Korpomama

Patrol nasz radę da

Każdy, kto miał kiedyś kontakt z dzieckiem w wieku 4-7 lat, zapewne rozpozna te słowa: „Patrol nasz radę da…”. Ręka w górę, kto zaczął śpiewać, czytając te słowa!
Tym, którzy nie czują tematu, śpieszę z wyjaśnieniami – to jest pierwszy wers piosenki z bajki „Psi patrol”. Bajki o dzielnych pieskach, którymi dowodzi Ryder. Pieski w każdym odcinku rozwiązują różne problemy miasteczka, w którym żyją. Jest to bajka o której większość z rodziców mówi wywracając oczami. Co prawda moje dziecię powoli ten etap zostawia za sobą, jednak czasami jeszcze z sentymentu włącza sobie ekipę piesków.

Postanowiłam spojrzeć na tę bajkę mniej krytycznie. Co prawda nigdy nie wywoływała ona we mnie skrajnych emocji – nie akceptuję raczej innego rodzaju kreskówek. Na szczęście popularna platforma ma możliwość blokowania filmów – tak, żeby nie pokazywały się w wyszukiwarce. Na liście mojej córki jest ich ponad 50! Ale, ale, wracając do „Psiego patrolu”…
Schemat każdego odcinka jest taki sam. Pieski są czymś zajęte – pracami w ogrodzie, zabawą lub odpoczynkiem. Wtedy Ryder otrzymuje pilne zlecenie i wzywa kumpli. A więc – służba nie drużba – pieski rzucają swoje zajęcia i pędzą na pomoc. Następnie jadą na ratunek. Oczywiście akcja kończy się sukcesem pomimo problemów pojawiających się po drodze. Po udanej kampanii członkowie drużyny wracają do bazy i kończą rozpoczęte wcześniej działania.
I co w tym niezwykłego – pomyślicie. – Przebieg akcji jak w każdym filmie, czy to dla małych, czy to dla dużych. Jest bohater, ma problem do rozwiązania, napotyka przeszkody, w końcu następuje szczęśliwy finał i długie, spokojne życie. Otóż przyjrzałam się, jak podchodzą Rayder i cała ekipa piesków do tego, co je spotyka.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: jest dzień wolny, na działeczce ptaszki śpiewają, a wy właśnie rozsiadacie się ze swoją ulubioną kawą, wystawiacie twarz do słońca i ogarnia was błogość. Wtem dzwoni kolega z pracy, którego lubicie – jednak: pamiętacie? to dzień wolny! pyszna kawa i słońce! Kolega bardzo was prosi o pomoc w pilnym projekcie, ponieważ szef znowu się czepia, a on przeprasza, ale tylko wy możecie mu pomóc. I co? Zapewne pierwsze wasze słowa są niecenzuralne, ale potem z ciężkim sercem siadacie do komputera i pomagacie. Co prawda praca jest owocna i kolega się sowicie odpłacił, ale niesmak po zimnej kawie pozostaje…
A co robią pieski w takiej sytuacji? Rzucają grabki, zabawki i z merdającymi ogonkami biegną do bazy. Nie analizują korzyści, nie złowieszczą na kolejną osobę, która wpadła w tarapaty. Po prostu biorą się do działania z uśmiechami na pyszczkach. Niczym oświecony Budda przyjmują wszystko, co im się przydarza z ciekawością, wiarą i nadzieją. A dodam, że w grupie jest Marshall – piesek strażak, któremu ciągle przytrafiają się wypadki i upadki. Za każdym razem, kiedy biegną do windy, Marshall się potyka i z hukiem wpada na inne pieski. I jak one reagują? Nie rzucają słów na „ka” pod nosem, tylko śmieją się w głos.

Teraz może przyjść wam do głowy myśl: – To przecież durna bajka. Jak to ma się do mojej pracy? Ano ma.
Co by było, gdybyśmy każde wydarzenie przyjmowali z uśmiechem? Co by było, gdybyśmy, zamiast obrzucać innych w myślach inwektywami za nieporadność, zaakceptowali ich takimi, jacy są?
Co by było, gdybyśmy nas samych przyjęli uśmiechem, czułością i łagodnością, zamiast dokładać sobie kamieni i negatywnych myśli? Jakby wtedy wyglądał nasz świat i my sami? Zostawiam was z tymi pytaniami.

I kiedy kolejny raz ucieknie wam autobus przed nosem, uśmiechnijcie się i pomyślcie: – A co, jeśli zamiast się złościć, przejdę jeden przystanek pieszo, z uśmiechem na ustach? Uśmiech może być wymuszony. Zobaczycie, co się zmieni!

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz