Jest taki jeden dzień w roku i każdy go ma. Nie ważne, czy jest młody, czy stary. Nie ważne, czy to chłopak, czy dziewczyna. Czy urodził się w Polsce, czy może w innym kraju. Bez znaczenia, czy uznaje ten dzień, czy woli uniknąć. Ten dzień zostanie z nami aż do końca. A piszę o dniu urodzin.
Z dziecięcych lat nie pamiętam, żebyśmy jakoś szczególnie go celebrowali. Ale pamiętam opis dnia urodzin Lisy z Bullerbyn. To było moje dziecięce marzenie: aby inni cieszyli z moich urodzin, dostać tort i prezent. Taki prezent, którym nie muszę się z nikim dzielić i który został kupiony z myślą o mnie. To nie musiało być nic wielkiego, tylko coś, co faktycznie sprawiłoby mi radość, a nie miało tylko funkcję praktyczną.
Nadal nie ma wielkich oczekiwań prezentowych. Lubię drobne gesty, miło spędzony czas. Tak naprawdę chodzi o zauważenie, zobaczenie i komunikat: „Jesteś ważna!”. Choć przez wiele lat nikt mi tego nie komunikował, to oczekiwałam uważności od innych osób w tym dniu. Z pewnością niejeden psychoterapeuta może wysnuć teorię na temat moich braków z dzieciństwa. I – jak to bywa w życiu rodzica – dziecko pozwoliło się uzewnętrznić moim marzeniom. Moja córka bez krępacji stawia siebie w centrum życia naszej rodziny. Na wygaszaczu telefonu ustawiła mi swoje zdjęcia, żebym ją widziała za każdym razem, kiedy biorę go do ręki. We wszystkich kalendarzach w domu, czy to elektronicznych, czy papierowych wpisała swoje urodziny. Żebyśmy czasem nie zapomnieli. Oczekuje zauważenia w tym dniu, oczekuje, że będzie najważniejsza i wszystko ma się kręcić wokół niej. Tego oczekuje, to komunikuje i dodatkowo wszędzie zaznacza, żebyśmy pamiętali: „To jest mój dzień, macie go świętować i koniec, i kropka”.
Na początku jej zuchwałość w tym względzie kuła mnie gdzieś w boczku. (Tak, tutaj także psychoterapeuci mogą się wypowiedzieć). Po czym stwierdziłam, że tak trzeba żyć.
Dlaczego inni mają się domyślać, czego oczekuję w dniu swoich urodzin? Lepiej jasno ogłosić: „To jest moje święto, to jest mój dzień! Chcę go spędzić miło, w mój ulubiony sposób, z ludźmi, na których mi zależy. Samej sobie złożyć życzenia, zadbać o to, żeby inni o mnie pamiętali. Zaznaczyć w social mediach dzień moich urodzin – niech popłynie rzeka obfitości z życzeniami!”.
Pamiętam, że kiedyś był zwyczaj szykowania czegoś słodkiego na swoje imienny, bo może ktoś przyjdzie. Oczywiście nie zapraszało się gości, ale było oczekiwanie, że ludzie sami z siebie przyjdą. I często ta strategia się sprawdzała. Teraz potrzebujemy przypomnienia, że ktoś w tym dniu świętuje. Czy uważam to za dewaluujące, umniejszające znaczenie tego dnia? Nie. Sądzę, że z tych dwóch sytuacji zachowanie mojej córki jest zdrowsze – kiedy sama jasno wszystkim obwieszcza, że jest to dla niej ważny moment i chce, żebyśmy również tak o nim myśleli i się przygotowali na wspólne świętowanie. Chętnie bierzemy w nim udział, a jej postawa rozszerza się na kolejne osoby, ponieważ uważa, że wszystkim w naszej rodzinie należy się porządny dzień urodzin. Dzień taki, jak się chce. I takiego wam życzę dnia urodzin: żeby był jak się chce, nawet jeśli sami go sobie zaplanujecie.
Dorota Dabińska-Frydrych
Dodaj komentarz