Wywiad

Elon Musk: Nie bawi cię to?

W ciągu kilku następnych godzin lepiej poznam interesującą osobowość Elona Muska – inżyniera i wizjonera, miliardera i destruktora, agitatora i wichrzyciela. Wbrew całej armii sceptyków, łącznie ze mną, Musk przekształcił Teslę w biznes o wartości rynkowej przekraczającej siedemset miliardów dolarów i wymusił na przemyśle samochodowym szybsze przejście do pojazdów elektrycznych. Musk szacuje nieskromnie, że mógł przyspieszyć „nadejście ery odnawialnej energii” o „dziesięć, może nawet dwadzieścia lat”.

W ciągu dekady przekształcił również komercyjny przemysł kosmiczny i gospodarkę kosmiczną, wyprzedził konkurentów i skonstruował rakietę wielokrotnego użytku mogącą przewozić pasażerów. Agencja NASA wybrała jego pojazd Starship do przewożenia astronautów na Księżyc w ciągu kilku najbliższych lat. Obecna wartość tego projektu wynosi około 125 miliardów dolarów. Musk jest przekonany, że pewnego dnia Starship zostanie użyty do skolonizowania Marsa.

Musk jest również nieszablonową postacią, seryjnym tweeterem porozumiewającym się z ponad stoma milionami obserwatorów, człowiekiem łamiącym konwencje, upajającym się skandalami, walczącym z regulatorami i pracownikami oraz drwiącym z konkurencji. Miewa regularne spory z amerykańską Komisją Papierów Wartościowych i Giełd – został ukarany i zmuszony do rezygnacji ze stanowiska prezesa Tesli ze względu na tweety z 2018 roku. Utrzymywał w nich, że zgromadził środki umożliwiające wykupienie Tesli i wyprowadzenie jej z giełdy, co amerykański sędzia uznał później za „lekkomyślne” zapewnienie. Ostatni pozew Komisji oskarża Muska o zorganizowanie piramidy finansowej w celu wsparcia dogecoina – kryptowaluty, którą dosłownie oparto na żarcie, internetowym memie przedstawiającym japońskiego psa. Jak można było oczekiwać, dogecoin upadł, ale entuzjazm Muska nie zgasł – do czarnych dżinsów zaczął on nosić T-shirt z podobizną psa.

Dlaczego poważny człowiek mający poważne plany angażuje się w głupie gierki na Twitterze, które mogłyby słono kosztować także jego zwolenników?

–Nie bawi cię to? – ryczy ze śmiechu. – Wygłupiam się na Twitterze i często strzelam sobie w kolano, prowokuję różne problemy. Pisanie na Twitterze działa na mnie terapeutycznie. To sposób przekazywania wiadomości opinii publicznej.

Nie ulega wątpliwości, że Musk ma obsesję na punkcie Twittera. Obsesję tak silną, że wplątał się w epickie próby wykupienia platformy, które miesiącami fascynowały Wall Street i branżę technologiczną. Twitter pozwał Muska (i został przez niego pozwany), gdy miliarder wycofał się z umowy zakupu wartej czterdzieści cztery miliardy dolarów, którą zawarł w kwietniu, i oskarżył tę firmę o zaniżenie liczby botów działających na jej platformie społecznościowej. W tym tygodniu, tuż przed zaplanowanym zeznaniem pod przysięgą, Musk zmienił zdanie. Mówi teraz, że ponownie chce kupić Twittera.

Pytam przy obiedzie, czy jego pierwotna oferta była kiepskim żartem.

– Twitter to droga do zwiększenia poziomu bólu – mówi. – Wychodzi na to, że jestem masochistą.

Nie kryje się jednak z tym, że jego zainteresowanie firmą nigdy nie miało głównie finansowego charakteru.

– Nie chcę kupić Twittera dla pieniędzy. To nie jest tak, jakbym chciał kupić jakiś jacht, ale nie mógł sobie na niego pozwolić. Nie mam żadnych jachtów. Uważam, że jest niesłychanie ważne, aby ludzie mieli maksymalnie godny zaufania i inkluzywny kanał do dzielenia się pomysłami i że powinien on być na tyle wiarygodny i transparentny, na ile to tylko możliwe.

Alternatywą jest, jego zdaniem, rozszczepienie debaty publicznej na różne bańki społecznościowe, czego przekładem może być Truth Social, sieć internetowa Donalda Trumpa.

– W gruncie rzeczy [Truth Social] to prawicowe kółko wzajemnej adoracji, które równie dobrze mogłoby się nazywać Trumpet [Anglojęzyczne słowo trumpet oznacza trąbkę, jednak Elonowi Muskowi zależało tutaj na podkreśleniu, że aplikacja jest związana z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem (przyp. red.)].

Musk nie jada lunchów, być może z powodu niezbyt pochlebnego zdjęcia w kąpielówkach wykonanego na jachcie przy wyspie Mykonos, które latem trafiło do mediów. W Fonda San Miguel, meksykańskiej restauracji kipiącej życiem i obiecującej regionalne przeżycia kulinarne, jest częstym bywalcem. Zamawia mrożoną Margaritę (nazywa ją breją z alkoholem), a ja wybieram piwo. Rozgląda się dookoła.

– W tej restauracji panuje przyjemny gwar – mówi z aprobatą i sugeruje kelnerowi, żeby podał nam kilka dań będących specjalnością zakładu.

Kiedy na stole ląduje pierwszy talerz: siekana baranina w pieprzowym sosie, z serem i papryką jalapeño, Musk mówi mi, że korporacje są jak dzieci, i wzdycha z zachwytem, że jedzenie jest epickie.

Musk jest kapryśny, ale postrzega siebie jako osobę rozwiązującą problemy, a problemem może być dla niego dosłownie wszystko: od potencjalnej zagłady życia na Ziemi po zmianę klimatu, a nawet organizacji ruchu (jego firma Boring Company buduje tunele). Niedawno wymyślił własny (kompletnie nieprzydatny) plan pokojowy, który miałby zakończyć agresję Rosji na Ukrainę.

Urodzony i wychowany w zamożnej rodzinie z Republiki Południowej Afryki, wylądował w Kalifornii po studiach z ekonomii i fizyki w Kanadzie i Pensylwanii. Jednym z pierwszych wielkich pomysłów Muska, wyprzedzających jego czasy, była chęć zrewolucjonizowania bankowości. Połączył swoją firmę zajmującą się płatnościami internetowymi z inną i stworzył PayPal. Kiedy sprzedał PayPal firmie eBay, zarobione pieniądze wykorzystał do założenia firmy SpaceX i zainwestowania w Teslę.

Dociera do mnie, że starzenie się jest jedynym zagrożeniem czyhającym na ludzkość, którego nie próbował odpędzić – chociaż Neuralink, jedna z jego firm, projektuje chip, który ma być wszczepiany do mózgu, żeby przywracać funkcje czuciowe i ruchowe. Musk jest bardzo zaniepokojony spadkiem populacji i utrzymuje, że wykonał swoją część zadania: spłodził dziesięcioro dzieci z różnymi partnerkami, w tym, według ostatnich doniesień, bliźnięta z dyrektorką Neuralinku.

Kpi z mojego pytania, czy ma jeszcze inne potomstwo.

– Jestem pewny, że nie wisi nade mną pespektywa kolejnych niemowląt.

Zbywa plotki, że kupił klinikę leczenia bezpłodności, aby wspierała go w płodzeniu dzieci. Zdradza mi, że niektórzy przyjaciele faktycznie sugerowali, iż powinien mieć pięćset potomków, ale byłoby to „trochę dziwaczne”. Mówi o sobie, pięćdziesięciojednoletnim mężczyźnie, że „nie jest już młodzieniaszkiem”, i oświadcza, że mógłby mieć więcej dzieci, ale tylko tyle, żeby potrafił być dla nich dobrym ojcem. Mimo to przewiduje, że „według trendu z większości krajów na świecie cywilizacja nie skończy się z wielkim hukiem, ale będzie konać z jękiem w pieluszkach dla dorosłych”.

Musk uważa jednak, że problem starzenia nie powinien zostać rozwiązany.

– To ważne, aby ludzie umierali. Jak długo chciałabyś, żeby żył taki Stalin?

Słuszna uwaga. Większym zmartwieniem jest przetrwanie poza Ziemią. Jako rozwiązanie Musk proponuje zaludnienie Marsa.

– Kiedyś z Ziemią coś się stanie, to tylko kwestia czasu. W końcu Słońce się powiększy i zniszczy całe życie na Ziemi, więc w pewnym momencie będziemy musieli się przeprowadzić, a przynajmniej stać się gatunkiem międzyplanetarnym – mówi. – Trzeba zadać sobie pytanie: Czy chcemy być cywilizacją odbywającą loty w kosmos? Gatunkiem międzyplanetarnym? Czy nie?

