Jeśli mam być trybikiem w maszynie, niech ta maszyna przynajmniej należy do mnie – mówi Kacper Kiedrowski, CEO agencji reklamowej BrandTailors.
Jeszcze w czasie studiów podjął Pan pracę w jednej z największych korporacji finansowych świata – w State Street Banku. Dlaczego po trzech latach zdecydował się Pan odejść?
Kacper Kiedrowski: Studiując na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Gdańskiego, na kierunku finanse w przedsiębiorstwach, zdecydowałem, że spróbuję szczęścia w korporacji. Wiedziałem, że powstały w 1792 roku w Bostonie „Stejt” (State Street Bank) uchodzi za największego dostawcę usług finansowych dla inwestorów instytucjonalnych na świecie. Pomyślałem, że jeśli uda mi się do niego dostać, będzie to świetny początek mojej kariery zawodowej. I faktycznie – udało się. Praca ta nie okazała się jednak spełnieniem moich zawodowych marzeń.
Było tak źle?
Dla mnie – owszem. Bo błyskawicznie zdałem sobie sprawę, że praca trybika w ogromnej maszynie kompletnie mi nie odpowiada. Już pierwszego dnia zrozumiałem, że to nie dla mnie, że muszę przejść na swoje. W sumie jednak zostałem tam jeszcze trzy lata, do zakończenia studiów.
Trzy lata stracone?
Nie, nie odbieram tego tak. Nie żałuję tego czasu, a nawet polecam podobne doświadczenie wszystkim studentom. Praca w korporacji to świetny sposób na rozpoczęcie kariery. Uczy funkcjonować w zespole i radzić sobie w sytuacjach stresowych. Poza tym niesie ze sobą dużo plusów – stała pensja, premie, benefity, prywatna opieka medyczna, indywidualny plan emerytalny, niekiedy możliwość pracy z domu. Dlatego wielu ludziom ciężko zrezygnować z tak komfortowej posady.
Pana ten komfort jakoś nie przekonał.
Bo codziennie odnosiłem wrażenie, że ktoś źle zarządza moim czasem. Przydzielane mi zadania spokojnie byłem w stanie zrealizować w ciągu pięciu godzin, ale czas pracy miałem ośmiogodzinny, więc aby móc opuścić pokład, kolejne trzy musiałem przesiedzieć bezczynnie przy biurku. Jako zwykły pracownik nie miałem też możliwości wdrażania usprawnień, nawet w moich codziennych czynnościach. Ze względu na ogromną liczbę procedur i wyjątkowo wysoki stopień korporacyjnej biurokracji, zainicjowanie nawet najprostszej zmiany w procesie było niczym walka z wiatrakami.
Myśląc o ucieczce z korpo, miał Pan już jakiś pomysł na siebie?
Praktycznie od kiedy pamiętam, chciałem być właścicielem firmy i działać pod swoim szyldem – robiąc coś, co lubię. A ponieważ głównie ciągnęło mnie do komputera – już jako kilkulatek tworzyłem pierwsze strony internetowe – moje wyobrażenia o własnym biznesie oscylowały właśnie wokół tej tematyki. Po dwóch, ciągnących się w nieskończoność latach w Stejcie, awansowałem, obroniłem tytuł magistra i zacząłem poważnie myśleć o założeniu swojej firmy. Cel miałem jasny – chciałem wspierać organizacje w zaistnieniu w świecie online. Kilka miesięcy później poszedłem za ciosem i rozpocząłem solową działalność.
Pod szyldem BrandTailors powstała…?
Agencja reklamowa, która zajmuje się przede wszystkim odświeżaniem wizerunku firm i zwiększaniem ich rozpoznawalności w sieci.
Pana pierwszymi klientami byli najbliżsi znajomi?
Tak. Wizerunek ich firm w internecie był zaniedbany, jednak oni nie przywiązywali do tego większej wagi, uważając, że to nie jest dla nich sprawa priorytetowa. Nie zamierzali w to inwestować. Zaproponowałem, że za darmo opracuję dla nich nowoczesną identyfikację wizualną wraz z nowymi logotypami, przerobię i wypozycjonuję przestarzałe strony internetowe oraz zadbam o aktywną obecność ich marek w mediach społecznościowych. Umówiliśmy się, że jeżeli uda mi się znaleźć dla nich klientów w sieci – w co nie wierzyli – polecą moje usługi firmom, z którymi współpracują. Oczywiście udało się. Ruch na stronach www ich firm wzrósł średnio o 700 proc., mogli więc rozpocząć sprzedaż swoich produktów przez internet.
