Anna Komierowska-Szweycer miała dobrze płatną pracę w korporacji, ale wykonywała ją kosztem rodziny. W pewnym momencie powiedziała dość. Zaczęła działać na własną rękę, aby więcej czasu poświęcić dzieciom. Stworzyła własną markę kosmetyczną oraz autorski program Yoga Retreatment.
Mirosław Mikulski: Korporacja przez wiele lat była dla pani drugim domem…
Anna Komierowska-Szweycer: To prawda, mam za sobą szesnaście lat kariery korporacyjnej, zawsze w marketingu i w PR-ze.
Najpierw był to L’Oréal, a potem duży koncern zajmujący się sprzedażą produktów luksusowych.
Pochodzę z przedsiębiorczej rodziny, mój ojciec jest właścicielem wiodącej firmy produkującej elementy złączne ze stali, zatrudnia kilkaset osób i bardzo dba zarówno o pracowników, jak i ich rodziny. Pewnie dlatego zawsze wiedziałam, że kiedyś też będę pracowała na swoim. I tak się stało.
W końcu przyszedł moment, w którym doszłam do wniosku, że mam już doświadczenie i poczułam przesyt pracą, która wymagała od mnie zbyt wielu wyjazdów i wieczorów spędzanych poza domem. Pracowałam w branży związanej z show-biznesem i z tego powodu miałam szalenie dużo wieczornych wyjść. Byłam wtedy na etapie tworzenia rodziny i nie dało się tego połączyć. To był moment, w którym uznałam, że czas odejść.
Nie bała się pani?
Są takie momenty, w których człowiek czuje, że już dłużej nie może. Tak było ze mną. Czułam totalne przeciążenie i przesilenie. Po prostu nie mogłam sobie wyobrazić tego, że wstaję rano, wysyłam dzieci do przedszkola, stoję godzinę w korku do pracy, wychodzę z biura o piątej po południu, przychodzę do domu, przez chwilę widzę dziecko, przebieram się i znowu wychodzę do pracy na wieczorny event. Nie mogłam tak dalej żyć, bo chciałam uczestniczyć w życiu moich dzieci. Było dla mnie oczywiste, że matka dwójki dzieci nie może tak pracować. Mąż również spędzał dużo czasu w pracy, więc kto miał tworzyć rodzinę?
Dojrzałam też do tego, żeby realizować swoje wizje, choć było to strasznie trudne. Żeby założyć własną firmę trzeba mieć pewne cechy charakteru – to wymaga odwagi, pewnej wizji i samozaparcia.
Miała pani pomysł na nowe życie?
Dwa pomysły kiełkowały we mnie równocześnie.
Przede wszystkim chciałam stworzyć własną markę kosmetyczną – i tak powstała marka szamponów i odżywek do włosów „Soap for Globe”. To był mój sprzeciw wobec przesytu wszechobecnego plastiku i niezgoda na trendy w konsumpcji, które polegają na bezmyślnym kupowaniu rzeczy, z którymi trudno potem cokolwiek zrobić. Mówię tu o ubraniach i kosmetykach, których nie da się potem poddać recyklingowi. Chciałam to zmienić. Doszłam do wniosku, że szampony i odżywki powinny być w kostkach, a nie w plastikowych opakowaniach i w całym segmencie pielęgnacji powinien nastąpić powrót do kostek. Uważam, że łazienka jest miejscem, w którym możemy wyeliminować plastik.
Stworzenie własnych formuł trwało bardzo długo, ponad dwa lata. Konieczne były dwadzieścia dwie próby, żeby szampony łatwo się pieniły, nie szarpały włosów ani ich nie obciążały tylko dobrze myły włosy i głowę. Współpracowałam z dermatologami, ponieważ kosmetyki miały być skuteczne, bezpieczne, zawierać formuły ograniczające alergie, a do tego przyjemne w użyciu. W końcu stworzyłam produkty, z których jestem bardzo zadowolona i teraz sprzedaję je w kilku kanałach. Efekty można zobaczyć np. tu: www.soapforglobe.com.
