W Tajlandii na nawet na zwykłe przeziębienie wypisywane są antybiotyki, a Tajowie mają duże poczucie grupowej odpowiedzialności i bardzo dbają o otoczenie, gdy są chorzy. Powitanie nowego pracownika w departamencie to nie wyjście „na piwo”, lecz zaproszenie do restauracji na wspólną kolację, która też nie jest typowa.
Internista wskazany przez kierowniczkę z działu HR miał gabinet w klinice w centrum Bangkoku. Firma opłacała pracownikom ubezpieczenie zdrowotne. Do tego opiekę stomatologiczną do kwoty 20 tys. THB (batów tajlandzkich), była to kwota wystarczająca na leczenie zębów.
Lekarka mówiła po angielsku, a sama klinika mogłaby pojawić się w filmie o luksusowym życiu. Co ciekawe na zwykły katar dostałam receptę w postaci witamin, paracetamolu i… antybiotyków, ale bez preparatów osłonowych na żołądek. W aptece, która znajdowała się w klinice, nie chcieli podzielić recepty, więc musiałam wziąć wszystkie leki, chociaż wiedziałam, że nie będę stosować antybiotyków. Wizyta oraz leki kosztowały razem 1800 THB, czyli około 200 zł, koszt pokryła firma. [Wszystkie przeliczniki walutowe są ważne na dzień wydania niniejszej książki.] Standardowa cena wizyty u lekarza w Tajlandii zamyka się zazwyczaj w kwocie 1000 batów, jednak ja korzystałam z jednej z najdroższych klinik, także cena musiała być odpowiednio wysoka. Podejście do spożywania leków w Tajlandii jest zupełnie inne niż w Polsce. Przy okazji kolejnych wizyt u lekarza również dostawałam recepty na antybiotyki na błahe problemy zdrowotne.
Współodpowiedzialność
W tym miejscu wspomnę, że jeszcze zanim pojawił się koronawirus, w biurze, w metrze i miejscach publicznych można było spotkać osoby w maseczkach. Tajowie mają duże poczucie współodpowiedzialności za grupę. Tą grupą jest rodzina, przyjaciele, współpracownicy, ale też całe społeczeństwo. Najważniejsze to nie sprawiać problemów. Sposób myślenia jest prosty – ważne, aby moje otoczenie czuło się dobrze w moim towarzystwie. Kichająca i kaszląca osoba może zarazić innych oraz spowodować u nich dyskomfort, dlatego maseczki są wyrazem dbałości o grupę oraz dobre samopoczucie pozostałych.
W trakcie pandemii Tajowie dziwili się, czemu w Polsce ludzie nie chcą nosić maseczek lub przyjmować szczepionek. Tam szczepionki były dostępne z opóźnieniem w stosunku do Europy, a ich dystrybucja początkowo ograniczona tylko do urzędników, policjantów i nauczycieli. Tak jak wszystko inne, Tajowie z pokorą i spokojem przyjmowali pandemię i związane z nią regulacje rządowe.
Wyjście ze znajomymi
Oprócz mnie w tym samym czasie w naszym departamencie rozpoczynała pracę jeszcze jedna osoba. Była to okazja do wspólnego wyjścia na kolację po pracy. W tym miejscu zaznaczę, że ze znajomymi z pracy nie wychodzi się „na piwo” jak w Polsce, tylko aby coś zjeść. To samo dotyczy przyjaciół. Spotkania towarzyskie dla Tajów oznaczają zazwyczaj spotkanie związane z jedzeniem. Częste pytania, jakie słyszałam, to: „Czy byłaś już w tej nowej restauracji?”.
Jedzenie to po prostu jedzenie, to kupowane w restauracjach czy na straganach dla Tajów zazwyczaj smakuje tak samo. To, co jednak doceniają w restauracjach, to klimatyzacja i wystrój, zazwyczaj im bardziej europejski, tym ciekawszy. Jakość jedzenia może być taka jak na straganach, zarówno bardzo wysoka, jak i kiepska.
Powitalna kolacja
Byłam jedynym obcokrajowcem w departamencie i ze względu na mnie na powitalną kolację wybrano restaurację z rodzimą kuchnią. Tajowie uwielbiają eksperymentować i często jadają w japońskich, chińskich czy koreańskich restauracjach. Popularne są też fast foody, jak hamburgery i pizza. Tego wieczoru jednak chciano powitać mnie typową tajską kuchnią.
Bez alkoholu
Usiedliśmy przy dużym stole i każdy z nas złożył zamówienie. Jako jedna z nielicznych osób zamówiłam alkohol do kolacji, oprócz mnie jeszcze tylko dwóch kolegów zamówiło małe piwo.
Moi koledzy z pracy pili mało alkoholu i wtedy też dowiedziałam się dlaczego. Podczas całej kolacji wypiłam tylko jeden kieliszek wina. To mało popularny trunek w Tajlandii, bardziej popularne są gazowane drinki na bazie wina lub piwa. Przy temperaturze trzydziestu pięciu stopni i trzymającym mnie zmęczeniu po długiej podróży samolotem czułam się, jakbym wypiła kilka razy więcej.
Tajowie mają słabe głowy i w towarzystwie kolegów z pracy piją bardzo mało lub w ogóle. Ważne jest, co pomyślą inni ludzie oraz przełożeni. Nadmierne spożycie alkoholu może być źle widziane w firmie.
Faux pas i uśmiech
Gdy na stół przyniesiono jedzenie, zapanowało lekkie zamieszanie z rozstawianiem talerzy i brzdąkaniem szklanek oraz sztućców. Zabrałam się z apetytem za konsumowanie zamówionej przez siebie zupy tom yum. Szybko zorientowałam się jednak, że jako jedyna rozpoczęłam jedzenie. Moi koledzy wysunęli dania na środek stołu i poczekali, aż kelnerzy rozłożą przy każdym małe talerzyki. Dopiero na nie każdy nakładał sobie małe porcje różnych potraw ze stołu.
Spojrzałam na siedzącą obok siebie Nikki i przeprosiłam za rozpoczęcie jedzenia, które zamówiłam, myśląc, że dokonuję wyboru tylko dla siebie, a które powinno być podzielone na wszystkich. Nikki dużo podróżowała i nawet kilka dni spędziła w Polsce. Uśmiechnęła się ze zrozumieniem i powiedziała, że nic nie szkodzi.
Tak właśnie w Tajlandii rozwiązuje się niezręczne sytuacje każdego kalibru – poprzez uśmiech. To jest uniwersalna metoda.
(cdn)
Aleksandra Tabor
Fragment książki Aleksandry Tabor pt. „Tajlandia. Notatki z życia i pracy” – w której próbuje obalić kilka błędnych opinii o Tajlandii. Wydawnictwo BookEdit.
Dodaj komentarz