Joanna Dąbek skończyła prawo i zaczęła karierę zawodową od posady w banku. Szybko zrozumiała, że to nie jest miejsce dla niej. Od zawsze pasjonowały ją podróże, więc przeszła do branży turystycznej. Obecnie ma własne, małe biuro podróży i organizuje m.in. kameralne wyjazdy dla kobiet.
Mirosław Mikulski: Podróżuje pani po świecie i jeszcze na tym zarabia. Skąd taki pomysł na życie?
Joanna Dąbek: Podróże zawsze były moja pasją. Na studiach marzyłam o dalekich wyprawach i wydawałam na wyjazdy wszystkie pieniądze. Potem zaczęłam pracę w turystyce – najpierw jako rezydentka, potem byłam pilotką, aż w końcu założyłam własne biuro podróży i zaczęłam organizować własne wyjazdy.
Zadecydował przypadek. Skończyłam prawo, ale już na studiach źle się z tym czułam. Po uzyskaniu dyplomu trafiłam do banku, ale wytrzymałam tam tylko siedem miesięcy. Pewnego razu koleżanka powiedziała mi, że wyjeżdża do pracy w Irlandii. Kiedy ode mnie wyszła, zrobiłam to samo, co ona – weszłam na stronę pracuj.pl i wysłałam swoje zgłoszenie do pracy zagranicą. Zupełnie o nim zapomniałam, ale po jakimś czasie zgłosiło się do mnie biuro podróży i zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Nie miałam żadnego doświadczenia, ale od razu zostałam przyjęta i zaproponowano wyjazd do Turcji! Poleciałam tam i stwierdziłam, że takie zajęcie to jest to.
Gdzie pani pracowała?
W Turcji spędziłam cały sezon, a potem sama z plecakiem ruszyłam w swoją pierwszą podróż po Azji. Byłam na Filipinach, Sri Lance i w Malezji. Wróciłam po dwóch miesiącach i zostałam rezydentką w kolejnym biurze podróży. Byłam z nim na Cyprze, Mauritiusie i w Grecji. Potem na dwa miesiące pojechałam do Indii i tam stwierdziłam, że chcę robić coś swojego. Nie miałam żadnych oszczędności, a w Polsce organizacja wycieczek wiąże się z uzyskaniem gwarancji ubezpieczeniowej i wpisu do rejestru organizatorów turystyki. Ale udało się. Założyłam działalność gospodarczą i zaczęłam organizować kameralne wyjazdy.
Od tego czasu minęło już sześć lat. Obecnie jestem freelancerką, mam własną firmę, ale jeżdżę też jako pilotka – głównie do Stanów Zjednoczonych. Teraz czeka mnie wyjazd na Karaiby i bardzo się z tego cieszę. Obecnie chciałabym mniej wyjeżdżać tylko rozwijać swoją markę. Jestem zadowolona z miejsca, w którym się znajduję, ponieważ sama sobie ustawiam grafik, co było moim marzeniem. Zawsze chciałam móc chodzić do pracy w trampkach i siedzieć w kawiarni przy komputerze.
Rozumiem, że praca w korporacji była całkowicie nietrafiona?
W banku zaczęłam pracować na próbną, siedmiomiesięczną umowę. I już wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy tak ma wyglądać moje życie do emerytury. Czy w wieku 26 lat muszę już być tak ustabilizowana, pracować od 9 do 17, a potem chodzić na siłownię lub na jogę? I tak od poniedziałku do piątku… Do tego w weekendy nie miałam już siły na nic, bo bolała mnie głowa od komputera. Byłam tą pracą bardzo znudzona i stwierdziłam, że to nie dla mnie. Po prostu nie pasowałam do tego miejsca. Codzienne wychodzenie z domu do pracy o tej samej porze było dla mnie nie do zniesienia. Cenię sobie wolność – to dla mnie najważniejsza wartość w życiu i teraz ją mam! Jestem zadowolona z tego co robię, choć w pracy jeszcze nie mam takiej pełnej wolności, do jakiej dążę.
Organizuje pani wyjazdy tylko dla kobiet. Dlaczego?
