Korpolife

Singielka w korpo: Znów w wirze

Po erotycznej przygodzie i niedługich przemyśleniach Karolina wraca „do siebie” – życia singielki i pracy w korporacji.

Wróciłam więc do realnego świata i pierwszy raz od dawna zabrałam się za sprzątanie mieszkania (tym razem muzea przegrały z prozą życia, wcześniej przegrywały z lenistwem lub alkoholem). Karolina aż krzyknęła z zadowolenia, gdy zobaczyła, jak zmieniam pościel.

– Aniu, nie poznaję cię!

– Wiem… ja też siebie nie poznaję. Daj mi godzinę, a wszystko będzie lśniło.

Pozbierałam z pokoju opakowania po słodyczach, kanapkach i jogurtach. Zgarnęłam brudne ubrania, poukładałam kosmetyki, porozrzucane buty i drobiazgi. Ze zdziwieniem odkryłam też puste butelki po piwie i winie. Musiały tu zalegać już jakiś czas, bo nie pamiętałam, kiedy ostatnio robiłam u siebie imprezę. Śmieci wpakowałam do ogromnego czarnego worka. Nałożyłam buty i wyszłam, aby wyrzucić odpadki do kontenera.

– Cześć – usłyszałam męski głos na klatce schodowej. Jakiś koleś minął mnie powoli.

– Cześć – odpowiedziałam.

– Wielkie sprzątanie? – zagadnął mnie w przelocie.

– Tak, wielkie – mruknęłam na odczepkę i przeszłam obok, nawet na niego nie spoglądając.

***

Poniedziałki w korporacji były trudne. Szczególnie dla mnie. Prawie nigdy nie przychodziłam punktualnie. I tym razem pojawiłam się sporo po dziewiątej.

Open space był pełny pracowników. Ludzie siedzieli przed komputerami, a właściwie zasadzali się na te bezduszne urządzenia, jakby chcieli je pochłonąć, jakby swoim skupieniem, napięciem ciała i umysłu chcieli wymusić na nich lepsze wyniki pracy. Panowała względna cisza. Taki krótki moment w poniedziałkowe poranki, gdy ludzie czytali i wysyłali e-maile, sprawdzali kalendarz, w pośpiechu wykonywali zaległe zadania przed spotkaniami. W takim napięciu powstawały setki prezentacji w Power Poincie lub Prezi, analiz, business case’ów, raportów w Excelu, notatek, sprawozdań, briefów i całej masy innych dokumentów. Wielokrotnie nachodziły mnie wątpliwości, zastanawiałam się, po co to wszystko potrzebne, ale po chwili wpadałam w taki sam szał konstruowania niepotrzebnych zdań w wiadomościach e-mailowych, materiałów i prezentacji, co reszta. To wir, który bezlitośnie wkręca.

Ten poniedziałek był taki sam jak wszystkie inne. Odpaliłam komputer i otworzyłam Outlooka. Z każdą chwilą szum narastał, po przygotowaniach ludzie zaczynali gadać, dzwonić, wychodzić na spotkania. Włączyłam pocztę i starałam się skoncentrować. W skrzynce znalazłam osiemdziesiąt nieprzeczytanych wiadomości. Jak to możliwe? – pomyślałam (czułam napięte mięśnie na twarzy, bynajmniej nie z powodu uśmiechu). Zaskoczyła mnie ta nowa sytuacja. Otwierałam po kolei maile, wytężałam umysł, ale miałam wrażenie, że to jakiś bełkot. Po raz kolejny przejrzałam całą korespondencję dotyczącą serwisu klienckiego i nagle mnie oświeciło. Sama tego nie ogarnę, pracy jest stanowczo za dużo! Uznałam, że musi zostać powołany kierownik projektu (lub w korporacyjnym slangu – project manager) oraz zespół projektowy włącznie z ludźmi z działu IT.

Na korytarzu zobaczyłam Izabelę, dyrektor naszego działu, gdy wchodziła do swojego gabinetu. Dałam jej kilka minut na ogarnięcie się i poszłam do niej.

– Za chwilę mam spotkanie – powiedziała Izabela, gdy stanęłam w drzwiach. Już miałam się odwrócić i wyjść, gdy usłyszałam: – A to coś pilnego?

Dla mnie to było bardzo pilne. Weszłam do gabinetu.

Pomieszczenie urządzono w naszym korporacyjnym stylu, jednak gustowne elementy wskazywał na prywatne zamiłowanie Izy do luksusu. Na szafce stały srebrne ramki ze zdjęciami z różnych konferencji. Na jednym z nich widniała sama pani dyrektor obok uśmiechniętego prezesa i pozostałych członków zarządu. Ona sama ubrana była w elegancki garnitur, jedwabną koszulę oraz czarne skórzane szpilki. Całości dopełniała wprawdzie dyskretna, jednak piękna biżuteria od Tiffany’ego.

Nieśmiało usiadłam na wskazanym fotelu. Przedstawiłam sytuację, czyli bałagan i natłok spraw związanych z projektem, oraz fakt, że jestem z tym sama. Iza słuchała, bawiąc się drogim telefonem, po czym odparła, zdziwiona:

– A to Magda nic ci nie przekazała?

(cdn)

Aleksandra Tabor

Dodaj komentarz