Korpomama

Nasz czas

Gdy czytacie ten numer minęły już prawie trzy miesiące odkąd żyjemy w trochę innej rzeczywistości. Trzy miesiące to dziewięćdziesiąt dni, to dwa tysiące sto sześćdziesiąt godzin. Ciekawa jestem czy zdajcie sobie sprawę, że już tyle czasu minęło. Ja żyję w jakiejś innej czasoprzestrzeni, jedynie poniedziałki jestem w stanie odróżnić od innych dni, ponieważ jest po niedzieli w czasie której nie ma zadań domowych.
Reszta dni rozmywa się i przepływa przez palce, czasami zastanawiam się czy to środa czy czerwiec. W tym roku planowałam zwolnić, pracować w swoim tempie. W kwietniu mieliśmy jechać na urlop – nie odbył się. Maj miałam zapełniony zleceniami – teraz w kalendarzu mam pusto. W czerwcu mięliśmy jechać w nasze ukochane Bieszczady – raczej nic z tego nie wyjdzie…

Czasami czuję się jak Bill Murray w „Dniu świstaka”. Pobudka, śniadanie, Librus, zadania, obiad, zabawa, kolacja, mycie, czytanie przed snem, spanie i tak w kółko. Między tymi zadaniami wyrwany czas na pracę. Tak, wyrwany. Praca i jednoczesne zajmowanie się zerówkowiczką to – jak dla mnie – wyrwany czas na pracę. Oczywiście moja córka bardzo dużo już umie, w końcu jest moim dzieckiem – więc wiadomo, że postrzegam ją jako mądrą i dzielną dziewczynkę. Niestety, nie wykona wszystkich zadań bez mojej pomocy. Co wiąże się z ciągłym „mamo!”. Nie wiem jak to wygląda kiedy macie starsze dzieci. Wyobrażam sobie, że z nimi jest mniej pracy, że same połączą się na lekcję, odrobią zadania, zdadzą raport. Tylko coś tak czuję, że to moje wyobrażenie nie do końca zgadza się z rzeczywistością. A kiedy czytam poradę typu: „Wytłumacz dziecku, że teraz jest Twój czas na pracę i daj mu kredki”, tylko jedno słowo ciśnie mi się na usta.

Pojawiają się we mnie złość, niemoc, smutek, wycofanie, poczucie, że jestem niezrozumiana. Z racji uwarunkowań biologicznych my, mamy jesteśmy przez dzieci preferowane. To do nas przychodzą z każdym pytaniem, to od nas domagają się ciągłej atencji, to my dajemy im poczucie wartości. Oczywiście nie umniejszam tutaj roli tatusiów, o nie! – tatusiowie są bardzo ważni w wychowaniu dzieci. To po prostu prawo natury, że dziecko w pierwszej kolejności kieruje się do mamy. To jest piękne i straszne.
Piękne – bo super być dla kogoś tak ważną i smutne – bo przez to mamy tak mało chwil dla siebie. Jak czyta to jakiś tatuś, to mam prośbę: pomyśl o tym, ile razy wczoraj twoje dziecko zwróciło się z pytaniem do ciebie, a ile razy do żony / partnerki. Tylko tak uczciwie, tak – nawet bym powiedziała – matematycznie. Możesz zrobić taki eksperyment dzisiaj. Podziel kartkę na pół i stawiaj kreseczki za każdym razem jak usłyszysz „mamo” i „tato”. Dlatego zamiast dokładania kamyczków do tego koszyczka („Dlaczego się złościsz?”, „O co ci chodzi?”) przytul swoją żonę, partnerkę i powiedz: – Widzę, że jest ci ciężko.

To może być piękny czas na budowanie relacji, wzajemnego zrozumienia i powiększania zaufania. Kiedy obydwoje partnerzy otworzą się na siebie, kiedy wykażą zainteresowanie sprawami drugiej strony. Kiedy poklepią się po ramieniu.
Dajmy więc sobie chociaż wieczorem czas dla siebie, chociaż godzinkę na przytulanie na kanapie i dzielenie się swoimi sprawami. Daj sobie też droga mamo czas TYLKO dla siebie  – wyjdź z domu, zamknij się w sypialni czy w łazience, posiedź w samotności, pooddychaj, napij się kawy SAMA. Porób coś, co sprawi tylko tobie przyjemność.

Bardzo bliska jest mi maksyma: „Żeby zadbać o innych, zacznij od dbania o siebie”. Kiedy to zrobimy, łatwiej nam przyjdzie przeżyć ten czas, mieć więcej cierpliwości. A pamiętajcie drogie kobiety, że mamy przed sobą jeszcze wakacje. Dlatego dbałość o siebie i wyznaczanie granic zacznijmy już dzisiaj.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz