Korpotata

Stopnie i radość

Stopnie w dzienniku są jak młodość: szybko przemijają i nikt o nich nie pamięta.
Jest pierwszego września, późny wieczór. Jasiek śpi, a my z żoną siedzimy na kanapie trochę dumni i trochę przestraszeni. Dzisiaj zamknęliśmy pewien rozdział w naszym rodzinnym życiu – Jasiek oficjalnie rozpoczął rok szkolny. A to oznacza, że z dumnie wypiętą piersią wkroczył w długoletni (mam przynajmniej taką nadzieję) etap edukacji szkolnej. Napisać, że na ten wielki dzień nasz syn czekał z ogromną ekscytacją, to o wiele za mało. Niemal od początku sierpnia odliczał dni do rozpoczęcia szkoły. Przeglądał i przymierzał swój plecak niemal codziennie. Zastanawiał się, jaka będzie jego nowa nauczycielka, jakich kumpli będzie miał w klasie oraz ile nowych rzeczy się w niej nauczy. Zaczął nawet sam czytać książkę, aby – jak stwierdził – nie wyjść z wprawy i dobrze wypaść w pierwszych dniach szkoły.

Podczas inauguracji roku szkolnego z radością obserwowałem, jak bezpośrednio zagaduje nowo poznanych kolegów i przybija im „piątkę”. Nie mam wątpliwości, że sobie poradzi. Ale to, co mnie szczególnie cieszy, to bijąca od niego radość z tego, że będzie poznawał i uczył się nowych rzeczy. To, że będzie mógł rozwijać swoją matematyczną wiedzę, że nauczy się pływać i pozna nowe słówka z angielskiego.

Chciałbym, aby zapał do nauki nie wygasł w nim za szybko. Niestety, zdaję sobie sprawę, że ta idylla nie będzie trwała wiecznie. Na szczęście mamy jeszcze ok. 2-3 lata, zanim szkoła przestanie wywoływać ekscytację, a stanie się drażniącym obowiązkiem, który trzeba po prostu „odbębnić” (tego zwrotu używają chyba nauczyciele, prawda?) i odliczać od weekendu do weekendu. A potem do ferii świątecznych, zimowych oraz do wakacji.

Zastanawiam się tylko, czy tak faktycznie musi być? Czy zdobywanie nowej wiedzy nie może przez te wszystkie lata być po prostu przyjemnością?
Chodzi o to, żeby nie gonić za wszelką cenę za stopniami, tylko czerpać radość z odkrywania literatury, rozwiązywania zagadek matematycznych, poznawania, jak działa ciało człowieka lub zgłębiać powody, dla którego wycie syren 1 sierpnia jest tak ważne w naszym kraju.
Zdaję sobie sprawę jak utopijnie to brzmi, ale obiecałem sobie, że właśnie na taką edukację będę namawiał Jaśka. Wiem, że dużo będzie zależeć też od jego nauczycieli. I zdaję sobie sprawę, że będą różni. Ja nie miałem szczęścia w tej kwestii. Oprócz dwóch-trzech nauczycieli autentycznie zafascynowanych swoją dziedziną i przyjemnie zaangażowanych, pozostali po prostu „odbębniali” swoją pracę (belferski zwrot po raz drugi).

Choć ja też nie byłem zbytnio zaangażowany w naukę. Dopiero na studiach odkryłem, że zdobywanie i pogłębianie wiedzy może przynosić radość i satysfakcję. Zauważyłem też, że im jestem starszy, tym większą satysfakcję sprawia mi uczenie się czegoś nowego. A nauka kolejnego języka obcego (w moim przypadku włoskiego) to wręcz perwersyjna radość. A wszystko dlatego, że nikt mnie nie ocenia. i nie wymusza przygotowania się na sprawdzian. Robię to po prostu dla siebie, bo chcę.

Tak, wiem, że w przypadku dzieci świadomość samorozwoju jest inna i jeśli pozwoli im się nic nie robić, wybiorą konsolę, tablet lub piłkę. Ale chodzi właśnie o to, aby rozbudzić w nich chęć zdobywania wiedzy dla ich własnej satysfakcji, a nie straszyć „jedynkami” lub kopaniem rowów (to był kiedyś jeden z najczęstszych frazesów nauczycieli). A pełnienie funkcji takiego mentalnego coacha dla własnego dziecka jest moim zdaniem bardzo trudne. Ale nie zaszkodzi spróbować. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, zawsze zostanie straszenie kopaniem rowów w przyszłości. Chociaż, jak znam swojego syna, to odpowie, że już niedługo będą to za nich robiły roboty.

Piotr Krupa

Dodaj komentarz