Korpolife

Praca w trybie awaryjnym

Totalnie fake’owe socjo-badanie przeprowadzone przez Mordor na Domaniewskiej.

Świat pracy przechodzi rewolucję, która jest dla utrapieniem równie bolesnym, jak bolszewicy dla carskiej Rosji. Jak na porządną rewolucję przystało – wszystko dzieje się szybko i gwałtownie. Zapanowała nowa rzeczywistość, którą określiłbym jako Brave New Work (ta gra słów jest najlepszym owocem mojej kreatywności od początku epidemii). Ta nowa rzeczywistość staje się coraz to nowsza z godziny na godzinę. Chciałoby się krzyknąć: pracownicy wszystkich biurowców, łączcie się! Ale jak się łączyć przy dwóch metrach społecznego dystansu? Sytuacja jest dynamiczna, ale na razie dla korpoludków najważniejszym efektem koronawirusa jest to, że większość z nas wylądowała na home office.

Home office
Upragniona praca zdalna teoretycznie stała się faktem. Czy odpowiada ona powszechnym oczekiwaniom? Czy rzeczywiście dzień jest piękniejszy, trawa bardziej zielona, a słońce mocniej świeci? Czy rzeczywiście można wyrobić się w dwie godzinki z pracowym syfem, a resztę dnia spędzić na oglądaniu seriali lub przerabianiu lekcji z TV? Czy – jak przekonuje Instagram – biurko jest idealnie czyste, a do pracy przystępujemy we wdzianku rodem z reklamy H&M lub z filmu erotycznego?
Breaking news – nie, nie jest tak. Praca zdalna jakiej doświadczamy obecnie wcale nie jest pracą zdalną, a nawet jeśli jest, to w wielkim cudzysłowie. Tak naprawdę jest to tryb totalnie awaryjny. Nie ma w tym ani pomyślunku, ani kultury pracy, ani odrobiny refleksji na temat tego, co nam to może dać na przyszłość. Jedyną ideą przyświecającą obecnie kadrom zarządzającym jest ratuj się, kto może! No i w ramach tej idei z dnia na dzień jakoś udaje się przetrwać. Chyba że akurat ktoś stracił robotę, no to czasem się nie udaje… Takie to ostatnio panują w Mordorze nastroje.

Nastroje
Postanowiłem je sprawdzić. Z racji tego, że w zespole, którego jestem częścią, są ludzie o nieprzeciętnych skillach socjologicznych i politologicznych – postawiłem sobie za priorytet przeprowadzenie absolutnie nierzetelnych badań społecznych. Grupą badawczą były obserwujące Mordor na Domaniewskiej, zaangażowane korpoludki. Towarzyszyły temu kiepsko zadane pytania, przeciętnej jakości analiza oraz wcale niegłupia puenta, która jest próbą ukrycia ogólnie żenującego poziomu. Efektem jest niniejszy, niewiarygodny artykuł, który podsumowuje badania i w dużym skrócie mówi jak jest.
Sorry za partykułę wzmacniającą, ale muszę być szczery – przyznaję więc, że pytaniem, jakie zadałem naszym fanom zarówno na Instagramie, jak i na Facebooku było rzucone ot tak: Co cię wkurwia w pracy zdalnej?
Zaznaczam, że na obu platformach temat mocno się poniósł. Na Instastories było tyle odpowiedzi, że nie nadążałem z udostępnianiem. A jak mi się przez moment udało nadążać, to system zwariował i kasował poprzednie slajdy. Instagram nie dorósł do wiernych fanów Mordoru. Co do Facebooka – odpowiedzi spływały tak długo, że nawet mnie w pewnym momencie przestały one interesować. Oczywiście żartuję.
Zebrałem w jednym miejscu wyniki badań i przedstawiam ich analizę. Aby było czytelniej i fajniej umieszczam je w punktach poniżej.

