Uciekinier z Mordoru

Puszystym się dzielimy, puszyste wraca

Poznały się w korporacji, polubiły, zaprzyjaźniły i… razem z niej zrezygnowały, by rozwijać własny biznes. Wolność jest cudowna! – mówią Joanna Zgajewska i Anita Zacharska, twórczynie marki kosmetycznej BasicLab Dermocosmetics, która podbija polski rynek.

Co takiego cudownego jest w tej wolności od korpo?
Anita Zacharska (AZ): Z biznesowego punktu widzenia to większa decyzyjność, elastyczność, możliwość bycia bliżej klienta i szybszego reagowania na jego potrzeby. Nie ma zbędnych procedur, tracenia czasu na przebijanie się z pomysłem przez kolejne poziomy zbiurokratyzowanej architektury organizacyjnej.
Joanna Zgajewska (JZ): To też możliwość kreowania produktu od początku do końca i doboru odpowiednich narzędzi do jego promocji lub sprzedaży.

A w życiu prywatnym?
AZ: Możemy same zarządzać swoim czasem. Lepiej zadbać o work-life balance.
JZ: I choć teraz pracujemy o wiele więcej niż w korporacji, mamy poczucie, że udaje nam się być bliżej i więcej z naszymi rodzinami.
AZ: Nie musimy bez potrzeby siedzieć w biurze. Mamy więc czas na spotkania z ludźmi, a to zawsze wzbogaca.

Jak dochodziłyście do tej wolności?
JZ: Obie mamy za sobą ponad dziesięcioletnie doświadczenie w pracy w korporacjach. W ostatniej firmie, w której się poznałyśmy, ja pracowałam już od kilku lat w dziale marketingu, Anita zaś przeszła do nas z dużego kosmetycznego koncernu i dołączyła do działu sprzedaży. Była ambitna, wymagająca, miała ogromną wiedzę, szybko zaczęła wprowadzać innowacyjne rozwiązania, które nie wszystkim się podobały. Ja jednak ją rozumiałam. Te zmiany były konieczne.
AZ: Miałam pod opieką siedem marek, musiałam więc współpracować z siedmioma różnymi zespołami ludzi, nie ze wszystkimi było łatwo się dogadać, a z Asią od razu znalazłyśmy wspólny język, świetnie nam się razem pracowało. Z czasem zaprzyjaźniłyśmy się.
JZ: Podobny staż w korpo sprawił, że byłyśmy mniej-więcej na tym samym etapie zmęczenia taką pracą. Obie sporo już osiągnęłyśmy zawodowo, obie miałyśmy rodziny, a więc i nasze potrzeby oraz oczekiwania zbieżnie ewoluowały. Mieć więcej czasu i większy wpływ na nasze życie – to nam się marzyło.
AZ: Z tego wszystkiego zrodził się pomysł pójścia własną drogą. A ponieważ od lat obie pracowałyśmy w branży kosmetycznej i dobrze znałyśmy ten rynek, uznałyśmy, że nie ma sensu brać się za coś innego. Tak zrodził się pomysł wykreowania własnej marki kosmetycznej.

Dużo czasu minęło do jego realizacji?
AZ: Nie był to przysłowiowy kwartał. Wiedziałyśmy, że chcemy oprzeć naszą markę na kilku twardych filarach. Chcemy być uczciwe, transparentne, dać klientom pełną wiedzę o naszych produktach i jednocześnie stworzyć kosmetyki zarówno bezpieczne, jak i skuteczne.
JZ: Poprzeczkę zawiesiłyśmy sobie wysoko, więc niełatwo było do niej doskoczyć. Dziś to księgowi rządzą światem. Ma sie zgadzać w Excelu, a nie w realu. Więc kiedy np. szukałyśmy technologa, trudno było nam znaleźć takiego, który nie myślałby kategoriami „jak zrobić formulację najniższym kosztem”, a nie „najlepszą jakościowo”. Podobnie było z innymi podwykonawcami.
AZ: Wszyscy się dziwili, dlaczego upieramy się, by płyn micelarny zamykać w ciemnej butelce, skoro standardem są butelki przezroczyste. Ale my się uparłyśmy, żeby dostarczyć konsumentom produkt jak zwykle najwyższej jakości i wyróżniający się na półce aptecznej.
JZ: Najwięcej czasu straciłyśmy na wyszukanie odpowiedniej pompki do butelek, w których umieszczamy nasze kosmetyki.
AZ: Chodziło o to, by konstrukcja pompki uniemożliwiała kontakt wbudowanej w nią sprężyny z naszym produktem, bo to mogłoby wpłynąć niekorzystnie na jego skład. Szukałyśmy tej nieszczęsnej pompki niemal do ostatniej chwili. Udało się tuż przed terminem wypuszczenia produktów na rynek.

Chyba było warto, bo zauważyłam, że wasze kosmetyki zbierają pozytywne recenzje.
AZ: Nie tylko pozytywne. Zdarzają się i głosy krytyki, ale jeśli są konstruktywne, bardzo je sobie cenimy, bo dają nam sygnał dotyczący oczekiwań klientów, pokazują, co należy ulepszyć, w którym kierunku się rozwijać.
JZ: Na początku bardzo przeżywałam każdy krytyczny głos. Obrażałam się. Aż zrozumiałam, że wszystkich nie da się uszczęśliwić. Staramy się trzymać naszych wartości, tworzyć kosmetyki uniwersalne, bezpieczne i skuteczne, ale nie oznacza to, że każdy będzie z nich zadowolony. Na szczęście większość naszych klientów, udziela nam pozytywnych informacji zwrotnych.

Dziwi mnie, że nie lansujecie swojej marki jako „eko”. Używacie dobrych jakościowo, w dużej mierze naturalnych składników, nie testujecie ich na zwierzętach…
JZ: Ponieważ nie uważamy, że byłoby to uczciwe.
AZ: Od początku jasno informujemy, że BasicLab łączy naturę z technologią. Owszem, wiemy, że teraz modnie jest bycie „eko”, ale naszym zdaniem nie da się w kosmetyce osiągnąć pewnej skuteczności wyłącznie w oparciu o naturalne składniki.
JZ: Chcąc stworzyć skuteczny szampon przeciwłupieżowy nie możesz go oprzeć na samej szałwii. Szałwia grzyba nie zabije, musisz dodać substancję grzybobójczą i nie ma przebacz.
AZ: Dlatego dokładamy starań, by nasze produkty w jak największej mierze bazowały na naturalnych składnikach, ale byłoby kłamstwem sprzedawanie ich jako „eko”. Przecież część naszych kosmetyków mogłybyśmy sprzedawać jako „wegańskie”, ale mamy świadomość, że ogólnie nie jesteśmy „wegańską” marką, bo przecież w kosmetykach do włosów używany keratyny, składnika pochodzącego z owczej wełny. Więc w tym przypadku też uważamy, że taka promocja byłaby nie fair.

Ale czy na uczciwości i wysokiej jakości da się zarobić?
AZ: Pieniądze są ważne, bo nie działamy charytatywnie, ale nie są najważniejsze.
JZ: Nie stanowią celu, ale są środkiem, który ułatwia dotarcie do niego. Dla nas liczy się to, że od kiedy istniejemy, udało nam się zapracować i zdobyć zaufanie wielu klientów oraz podwykonawców. Dziś to procentuje.
AZ: Puszystym się dzielimy, puszyste wraca.

 

Izabela Marczak

Dodaj komentarz