Korpotata

Przyszłość – przeszłość

Jaśka zainteresowanie piłką nożną nie maleje, a wręcz rośnie z każdym tygodniem. Można powiedzieć, że piłka to jego życie. Jeżeli nie ma treningu, to gra w FIFĘ, układa karty piłkarskie, ogląda mecz, rysuje boisko lub buduje je z klocków LEGO. Nawet jak idzie z nami na spacer, to kopie małą piłkę na gumce. Piłka nożna to bez wątpienia największa pasja mojego syna. Można się zatem domyślić, jakie jest obecnie jego największe marzenie: grać kiedyś zawodowo w piłkę nożną.

Pamiętam, że właściwie marzyłem o tym samym, tylko zamiast w piłce kopanej, byłem zakochany w koszykówce. Z tym, że u mnie początek tej sportowej pasji pojawił się dopiero w okolicach dwunastego roku życia, a u Jaśka w wieku trzech lat.

Niemal każdą wolną chwilę poświęcałem koszykówce. Jeżeli w dane popołudnie nie miałem treningu to leciałem na miejski stadion porzucać do kosza. A w wakacje byłem tam niemal codziennie.

Trenowałem w miejskim klubie przez ponad siedem lat. A to oznacza mnóstwo czasu spędzonego na meczach ligowych, niezliczonych turniejach oraz letnich obozach sportowych. W klubie miałem kumpli, z którymi bardzo często spędzałem czas poza treningami. I tak jak mój syn obecnie, ja również żyłem jednym marzeniem: grać kiedyś zawodowo w koszykówkę.

Niestety, jak to często bywa z marzeniami, nie udało mi się go zrealizować. Dzisiaj wiem, że praktycznie nie miałem na to szans. Uzmysłowiłem to sobie w czwartej klasie liceum, tuż przed maturą. Uznałem wtedy, że skoro nie mam szans na wyczynową grę „w kosza”, to nie będę uprawiał tej dyscypliny w ogóle. Był to okres w moim życiu, kiedy całkowicie obraziłem się na sport. Uznałem, że nie jest mi do niczego potrzebny. Naturalnie wygasiłem relacje z kolegami z drużyny i poszedłem w całkowicie inną stronę.

A po co w ogóle o tym piszę? Bo – jak już chyba wspominałem – rok temu, za namową kolegi, udało mi się wrócić do regularnych treningów w koszykówkę. Zagraliśmy nawet w amatorskiej lidze. A w tym roku spróbujemy jeszcze raz i to z nie lada zespołem. Udało się bowiem skompletować drużynę, w której zagra sporo kolegów, z którymi ćwiczyłem kiedyś w jednym klubie.

Kiedy piszę ten tekst jesteśmy dwa dni przed pierwszym treningiem. Zakładam, że będzie to dziwne spotkanie, bo ostatni raz rozmawialiśmy prawie dwadzieścia lat temu! A dzisiaj niemal wszyscy mamy już własne rodziny i dzieci. Jesteśmy po większych i mniejszych przejściach, i tylko jeden z nas utrzymuje się z koszykówki. No i ciekawe jak nam pójdzie to spotkanie, bo tego, że na początku nie będzie tzw. zgrania, jestem więcej niż pewny.

Piotr Krupa

Dodaj komentarz