Korpomama

Worek niechcianych rzeczy

Dbam o to, by skupiać się na tym, co dobrego się wydarza. Jednocześnie daleka jestem od pozytywnej psychopapki. Chcę, aby w moim życiu działy się raczej dobre rzeczy, a jak dla równowagi pojawią się mniej dobre, staram się wyciągnąć wnioski i iść dalej. Któż by tak nie chciał?

A więc i dla mojego dziecka chcę jak najlepiej, a właściwie to dużo lepiej, niż dla siebie. Tak to już natura wymyśliła, że dzieci zajmują większą część naszego obwodu myślowego i chcemy dla nich lepszego życia. Staram się nie wkładać jej do głowy moich myśleniowych braków na swój własny temat. W jej obecności mówić o sobie dobrze. Pokazywać, że gdy popełnię błąd, to nie znaczy, że jestem do niczego, ale że to był po prostu błąd, przepraszam i staram się więcej tak nie robić. Staram się pokazywać, że nauka to proces, a w internetach ludzie pokazują jedynie efekt swoich starań. Pokazywać, że wszystkiego można się nauczyć, lepiej lub gorzej i żeby skupiła się na budowaniu swoich mocnych stron, a jej braki są talentami innych. Dlatego warto współpracować. No i jakoś tak mi nie wyszło jak chciałam.

Ostatnio moja córka przyszła do mnie i co słyszę z jej ust? Otóż:
– Bo ja się boję, że mi się skończą pomysły.
– To, co ja wiem, to nic takiego.
– Przecież to jest proste!

Ależ to brzmi tak, jakbym słyszała siebie! Kurczę, jak to się stało? Od razu skan: gdzie i kiedy to usłyszała? No kiedy? Dzieci mają jakiś radar, nawet jak czegoś nie mówimy, to one to wiedzą. Skąd, się pytam?

Jest to dla mnie fascynująca i przerażająca rzecz. Nie ważne, jak bardzo bym się starała, by nie zainfekować jej swoimi myślami, to jakoś przez osmozę je przejmuje. Taka myśl z mojej głowy wnika szybciej niż wirus grypy i krzyczy np.: Ej! Nie jesteś taka dobra, inni wiedzą więcej!

Zasmuciły mnie jej słowa. I stare jak świat powiedzenie wyświetliło mi się neonem przed oczami duszy: chcesz mieć wpływ na innych, zacznij od siebie! I kolejne: nie możesz dać innym tego, czego sam nie masz.

Nie ważne, jak pięknych słów użyjesz. Nie ważne, jak mocno to pokolorujesz. Nie ważne, jak mocno ugryziesz się w język, aby nie wypowiedzieć danych słów. One tam są i jakoś tak przechodzą osmozą na dziecię. Niby wiem o tym z badań psychologicznych i neurobiologicznych. Ale może jednak mogliby się w nich mylić? Tak, żeby wbrew ich ustaleniom, dziecko jednak nie brało całego worka, ze wszystkimi niefajnymi rzeczami, tylko przesiało plewy od zboża i wybierało najlepsze ziarenka do zasiewu w swojej głowie.

Trochę refleksyjnie, trochę smutno, trochę melancholijnie.

Mam też taką refleksję, że nasze myśli nie tylko wpływają na dzieci, ale również na współpracowników. A jeżeli jesteś liderem – na podwładnych. Więc jest dużo powodów, by zająć się sobą. Zyskamy na tym nie tylko my, ale również nasze otoczenie.

I zainfekujmy się dobrym myśleniem o sobie samych. Choć ostrzegam: to nie jest prosta droga, czasami kaleczy mocno stopy. Jednak warto, bo kiedy dojdziesz do punktu kontrolnego, zerkniesz wstecz, strzepniesz kurz z kołnierza i poklepiesz się po ramieniu ze słowami: dobra robota! Naprawdę! Czasami było ciężko, ale warto.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz