Elementem kultury internetowej stały się fejkniusy. Fałsz hulający w internecie budzi emocje i utrwala schematy. Fejkniusy pełnią funkcję podobną do legend, które przekazywane z ust do ust, z natury przeplatają rzeczywistość z fantastyką. A gdzie tu prawda o nas samych?
Starając się zrozumieć fenomen fejkniusów, zakupiłem „Antologię Legend Warszawskich”. Zatrzymałem się na opowieściach o okrutnym Bazyliszku.
Dawno dawno temu po mieście krążył mega hejt na Bazyliszka, a w jego opisach przewijał się totalny bodyszejming. Potwór miał mieć szpony i dziób koguta, oczy ropuchy, szyję węża, błoniaste skrzydła nietoperza i ogon krokodyla! Legenda głosi, że potwór przemieniał w kamień każdego, z którym spotkał się wzrokiem, a kwadrat miał mieć w jednej z kamienic przy Krzywym Kole. Rada była jedna: znaleźć śmiałka, który unicestwi potwora zwierciadłem. Wysłano więc faceta z lustrem na konfrontację z bestią. Bazyliszek ostatecznie osłupiał widząc siebie w trybie selfie i odtąd mieszkańcy miasta kimali spokojnie…
Z czasów dzieciństwa pamiętam, że morałem tej legendy miała być przestroga przed wścibskim gapieniem się komuś w oczy. Dzisiaj jednak zastanawia mnie, czy powiastka ta nie uczy nas też autorefleksji.
Ciekawość i prawda
Popularność fejkniusów może sugerować, że prawda absolutna nie jest dla tak istotna, jak chciałoby się twierdzić. Nieprawdziwa informacja w internecie jest nie do okiełznania, a jej weryfikacja bywa procesem żmudnym. Dementowanie pomówień odczarowuje ich urok, a zaspokajanie ciekawości daje natychmiastową rozrywkę.
Przyznać trzeba, że zdarza się nam podświadomie szukać tego, co mrozi krew w żyłach, porusza, wywołuje kontrowersję lub budzi w nas gniew. Dodatkowo fejksnius podszyty hejtem może służyć jako narzędzie do wykluczania i umoralniania innych oraz do podnoszenia samooceny.
Coraz chętniej dołączamy do syntetycznie powstałych społeczności, stawiając wszystko na zbieżne zainteresowania i manifestowane poglądy. Oduczając się ciekawości drugiego człowieka jako jednostki. Łatwo jest w takim trybie zacząć żyć legendą i zapomnieć, że jest w nas samych mnóstwo sprzeczności, a rzeczywistość nie jest płaska jak ekran smartfona. Połowę królestwa dla tego, który zlustruje Bazyliszka w nas samych!
Spojrzenie na człowieka
Rzućmy okiem na przewijający się we wspomnianej legendzie motyw kontaktu wzrokowego. Okulezyka to komunikacja wzrokiem, jedna z form komunikacji niewerbalnej. Powszechnie twierdzi się, że podczas rozmowy należy patrzeć rozmówcy w oczy. Unikanie kontaktu wzrokowego może sugerować nieszczerość lub brak szacunku. Prawdą jest jednak, że intensywność i sposób wymiany spojrzeń różnią się w rozmaitych kulturach. Nie mówiąc już o specyfice relacji osób wymieniających spojrzenia.
W Japonii, Chinach, Indonezji czy Nigerii wpatrywanie się w rozmówcę jest niegrzeczne – zwłaszcza jeśli rozmówca ma wyższy status. W spojrzeniu tkwi ogromna moc. Od nas zależy jak ją wykorzystamy. Bazyliszek potrafił unicestwić wzrokiem, a nam niech patrzy z oczu tylko dobrze.
Popatrz jej w oczy
Dziewięć lat temu, w nowojorskim Muzeum Sztuki Współczesnej, Marina Abramović zaprezentowała eksperyment z pogranicza sztuki i nauk społecznych „The Artist Is Present”. Marina siedziała nieruchomo przy pustym stole, a krzesło naprzeciwko niej przeznaczone było dla odwiedzających muzeum. Goście mogli jeden po drugim siadać vis-à-vis artystki i w milczeniu nawiązywać z nią kontakt wzrokowy.
Performance Abramović wywoływał rozmaite reakcje u odwiedzających, a na ich twarzach malowały się różne emocje: zdziwienie, obojętność, wzruszenie, radość i smutek. Spotkanie odbywało się w ciszy i skupieniu. W pewnym momencie do stołu zasiadł Ulay, były partner Mariny, którego nie widziała 20 lat. Reakcję artystki i wymianę spojrzeń warto obejrzeć na YouTube.
Konrad Krzysztofik
Dodaj komentarz