Dawid Kaźmierczak już po pierwszym roku studiów wiedział, że chce się zajmować reklamą i komunikacją społeczną. Po latach pracy w różnych agencjach i zdobywania doświadczeń postanowił pójść własną drogą. Mówi, że za dużo swego entuzjazmu, czasu i energii oddawał firmom, w których wcześniej pracował. Założył agencję Polot i dziś zatrudnia 25 osób.
Mirosław Mikulski: Od dawna zajmuje się pan reklamą?
Dawid Kaźmierczak: Od piętnastu lat. Zdecydowałem się na to, ponieważ od zawsze lubiłem komunikację i wszystko co jest z nią związane. Interesowałem się tym od dwunastego roku życia. Studiowałem stosunki międzynarodowe ze specjalnością public relations w biznesie międzynarodowym, a potem medioznawstwo i już po pierwszym roku wiedziałam, że chcę się tym zajmować.
Pracę zaczynałem w 2011 r. od długiego stażu w agencji reklamowej i nie ukrywam – wyzysku. Jeśli jakaś firma zatrudnia stażystów przez osiem miesięcy i płaci im 400 zł miesięcznie, to inaczej nie można tego nazwać. Ale dużo się tam nauczyłem. Potem przeszedłem do Ogilvy, gdzie pracowałem ponad dwa lata, a następnie do działu obsługi klienta w DDB. Lata 2014-15 to był czas, w którym mocno zainteresowałem się social mediami i zacząłem pracować także poza agencją. Od tamtej pory przechodziłem już do agencji typowo digitalowych i social mediowych, gdzie byłem social media directorem.
Dlaczego założył pan własną firmę?
Nie narzekałem na pensję, ani na brak ofert pracy z innych agencji. Mógłbym pracować w jednej z nich aż do emerytury. Stwierdziłem jednak, że za dużo oddaję swego entuzjazmu, czasu, energii i wszystkiego, co posiada osoba między 21 a 33 rokiem życia, bo wtedy byłem w tym wieku. Nie chciałem potem żałować, że czegoś nie zrobiłem i zastanawiać się, co by było gdyby…
To był główny powód, ale ta decyzja wynikała też z moich ambicji stworzenia czegoś swojego. Także wykreowania ciekawego środowiska pracy, które powinno być rozwijające dla innych, a nie stanowić jedynie maszynkę do robienia pieniędzy.
Długo dojrzewał pan do decyzji, żeby zacząć pracować na własny rachunek?
Zdecydowanie za długo, przynajmniej o dwa lata, ale widać ten czas był potrzebny.
Zacząłem w grudniu 2021 roku i cały kolejny rok poświęciłem na zdobywanie pierwszych klientów, stworzenie struktury biznesowej czyli zatrudnienie etatowych pracowników, zapewnienie płynności finansowej, a potem na rozwój firmy. Kiedy to już nastąpiło – 17 listopada 2022 roku – ogłosiłem powstanie Polotu. Pamiętam dokładnie ten dzień.
Skąd ta nazwa?
Polot to piękne polskie słowo określające lekkość w wyrażaniu siebie, która wynika głównie z wiedzy i charyzmy, ale też z dużej pokory wobec otaczającego nas świata. Nie ma w nim buty, cwaniactwa ani pychy. Szukałem nazwy w języku polskim, która odda to w jednym słowie. Dla mnie polot to umiejętność postawienia kropki tam gdzie powinna ona być i zrobienia pauzy tam gdzie ona robi wrażenie. To dla mnie polot w komunikacji.
Łatwo było zdobyć pierwszych klientów?
Niełatwo, mimo że miałem duże doświadczenie na tym rynku. Pierwsze miesiące były dla mnie bardzo wymagające. Wcześniej pracowałem z dużymi markami, to były globalne brandy, a takich klientów trudno pozyskać nowej firmie.
Pierwszy był Storytel i jest z nami do dziś. Potem wygraliśmy duży przetarg na obsługę w social mediach jednej z marek beauty i od tamtego czasu wszystko zaczęło iść do przodu. Obecnie mamy ponad 17 klientów z różnych branż i zatrudniamy 25 osób.
Trudno zarządzać tak dużą grupą?
