Korpotata

Tryb off, tryb on

Stało się to, na co czekało sporo rodziców. Wakacje dobiegły końca, a tym samym można przełączyć się już na tryb: szkoła. Wiadomo – rok szkolny to też sporo wyzwań i obowiązków, również dla rodziców, ale, jak to mówią, lepszy stary wróg niż nowy przyjaciel. Po roku szkolnym wiadomo czego można się spodziewać. Każdy szkołę podstawową lub średnią ma już za sobą, więc lista rzeczy z którymi przyjdzie się zmagać dzieciakom, no i oczywiście rodzicom, jest raczej znana. A – niestety – tego samego nie można powiedzieć o wakacjach.

Jeżeli ktoś ma potomstwo, które nie zostanie samo w domu jak rodzice wyjdą do pracy, to problem jest podwójny. Trzeba bowiem jakoś zaplanować pociechom te dziewięć tygodni opieki.

W takiej sytuacji na pierwszy ogień idzie własny urlop. No, ale to najczęściej około dwa tygodnie. Potem angaż dostają babcia z dziadkiem. A następne w kolejności są kolonie, obozy, półkolonie, zajęcia dodatkowe, itp. Oczywiście łatwiej jest, jak się dysponuje odpowiednim budżetem, a „maluch” ma jakieś zainteresowania. Tematyka obozów jest obecnie bardzo szeroka i każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Są obozy kreujące przyszłych „influencerów w social mediach” (niestety, to nie jest żart), modelki czy zorganizowane dla fanów popularnej gry Minecraft.

W naszym przypadku było na szczęście trochę łatwiej. Pracujemy z domu, więc nie musieliśmy przejmować się, gdzie „przechowamy” Jaśka od poniedziałku do piątku w godzinach 8-17. Mimo to zależało nam, aby nie przesiedział całych wakacji w mieszkaniu. Nie byliśmy zbyt oryginalni i również zaczęliśmy od zaplanowania własnego urlopu. Na szczęście udało się zająć całe dwa tygodnie. Oprócz tego Jasiek pojechał na swój pierwszy obóz sportowy w życiu. Oznaczało to pełne osiem dni bez żadnego kontaktu z rodzicami. Jak można się domyślić, my (a szczególnie ja) znieśliśmy to dużo gorzej niż nasz syn. A na deser były jeszcze dwie półkolonie. Z nieukrywaną dumą przyznaliśmy sobie z żoną medal „dobrych rodziców” na koniec wakacji. Udało nam się bowiem zająć synowi ponad siedem, z dziewięciu tygodni wakacji. Myślę, że jak na pierwsze takie rodzicielskie wyzwanie, nie jest to zły wynik.

Co ciekawe, w okolicach połowy sierpnia nasz syn przyznał się nam, że tak naprawdę to on chciałby już wrócić do szkoły. Wakacje są fajne, ale ponad dwa miesiące to jednak trochę za długo. Tym bardziej, że przecież szkoła też jest fajna. Może to wszystkich zaskoczy, ale Jasiek lubi chodzić do szkoły. Lubi rozwiązywać zadania z matematyki, pisać literki, biegać na zajęciach z wychowania fizycznego oraz malować lub uczyć się języka angielskiego. Lubi to tak bardzo, że swój plecak spakował w okolicach dwudziestego sierpnia i oficjalnie rozpoczął codzienne odliczanie do końca wakacji. A raczej do rozpoczęcia roku szkolnego.

I to podsunęło mi pewien pomysł, z którym zgodzi się pewnie sporo rodziców. Być może warto pomyśleć nad skróceniem wakacji do jednego miesiąca. Czy życie (to rodzicielskie oczywiście) nie byłoby wtedy lżejsze? Przecież gdy my wracamy do pracy po dwóch tygodniach urlopu, to jest nam ciężko „wbić się” w tryb pracy. To co dopiero nasze dzieci, które muszą to zrobić po ponad dwóch miesiącach? Krótsze wakacje byłyby tylko dla ich dobra. Wyłącznie dla ich dobra, bo rodzicom one przecież w ogóle nie przeszkadzają, prawda?

Piotr Krupa

Dodaj komentarz