Korpotata

Pierwszy letni obóz

To lato będzie dla nas zupełnie inne niż te, które znaliśmy do tej pory. Bo to będą pierwsze prawdziwe wakacje Jaśka, czyli pełne dwa miesiące wolnego od szkoły.
Wcześniej Jasiek po prostu spędzał część wakacji w przedszkolu, które uwielbiał. Wiadomo, były wyjazdy, urlopy, kilka dni wolnego u babci i dziadka, itp. Ale w tym roku to prawdziwa nowość, musimy jakoś zaplanować Jaśkowi pełne dwa miesiące.

Od razu przypomniało mi się, jak to było, kiedy byłem w jego wieku. Moi rodzice zawsze starali się z nami wyjeżdżać na około dwa tygodnie nad morze lub w góry, ale pozostałą część  wakacji spędzało się po prostu przed blokiem. Przypominam, że moje dzieciństwo przypadło na lata dziewięćdziesiąte. A w dodatku spędziłem je w niewielkim miasteczku. To oznaczało, że niemal od rana do wieczora latało się przed domem, a powroty były jedynie na obiad lub kolację. I rzadko było tak, że nie mieliśmy co robić. Zawsze był jakiś plan na spędzenie dnia. Zabawa w sklep, podchody, piłka, wojna z dzieciakami z drugiego bloku, rower. Każdy, kto wychowywał się w tamtych latach z pewnością wie co mam na myśli.

Dzisiaj osiedla budowane są inaczej, sąsiedzi z bloku, a czasami nawet i piętra, w ogóle się nie znają. A do tego cała lista czyhających na dziecko zagrożeń, których najbardziej boją się sami rodzice. W efekcie ci, którzy  pracują na etacie, mają w wakacje problem. Muszą zaplanować jakoś dziecku te kilka tygodni, bo inaczej spędzi je na szkolnej świetlicy lub po prostu, przed telewizorem, tabletem lub komputerem. U nas jest trochę łatwiej, bo mam przywilej pracy z domu. Ale jednak fajnie, jakby Jasiek porobił coś kreatywnego i rozwijającego przez te osiem godzin dziennie.

A zatem do rozplanowania pozostaje osiem tygodni. Podeszliśmy do tego metodycznie. Bierzemy dwa tygodnie wolnego, tydzień Jasiek spędzi u babci, dwa tygodnie na sportowych półkoloniach, a pozostałe dni po prostu posiedzi w domu, aby pomyśleć i zajrzeć w głąb siebie. Teraz to podobno modne i ludzie potrafią za takie warsztaty płacić ciężkie pieniądze. A Jasiek będzie miał to za darmo, więc traktujemy to jako podwójną wygraną. Ale wciąż pozostawało nam do zagospodarowania ok. dwa tygodnie. Problem rozwiązał za nas nasz syn. Oświadczył, że chciałby jechać na siedmiodniowy obóz piłkarski organizowany przez jego trenera. Nie ukrywam, że nas to rozwaliło. Takiego wariantu w ogóle nie braliśmy pod uwagę.

No bo jak to? Nasze dziecko ma spędzić siedem dni poza domem, bez naszego nadzoru? Nie byliśmy na to przygotowani. I nasza pierwsza reakcja była raczej na nie. Do tej pory rozstawaliśmy się najwyżej na dwa-trzy dni, ale spędzał je u babci, więc wiadomo – miał tam lepiej i bezpieczniej niż w domu. A taki obóz sportowy to już pełna samodzielność. Są opiekunowie, ale trzeba samemu się ogarniać. Jasiek jednak jest przekonany, że da radę i chce jechać, żeby trenować.

Okazało się zatem, że nasz syn jest bardziej odważny niż my. Pełni obaw i z duszą na ramieniu zgodziliśmy się na obóz. Oczywiście wszelkie wątpliwości ukryliśmy przed Jaśkiem, bo skoro tak bardzo chce jechać i jest przekonany, że sobie poradzi, to nie mogliśmy w nim tego zdusić. To byłoby bardzo samolubne i krzywdzące. To, że jesteśmy nadopiekuńczymi rodzicami, wiemy od dawna, ale teraz dotarło do nas, że nasz syn naprawdę szybko rośnie i dojrzewa. A to chyba najbardziej nas przeraża.

Ja już nawet wiem, jak spędzimy ten tydzień bez Jaśka (nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo!). Zamiast cieszyć się kilkoma dniami wolnego od rodzicielstwa, będziemy siedzieć wpatrzeni w telefon i gotowi, aby w każdej chwili po niego pojechać jeżeli zadzwoni, że chce wracać.

Pamiętajcie, nieważne ile Wasze dziecko ma lat, bycie rodzicem to naprawdę niełatwe zadanie.

Piotr Krupa

Dodaj komentarz