To chyba jest największym wyzwaniem, ale też sprawą, która daje mi najwięcej satysfakcji. Myślę, że każdy kto otwiera swój biznes, a wcześniej kierował grupą ludzi, zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nim ciąży. Do każdego trzeba podejść indywidualnie i stworzyć dobry system zarządzania.
Dla mnie w pracy zawsze najważniejszy jest człowiek i empatia w podejściu do innych ludzi, choć jednocześnie trzeba to umiejętnie wywarzyć w kontekście celów biznesowych i rozwoju firmy.
Czy atrakcyjność miejsca pracy jest ważna?
Tak, tworzenie środowiska pracy to dla mnie bardzo istotne zagadnienie. Ludzie są różni, mają różne motywacje i nie każdy musi kochać innych, ale pracowałem w wielu agencjach i niektóre były bardzo toksycznymi miejscami. Nie były nastawione na drugiego człowieka tylko na jego eksploatację. To mnie mocno dotknęło i nie chciałem sam tworzyć takiej struktury.
W reklamie pracuje się dużo i szybko – to się nie zmieni, ale to też jest takie miejsce, gdzie drugi człowiek, jego emocje i ambicje mają duże znaczenie. W końcu sprzedajemy talent ludzi, a nie śrubki, które możemy wymieniać.
Czego pan oczekuje od ludzi?
Szczerości, zaangażowania i uczciwości wobec samych siebie. Branża reklamowa nie jest łatwa, a uczciwość wobec samego siebie pozwala się nie wypalać w pracy, nie przykładać zbyt dużej wagi do rzeczy błahych i umiejętnie zarządzać napięciem i presją, które są codziennością w tej pracy.
Napisał pan kiedyś, że branża reklamowa jest nieludzka…
Zgadza się – bo jest bardzo nastawiona na efekt i nie bierze pod uwagę wielu aspektów związanych z presją, jaka jest wywierana na ludzi, choć przecież ta branża oparta jest na ludziach i ich talentach. To dla mnie paradoks. Powiedziałem to, żeby wyznaczyć sobie kierunek, w którym chcę podążać i żebym pamiętał o tym, że człowiek zawsze jest najważniejszy.
Stwierdził pan też, że misją firmy jest łączenie kreatorów popkultury z branżą reklamową?
To dla mnie bardzo istotne, ponieważ po latach pracy sam czerpię paliwo do tworzenia z popkultury, a nie ze świata reklamy. Świat reklamy jest odtwórczy i zawsze tak było, ale jest coś pięknego, kiedy element popkultury łączy się z jakąś marką czy produktem. Gdybym szukał inspiracji tylko u dyrektorów kreatywnych, to już bym się wyczerpał. Fascynują mnie twórcy – może to być znany muzyk, ale też twórca mema, który rozśmieszył mnie w internecie. To mi daje wiatr w żagle.
Zauważyłem, że lubi się pan zajmować edukacją.
Tak, sprawia mi przyjemność edukowanie innych, bo na początku sam nie miałem się od kogo uczyć. Obiecałem sobie, że kiedy będę mógł komuś doradzić, zrobię to. I dzielę się swoją wiedzą od lat, zawsze za darmo, bo uważam to za mój obowiązek. Zwłaszcza, kiedy zależy nam na przyciąganiu talentów. Edukuję moich ludzi, dzielę się z nimi swoim doświadczeniem oraz wspieram działalność takich instytucji jak stowarzyszenie agencji reklamowych.
Używa pan w pracy sztucznej inteligencji?
Sztuczna inteligencja nie zmieniła jeszcze bardzo świata reklamy, ale myślę, że zmieni każdą branżę i jej znaczenie będzie tylko rosnąć. Można nią zastąpić wiele czynności, które dotychczas wykonują ludzie. Dla mnie to podstawa do funkcjonowania nowoczesnej agencji. Lubię AI i będę używał tego narzędzia często, bo bardzo to ułatwia pracę.
Jak wyobraża pan sobie swoją firmę za kilka lat?
Mam nadzieję, że nadal będziemy atrakcyjni dla klientów ze względu na niebanalne podejście do kreatywności i własny styl, z którym będziemy kojarzeni. Chciałbym też, żeby firma przyciągała talenty ze względu na panujący w niej klimat i sposób funkcjonowania.
Mirosław Mikulski

Dodaj komentarz