Wyniki
Oczekiwania:
głównym wnioskiem płynącym z badania jest to, że praca zdalna jest mocno poniżej oczekiwań korpobraci.
Irytacje:
w pracy zdalnej irytują dwa elementy. Praca oraz to, że jest zdalna.
Rodzina: zaskoczeniem dla Orków było może nie samo posiadanie rodzin (choć w niektórych przypadkach przypominało to spotkanie po latach), ale fakt, że w wymiarze 24/7 definiują je: irytujący mąż, zrzędząca żona oraz niezbyt samowystarczalne dzieci.
Sąsiedzi: jedno z największych przekleństw. Sąsiedzi zajmują się generowaniem hałasu, robieniem remontów oraz słuchaniem hardcore techno. Uczucia, jakimi ich darzą ich korporacjusze, umieściłbym gdzieś pomiędzy „nienawidzę cię” a „życzę ci szybkiej śmierci”.
Dzieci sąsiadów: osobna kategoria problemu. Obecnym krzykiem mody wśród dzieci sąsiadów są betonowe buciki. Młode pokolenie przez cały dzień biega w nich po mieszkaniu. Co istotne – sąsiedzi posiadający dzieci z betonowymi bucikami zawsze mieszkają nad korporacjuszami.
Zwierzęta: czasem pozwalają przeżyć ten trudny czas, ale czasem jest z nimi naprawdę spory problem. Słodkie koteczki z Instagrama, siedzące przy laptopie, opatrzone hasztagami #instacat #mrau #polishgirl #homeoffice #homesweethome #covid19 to tylko jedna strona medalu. Druga strona jest taka, że władowaliśmy się naszym kotom do ich mieszkań na full time, zajmujemy ich ulubione miejsca i non stop się wydzieramy. One powoli nie dają rady.
Dress code: bolączka udzielających się w badaniu korposzczurów. Spodziewany outfit pracy zdalnej – wygodna piżamka, troszkę uwalona porannym jogurtem – niestety nie zadziałał. Konieczność wzięcia prysznica i założenia na siebie pracowniczej zbroi smuci.
Telekonfy: a wszystko to z winy wynalazków, takich jak Zoom, Skype i Teams. Generują miliardy calli i telekonferencji, nawet wtedy, gdy nie jest to wcale potrzebne. Od teraz połowa dnia pracy upływa na dopytywaniu „czy mnie słychać?” oraz na odpowiedziach „tak, ale teraz cię nie widać”.
Szok mailowy: zjawisko występujące równolegle z poprzednim. Szok spowodowany jest tym, że wszystkie nieznośnie długie meetingi z ostatnich lat można było ogarnąć w dwóch/trzech mailach.
Seriale: jeśli chodzi o Netflixa i HBO – zauważam sporą rozbieżność. Jedna grupa Orków twierdzi, że ich mobilizacja do pracy brzmi: „Tylko dokończę sezon”. Druga grupa narzeka natomiast, że mimo zakupionych zapasów piwa, chipsów i papieru toaletowego (do ocierania łez), nie ma czasu na seriale, bo praca zdalna to jednak nadal praca.
Wymagania: ciekawe, że nastąpił ich wzrost. Szefowie uznają, że pracownik pracujący z domu jest „available” zawsze wtedy, gdy nie śpi. Praca w godzinach 10-18 zaczęła być pracą w godzinach 8-22. Nikt jeszcze nie zanotował pozytywnego wpływu tego zjawiska na wyrabianie targetu. Powodem mogą być seriale. Ale nie wiem, nie znam się.
Kontrola: managerowie zaczęli ćwiczyć nowe skille kontrolne. Dla wielu przełożonych to, że nie widzą swoich pracowników i nie mogą im patrzeć na ręce, wiąże się z wielkim dyskomfortem. Tak wielkim, że teraz wydzwaniają do pracowników non stop i sprawdzają co tam u nich. Nie chodzi o budowanie relacji.
Wspaniałość: spora grupa badanych twierdzi, że jest wspaniale, nic im nie przeszkadza i teraz czują, że żyją. Przeczytałem gdzieś, że introwertycy wygrywają kwarantannę. To chyba prawda.

Prawda
Prawda jest taka, że odpowiedzi i wątków było znacznie więcej – przewijały się motywy tęsknoty za Panem Kanapką, motywy spełnienia lub niespełnienia seksualnego, raportowania pracy oraz różnicy w smaku pomiędzy kawą w pracy, a kawą w domu. Powyższe punkty zawierają jednak podsumowanie najczęstszych i najbardziej emocjonalnych głosów oddanych w badaniu. Mam trzy puenty tego badania.
Po pierwsze: na kilka lub kilkanaście lat pracy biurowej i narzekania „wolałbym pracę zdalną”, przypada kilka lub kilkanaście dni pracy zdalnej i narzekanie „jednak chcę pracę w biurze”.
Po drugie: będzie tylko gorzej, bo szefowie nie oduczą się głupiego kontrolowania, a kolejnych sezonów ulubionych seriali będzie przybywać.
I po trzecie: mimo wszystko damy radę i wyjdziemy z tego silniejsi. Przetrwaliśmy tyle poniedziałków, więc wirusowi też utrzemy nosa. Poza tym jest szansa, że wraz z nastaniem sezonu letniego dzieci sąsiadów zamienią betonowe buciki na coś lżejszego.

 

Admin z Mordoru

Dodaj komentarz