Korpotata

Urodzinowe marzenie

Czerwiec to dla nas zawsze wyjątkowy czas, bo Jasiek obchodzi urodziny. A do tego właśnie w tym miesiącu wypada Dzień Ojca. W tym roku aż złapaliśmy się za głowy. Niby wiemy, że nas pierworodny kończy 10 lat, ale dopiero jak człowiek uzmysłowi sobie, że minęła już dekada od kiedy nasze życie wskoczyło na zupełnie nowy i nieznany wtedy tor, to zauważamy, jak daleką drogę pokonaliśmy.

Tak naprawdę to nie pamiętam już nawet, jakie to uczucie „nie być tatą”. Chyba nie umiałbym już wrócić do tamtego „mindsetu” przed narodzinami Jaśka. Pomimo swoistego ciężaru w postaci ogromnej odpowiedzialności za życie drugiej istoty, która wciąż polega i jest w pełni zależna od ciebie, to możliwość opowiadania i uczenia świata małej osoby, która rośnie i kształtuje się na moich oczach, to wspaniała życiowa przygoda. A na dodatek to wyprawa, która chyba nigdy się nie kończy.

Z tej właśnie okazji postanowiliśmy, że dziesiąte urodziny będziemy obchodzić trochę inaczej niż zwykle. W końcu już za chwilę nasz syn stanie się pełnoprawnym nastolatkiem. A takie wydarzenie wymaga wyjątkowej oprawy. W poprzednich latach imprezy urodzinowe odbywały się dwutorowo. Najpierw spotkania w gronie rodziny. Wiadomo, tort, świeczki i te sprawy. A potem także imprezy dla kumpli i kumpelek. W tym przypadku w grę wchodziły zazwyczaj sale zabaw, elektroniczny paintball lub coś podobnego.

Tym razem postanowiliśmy zerwać ze schematem ostatnich lat i zrobić coś zupełnie innego – spełnić jedno z marzeń Jaśka. Tak się akurat złożyło, że w czerwcu odbywają się mistrzostwa Europy w piłce nożnej, do których wślizgnęła się również nasz kadra. A marzeniem Jaśka było pojechać na mecz reprezentacji Polski, aby poczuć tę stadionową atmosferę i przy okazji zobaczyć w akcji jednego ze sportowych idoli – Wojciecha Szczęsnego.

Niestety, termin żadnego z meczów na mistrzostwa nie zgrywał się z naszym kalendarzem. Na szczęście w Warszawie na sławetnym Stadionie Narodowym odbywały się dwa mecze towarzyskie. Dlatego z okazji dziesiątych urodzin Jaśka wybraliśmy się rodzinnie właśnie na mecz Polska-Ukraina do Warszawy.

Dla wielu osób, w tym również dla mnie, mecz kadry to nie jest życiowe marzenie. Ale dla  dziesięciolatka, dla którego piłka nożna jest jak oddychanie, możliwość zobaczenia meczu na żywo, to było spore przeżycie. A dla nas obserwowanie szczęśliwego Jaśka było niczym balsam dla duszy.

I pomimo tego, że mecze naszej kadry często nie są widowiskiem na światowym, ani nawet europejskim poziomie, to Jasiek z wielkim uśmiechem na twarzy oznajmił nam na koniec, że to był najlepszy mecz jaki do tej pory oglądał. Możliwość spełnienia marzenia swojego dziecka to dla rodzica dużo większa radość, niż realizacja własnego. I to bezapelacyjnie!

Piotr Krupa

Dodaj komentarz