Muszę przyznać, że to trudny biznes, bo idę trochę w kontrze do obowiązujących trendów. Z jednej strony trend ekologiczny się rozwija, ale lubimy też kupować produkty, które potem można łatwo wyrzucić.
Przy tworzeniu biznesu ważna jest dla mnie misja i praca w zgodzie ze własnymi wartościami. Linia Soap powstała pięć lat temu i w tym samym czasie zaczęłam się zajmować ścieżką duchową.
A ten drugi pomysł?
Moja rodzina pochodzi z województwa kujawsko-pomorskiego i tam znajduje się nasz rodziny pałac Komierowo. W XVII wieku rodzina rozdzieliła się na dwie linie – kujawsko-pomorską oraz mazowiecką, z której pochodzę. Po wojnie nasz majątek został odebrany przez skarb państwa, ale staraliśmy się go odzyskać. Udało się dopiero w 1997 roku, kiedy mój ojciec za własne pieniądze odkupił pałac w Komierowie i również za własne pieniądze podjął się jego rewitalizacji. Zajęła się tym moja młodsza siostra Agnieszka.
Od zawsze starałam się żyć świadomie i byłam zainteresowana rozwojem osobistym. Kiedy otworzyliśmy butikowy hotel w pałacu Komierowo, stwierdziłam, że chcę wykorzystać tę przestrzeń i zaprosić do niej ludzi, którzy dużo pracują i chcą zrelaksować ciało oraz duszę. Tak powstał mój autorski program Yoga Retreatment, w którym znalazły się sposoby na odpoczynek: joga, medytacja i kontakt z naturą. Więcej na stronie: www.yogaretreatment.pl. Na najbliższy wyjazd zapraszam już od 22 do 25 maja.
Najpierw korzystałam z pomocy nauczycieli jogi, a potem sama zrobiłam kurs trenerski. Teraz pracuję z grupami korporacyjnymi i bardzo to lubię. Okazuje się, że ci wszyscy ludzie – tak jak ja kiedyś – są przebodźcowani. To nie jest wypalenie zawodowe, tylko zbyt duża ilość informacji, których nasze mózgi nie są w stanie przetworzyć.
Wspomniała pani o duchu przedsiębiorczości w rodzinie.
To prawda, gdy ma się pewne wzorce, dużo łatwiej się zdecydować na własną działalność – a ja je miałam. Pochodzę z bardzo starej rodziny, w której przez pokolenia panował kult ciężkiej pracy. I tak jest do dziś. Uważam, że wyróżnia nas to, że dbamy o ludzi, o społeczeństwo. Dziadkowie byli lekarzami, ojciec zatrudnia w swojej firmie kilkaset rodzin i też bardzo o nie dba. Poczucie odpowiedzialności społecznej i więzi rodzinne są u nas bardzo silne.
Ma pani receptę na to, jak osiągnąć harmonię w życiu?
To bardzo trudne i składa się na to kilka elementów.
Dobrostan zaczyna się od wyregulowanego układu nerwowego. Trzeba zadbać o swój dom, czyli o ciało i pamiętać o prostych rzeczach – diecie, nawodnieniu, dobrym białku i nieprzetworzonym jedzeniu. Do tego dużo snu i regularny ruch. Pod tym względem jestem wariatką, wstaję przed szóstą rano, kiedy moje dzieci jeszcze śpią i regularnie ćwiczę. Daje mi to wewnętrzną siłę. Dieta, ruch i sen to trzy bardzo proste rzeczy, o których trzeba pamiętać.
Nie wolno też zapomnieć o dobrych relacjach międzyludzkich, bo człowiek jest istotą społeczną, musi mieć relacje, które dają mu poczucie bezpieczeństwa i karmią go.
Ostatnia rzecz to poczucie sensu tego co robimy. Musimy się realizować w pracy, mieć twórczą energię i poczucie własnej wartości.
To wszystko razem składa się na szczęśliwe życie. Harmonia to zdrowie, rodzina i łączność z naturą.
Mirosław Mikulski
Dodaj komentarz