Zaczynałam od tego w 2019 roku. To był czas, kiedy szukałam pomysłu na siebie, swojego miejsca w życiu i swojej kobiecości. Nie jestem nawiedzoną feministką i nie mam nic przeciwko mężczyznom – po prostu stwierdziłam, że duże biura organizują wyjazdy dla wszystkich, więc ja postawię na kobiety i ich energię. Chciałam, żeby miały przestrzeń dla siebie i zresetowały się od codzienności, bez obecności mężczyzn i dzieci.
Jest duże zainteresowanie takimi wyprawami?
Przed pandemią było niewielkie, a teraz mam mnóstwo chętnych. Tak naprawdę teraz już każdy organizuje wyprawę typu joga na Bali czy kobieca medytacja na Cyprze. Więc sama się zastanawiam, w którą stronę pójść. Czy pozostać przy wyjazdach tylko dla kobiet, czy też wprowadzić też takie dla grup mieszanych. Być może na początku roku pojadę z taką mieszaną grupą na Malediwy lub na Filipiny.
Czy kobiety na wyjazdach są inne niż mężczyźni?
Tak. Obserwuję, że kobiece wyjazdy są w większym stopniu związane z samorozwojem. Jestem też nauczycielką medytacji oraz mindfulness, czyli – jak to się mówi po polsku – uważności w życiu codziennym i bardzo się interesuję duchowością. Zauważyłam, że w kręgach związanych z samorozwojem jest zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn. Mam poczucie, że kobiety bardziej potrzebują się rozwijać, choć są oczywiście wyjątki i nie jest to regułą.
Od dawna zajmuje się pani jogą i mindfulness?
Zaczęłam jeszcze pod koniec liceum, cały czas chodzę na różne warsztaty, kursy i pogłębiam swoją wiedzę. Od kilku lat zajmuję się tym także zawodowo i wykorzystuję w pracy. Jestem osobą poszukującą i szukam swojej drogi życiowej. Próbuję zrozumieć drugiego człowieka i siebie. Widzę też, że medytacja oraz mindfulness działają.
To ważne, żeby umieć się zatrzymać na chwilę. Świat dookoła nas jest nienormalny i pędzi przed siebie, a my wraz z nim. Na wszystko brakuje nam czasu, dlatego niekiedy trzeba zwolnić i pobyć slow. Gdy jestem w domu, a nie na wycieczce, to właśnie żyję slow – gotuję i czasami robię sobie dzień bez telefonu. Nauczyłam się zatrzymywać i dlatego wyjazdy, które organizuję są spokojniejsze niż tradycyjne objazdówki. Może zobaczymy mniej, ale za to będzie więcej rzeczy wartościowych i bez biegania. Sama świadomość, że spokojnie można napić się kawy, pójść na spacer i złapać oddech jest ważna.
Czego się pani teraz uczy?
Jestem osobą bardzo refleksyjną i dlatego pracuję nad jakością życia. Ktoś mi kiedyś powiedział, że prowadzę wyjazdy w sposób bardzo kobiecy – powoli, bez nerwów i chaosu. Tak właśnie staram się robić – zobaczyć, doświadczyć, ale nie zaliczać – to moja dewiza. Tymi wyjazdami chcę też inspirować innych i cały czas się rozwijam.
Teraz chodzę na zajęcia do Szkoły Ustawień Systemowych, a wcześniej byłam na kursie pracy z energią oraz mindfulness. Czuję potrzebę pracy nad sobą i rozwoju duchowego. To mnie pcha do przodu. Oczywiście zmagam się z wieloma lękami i czasami ktoś musi mnie popchnąć, bo jest to związane z wychodzeniem ze strefy swojego komfortu.
Ma pani czas na wyjazdy prywatne?
Tak. Prywatnie byłam na początku tego roku w Omanie, a potem razem z siostrą podróżowałyśmy po Stanach. Wypożyczyłyśmy samochód i praktycznie bez planu ruszyłyśmy przed siebie. Wiedziałyśmy tylko, gdzie mamy po tygodniu oddać auto. Niedługo lecę też do Madrytu.
Jeżdżę więc na wakacje, choć rzeczywiście, gdy zaczęłam rozwijać firmę wpadłam w pułapkę wyjazdów wyłącznie zawodowych. Dopiero niedawno wróciłam do podróży prywatnych. Muszę też dodać, że lato spędzam w Polsce pod namiotem na jakimś festiwalu. Ostatnio były to „Wibracje” i „Dreamersland” – tam się naprawdę relaksuję.
Rozmawiał
Mirosław Mikulski
Dodaj komentarz