Obecnie marki moich znajomych cieszą się renomą w sieci, a profesjonalny wizerunek ich firm zachęca potencjalnych odbiorców do zakupu produktów, które oferują. Ja natomiast pozyskałem nowych klientów do wdrażania rozwiązań wizerunkowych i maksymalizujących obecność firm w świecie online. Mogłem więc ruszyć z rozwojem swojego biznesu.
Doświadczenie korporacyjne przydaje się Panu w obecnej pracy?
Najbardziej wartościowe okazały się dla mnie umiejętność priorytetyzacji, dyscyplina pracy oraz delegowanie zadań. W korpo nauczyłem się, żeby nie starać się robić wszystkiego samemu, bo to zwyczajnie nieopłacalne – zarówno pod względem czasowym, jak i efektywnościowym. Dziś więc, co tylko mogę zlecić innym, zlecam, sam zaś zajmuję się tym, co najistotniejsze.
Jak po odejściu z korpo wygląda Pana bilans zysków i strat?
Zyskałem poczucie wolności. W końcu lubię poniedziałki! Ba, wręcz nie mogę się ich doczekać. Sam ustalam sobie zadania i tempo ich wykonywania. Poznaję dużo nowych, głównie młodych przedsiębiorców i bardzo cenię sobie kontakty z nimi. Utraciłem natomiast prawo do urlopu i stabilność wynagrodzenia, które regularnie co miesiąc wpływało na moje konto. Mam swoją firmę ale nie mam stałej pensji. Mam natomiast przychody i koszty oraz trafne i mniej trafne inwestycje. To, jaki będzie wynik, zależy wyłącznie od moich decyzji.
Zmiana w życiu zawodowym pociągnęła za sobą inne zmiany?
Pierwotnie zakładałem, że po rzuceniu etatu i rozpoczęciu własnej działalności będę miał więcej czasu dla rodziny, znajomych i siebie. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te wizje. Dziś czasu wolnego nie mam prawie wcale, ale czy mnie to martwi? Moja praca jest doceniana, robię to, co lubię, nieustannie się rozwijam. Mam poczucie, że dobrze wybrałem i z pewnością tego wyboru nie żałuję.
Nigdy więcej korpo?
Jeżeli w przyszłości miałbym jeszcze wrócić na etat, prawdopodobnie nie wybrałbym już korporacji, lecz raczej mniejszą firmę lub spółkę, w których miałbym realny wpływ na sposób wykonywania codziennych zadań – bez konieczności ingerowania w tony procedur.
Co zatem dalej? BrandTailors będzie rósł w siłę?
Obecnie pracujemy nad wykorzystaniem potencjału Instagrama w odniesieniu do małych i średnich biznesów. Chcemy sprawić, by konserwatywne firmy przestały bać się nowości i zaczęły podążać za trendami. Dwa miesiące po założeniu agencji reklamowej postanowiliśmy wyspecjalizować się w docieraniu na Instagramie do nowych odbiorców firm, z którymi współpracujemy.
Stworzyliśmy w tym celu wypromujemy.com – platformę do automatyzacji profili na Instagramie i docierania do nowych odbiorców. Obecnie z usług wypromujemy.com korzysta ponad 70 klientów z Polski i z zagranicy, dlatego moim głównym celem biznesowym jest teraz zbudowanie większego zespołu i dopracowywanie algorytmu, na którym opiera się platforma, by jeszcze skuteczniej odnajdował on potencjalnych klientów. Nie sądzę jednak, że moja kariera biznesowa zakończy się na BrandTailors. Lubię podążać za trendami i wskazywać firmom możliwości ich wykorzystania, ale lubię też zmiany i uczenie się nowych rzeczy, dlatego nie chciałbym zajmować się jedną dziedziną dłużej niż kilka lat.
Sądzę, że moim następnym przedsięwzięciem będzie druk reklamowy na potrzeby firm. A potem? Kto wie, na pewno coś wymyślę!
Izabela Marczak
Dodaj komentarz