Korpomama

Optymista czy pesymista?

Mój mózg działa tak, że pamięta wiele spraw, choć nie wiem, skąd wzięłam tę wiedzę. Nie pamiętam nazwisk autorów, teorii. Ale gdzieś to wszystko się układa i łączy w grupy wiedzy. Nie mam pojęcia skąd to wiem, ale nagle odpala mi się jakieś neuronalne połączenie i płynie strumień. Niestety – to był problem na sprawdzianach.

Moja córka jakby wyczuwała tę dysfunkcję i zawsze pytała: skąd to wiesz? Jakby podświadomie wyczuła, że, no, nie wiem. Plan rozmowy był taki sam: dlaczego puch nie topi się w kałuży. Mówię więc o napięciu powierzchniowym ludzkim językiem, bo – jak już napisałam – nie pamiętam naukowych zwrotów. A ona: skąd wiesz?

Teraz już się nie dopytuje, może przez 10 lat swojego życia nabrała zaufania do mojej wiedzy? A może stwierdziła, że takie dyrdymały opowiadam, że nie będzie podważać mojej wiedzy wątpliwościami i niech matka żyje w błogiej nieświadomości. Nie mniej zawsze mnie zastanawiało, skąd to pytanie pojawiało jej się w głowie. Wraz z pierwszymi pytaniami „dlaczego?”, szły pytania „skąd wiesz?”. Pamiętam, że kiedyś mnie to krępowało, gdy nie mogłam podać całego procesu zdobywania wiedzy.

Im jestem starsza, tym bardziej hołduję postawie odpuszczania i myślę: wiem i już. Czy muszę się ze wszystkiego tłumaczyć? Nie. Więc po tym przydługim wstępie, zapraszam do sedna.

Naszła mnie taka myśl – być może to jest potwierdzone badaniami – że postawa dziecka wobec świata, jego sposób odbioru świata, kształtuje się około 10. roku życia. I że to właśnie w tym czasie kształtuje się postawa optymistyczna lub pesymistyczna młodego człowieka. Czy będzie jojczyć na każdym etapie swojego życia. I gdybać „jakby coś – to ja coś”: „A jakbym się urodziła gdzie indziej, to bym wymyśliła Facebook”. „A jakby nie światła, to bym zdążyła na autobus”. I tak dalej, i tak dalej…

Macie pewnie takie osoby w swoim otoczeniu. „Nie mogę wykonać tej pracy jak należy, bo szef nie traktuje mnie niepoważnie. To szefa wina, że nie wywiązuje się z zadań”. Jak łatwo się domyśleć, na drugim biegunie jest postawa optymistyczna, a raczej taka postawa, która utwierdza osobę w jej sprawczości. „Wyjdę wcześniej z domu, bo światła koło mojego bloku strasznie długo się zmieniają, dzięki temu zdążę na autobus”. „No dobra, spóźniłam się na autobus, spróbuję złapać taksówkę i zadzwonię, aby uprzedzić o spóźnieniu”.

Tak – w bardzo dużym uproszczeniu – wygląda rozróżnienie dwóch typów odbioru świata.

Więc mocno zaczęłam się przyglądać mojemu dziecku, by wyłapać, jak ona reaguje w różnych sytuacjach. I już widzę jeden niepokojący objaw, z którym należy pracować, aby nie odbierała sobie sprawczości. Ale o tym nie będę pisać. Jeśli uzna za stosowne pochwalić się swoim rozwojem, sama o tym napisze.

 

Dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna. Finalne wolę parę razy się sparzyć jako optymistka, ale iść przez życie z nadzieją i wyciągać to co najlepsze, nawet w chwilach porażki, niż przeżyć życie bez kryzysów, ale jako pesymistka, widząc jedynie zagrożenia, które finalnie się nie wydarzą. A jak już legnę na łożu śmierci i komar mnie ugryzie w nos, powiedzieć: no wiedziałam, że jednak mnie to same złe rzeczy spotykają – i wyzionąć ducha.

Jeśli masz około dziesięcioletnie dziecko, zobacz jaką postawę wybiera. Czy jojczy na cały świat, czy jednak widzi jasną stronę? Jak twierdzą psychologowie, tak już mu zostanie. A chyba nie chcesz mieć w domu jojczącego nastolatka? I tak będzie jojczyć, bo tak wynika z jego naturalnego rozwoju, ale jeśli dodamy do tego pesymistyczną postawę życiową wykształconą w 10. roku życia, może powstać mieszanka wybuchowa.

Rodzicu, chroń swoje nerwy – wychowaj optymistę!

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz