Korpomama

Zwyczajna zwyczajność

Listopad zagonił nas do wiosennej rzeczywistości, bynajmniej nie w aspekcie pogody. Niestety, chodzi o siedzenie w domu. W zerówce zdalna nauka polegała na przesyłaniu materiałów – później je robiłyśmy w wyznaczonym terminie. Tak, teraz już jest gotowy plan i musimy się go trzymać.

Co prawda nie jest tak źle, bo moje dziecko – jak na razie – jest zachwycone nauką zdalną. A ma ku temu kilka powodów: dostała swój komputer, który stoi w pokoju i jest tylko jej; nie musi rano męczyć nóg drogą do szkoły; ma więcej czasu na zabawę z koleżanką; nie musi przebywać się z tymi dziećmi których nie lubi; na przerwie może się bawić swoimi ulubionymi zabawkami. Pewnych nawyków jednak nie zmieniła: codziennie rano robi swoją sekwencję zadań oraz pakuje śniadaniówkę. Bez śniadaniówki nie idzie do szkoły: drugiego śniadania nie może jeść ze mną w kuchni, bo przecież jest w szkole.
Po zakończaniu lekcji dzwonią do siebie z koleżanką i każda przy swoim biurku obrabia lekcje – czyli idą na świetlicę. Kiedy się pytam, czy nie brakuje jej klasy, odpowiada, że przecież się widzą. Tak sobie myślę, że dzieci bardzo szybko się akomodują. Nowa rzeczywistość przed komputerem – raz dwa mózg przestawiony na nowe zadania. Nabrała też kilka nowych nawyków: wstaje rano i „sprawdza maila” – a tak naprawdę sprawdza, czy ktoś do niej napisał na czacie.

Żałuję, że również u mnie dostosowanie nie następuje tak szybko. Kiedy we wrześniu rozpoczęła naukę w szkole, poukładałam sobie plan dnia tak, żeby jak najwięcej zrobić do powrotu córki. Plan zakorzenił mi się w głowie, zaczęłam działać, a tu bach! kolejna zmiana. Uwaga! Dzieci wracają uczyć się w domach! Dla mnie oznacza to kolejne przestawienie cyklu dnia, ustalenie nowych priorytetów, czasu pracy, gotowania i zabawy. Wszystkie takie zmiany przechodzę zaczynając od zaprzeczenia, poprzez etap buntu i zniechęcenia, a kończę na przyjęciu nowej rzeczywistości. Na szczęście mam wrażenie, że z każdą kolejną zmianą ten proces przebiega coraz szybciej, poszczególne etapy trwają krócej. To trochę ironia losu, ponieważ na początku roku jako swoje cele zapisałam w kalendarzu hasła-życzenia: minimalizm, spokój oraz wolność w działaniu. I jak to się ma do rzeczywistości w końcówce anno domini 2020?

Minimalizm? Właściwie jest: minimum przemieszczenia się, minimum pracy, minimum wakacji, minimum zużytych ubrań. Spokój? Wiosną słyszałam ptaki na balkonie – spokój, spokój na niebie bez samolotów, spokój przy wyborze strojów do pracy, spokój przy wyborze wakacji…
Wolność w działaniu? Z tym może być gorzej, ale… wolność w protestach, wolność w wypowiadaniu swojego zdania, wolność w wyborze tego, w czym chcę pracować (w dresie lub w sukience).
Czy moje życzenia się spełniły? Właściwie tak, bo, jak mówi stare powiedzenie: „Uważaj, czego pragniesz – możesz to otrzymać.”. Los może nas zaskoczyć, a prośby spełnić w zadziwiający sposób.
Zaczęłam się zastanawiać, czego sobie życzyć w kolejny roku. Może żebym żyła w zwyczajnych czasach? Wstanę sobie rano, wykonam sekwencję działań, zgodnie z założeniem fenomenalnego poranka, zjem zwyczajne śniadanie, zwyczajnie odprowadzę młodą do szkoły i wrócę do pracy. Zwyczajnie będę pracować, ugotuję zwyczajny obiad i zwyczajnie go zjem, a potem spędzę zwyczajny wieczór i najzwyczajniej w świecie pójdę spać.

Tylko muszę się teraz zastanowić, co dla mnie wciąż jeszcze jest zwyczajne. Bo dla mojej córki zwyczajna jest lekcja przez Internet i gadanie z koleżanką online, podczas gdy dla mnie jednak wciąż zwyczajnie jest spotkać się ze znajomymi osobiście.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz