne, że Jasiek ma pasję, która jest dla niego ważna i której oddaje się całym sercem. Tym bardziej, że nawet nie wiem skąd ten ciąg do piłki nożnej się wziął. Mój stosunek do piłki nożnej jest raczej ambiwalentny. I można to uznać za eufemizm. Meczów nie oglądam, polska liga mogłaby dla mnie nie istnieć. A mecze reprezentacji oglądam jedynie w formie skrótów, bo szkoda mi tracić czasu na całe spotkanie. To znaczy oglądałem, bo od kilku lat towarzyszę Jaśkowi w kibicowaniu tym potyczkom piłkarskim. Dobrze się przy tym bawimy i razem ekscytujemy się każdym golem.
Obejrzeliśmy nawet mało pasjonujący ubiegłoroczny finał o Puchar Polski. Lechia Gdańsk grała chyba z Cracovią. Wynik rozstrzygnął się dopiero w dogrywce. Ja już lekko drzemałem i myślałem, że Jasiek również odpłynął. Było w końcu już ok. 23. Podnoszę jedną powiekę, a Jasiek siedzi twardo i ogląda, jakby to był co najmniej słynny „El Clasico”.
No i teraz najważniejsze: czy Jasiek ma talent. Nie wiem. Trudno ocenić. Na pewno nie jest cudownym dzieckiem piłki nożnej. Nadrabia za to ogromnym zapałem i chęciami. Jestem właśnie po lekturach autobiografii dwóch sportowców: tenisisty Andre Agassiego i lekkoatlety (biegacza) Mo Farah’a.
Agassi nawet nie wiedział, że ma talent. Grał w tenisa od małego i ciężko trenował już jako kilkulatek. Ambitny ojciec kazał mu codziennie wykonać blisko 2,5 tysiąca uderzeń rakietą. Natomiast Mo Farach miał talent do biegania. Jednak sam przyznał, że talent pozwolił mu zajść tylko do pewnego etapu, potem inni już byli od niego dużo lepsi. Tylko ciężka i systematyczna praca pozwala zostać mistrzem w danym fachu. Czy chciałbym, żeby Jasiek został zawodowym piłkarzem? Nie wiem. Ma dopiero 6,5 roku.
Wszystko może się zmienić. Ważniejsze jest to, że ma pasję, która daje mu ogromną radość. O czym, my dorośli, zbyt często zapominamy.
Piotr Krupa
Dodaj komentarz