Nie jestem pewna, co o tym sądzić, ale Musk ma zdecydowane poglądy.

– Chodzi o pytanie, jaki odsetek zasobów powinniśmy przeznaczać na takie przedsięwzięcia? Myślę, że gdybyś powiedziała „jeden procent”, byłoby to rozsądne.

Czy przyłączyłby się do kolonii pionierów na Marsie?

– Zrobię to, kiedy się zestarzeję. Dlaczego nie? – pyta.

Czy jako starzec byłby użyteczny na Marsie?

– Myślę, że istnieje pewne wymierne ryzyko śmierci, dlatego wolałbym je podjąć, gdy będę odrobinę starszy i zobaczę, jak dorastają moje dzieci. Nie teraz, gdy Iks jest dwuipółrocznym dzieckiem. Myślę, że by mu mnie brakowało.

Stół okazuje się za mały na wielkie talerze, z których częstujemy się daniami głównymi: wolno gotowaną jagnięciną, która rozpływa się w ustach, papryczkami chili w sosie z orzechów włoskich i krewetkami w kremowym sosie z papryczek chipotle. Musk ma rację: to najlepsze meksykańskie potrawy, jakie jadłam.

Przechodzimy do jego poglądów na rząd oraz politykę i miliarder zmienia się w „Muska z Twittera”. Pokazuje swoją bardziej emocjonalną i niepohamowaną osobowość, która wychodzi na jaw w jego szalonych postach. Chwali miliarderów jako najbardziej skutecznych zarządców kapitału, ludzi wiedzących najlepiej, do kogo kierować świadczenia społeczne.

– Jeśli zarządcą kapitału będzie rząd, ludzie na tym nie skorzystają – mówi Musk.

Krytykuje Joego Bidena za to, że ulega związkom zawodowym; ośmiela się wręcz go lekceważyć.

– Rok temu [Biden] zorganizował w Białym Domu spotkanie na wysokim szczeblu w sprawie pojazdów elektrycznych i celowo nie zaprosił Tesli. Później, podczas innego ważnego wydarzenia, dolał oliwy do ognia, gdy powiedział, że GM jest na czele rewolucji samochodów elektrycznych, choć w tamtym kwartale GM wyprodukowała dwadzieścia sześć samochodów elektrycznych, a my trzysta tysięcy. Czy to twoim zdaniem sprawiedliwe?

Do niedawna Musk głosował na demokratów, ale dziś opowiada się bardziej po stronie republikanów lub waha się pomiędzy dwiema partiami. Mówi, że rozważa założenie „komitetu wyborców wspierającego kandydatów o poglądach umiarkowanych” [tzw. Super PAC]. Podkreśla, że nie darzy Trumpa nienawiścią, nawet jeśli się z nim spierał, ale uważa, że Biden jest zwyczajnie za stary, by pełnić urząd prezydenta przez drugą kadencję.

– Prezydent nie powinien zbyt mocno odbiegać od przeciętnej wieku w danej populacji, bo będzie mu bardzo trudno pozostać z nią w kontakcie. Być może jedno pokolenie od średniej jest okej, ale dwa? Gdy masz już prawnuki, na ile jesteś w stanie pozostawać w kontakcie z ludźmi? Czy to w ogóle możliwe?

Musk ma dystopijny pogląd w kwestii wpływu lewicy na Amerykę, co pomaga zrozumieć jego gorączkowe zabiegi o to, żeby Twitter gwarantował wolność wypowiedzi. Winą za to, że jego nastoletnia córka nie chce być kojarzona z ojcem, obarcza rzekome przejęcie elitarnych szkół i uniwersytetów przez neomarksistów.

– To jest komunizm pełną gębą. Na uczelniach panuje ogólne przekonanie, że jeśli jesteś bogaty, jesteś zły – mówi Musk. – [Nasza relacja] może ulec zmianie, ale z pozostałymi [dziećmi] mam bardzo dobre stosunki. Nie mogę przecież przekonać wszystkich.

Miliarder jest też kiepskiego zdania na temat instytucji regulacyjnych, które postrzega jako biurokratów usprawiedliwiających swoje istnienie przy pomocy polowań na znane postacie, takie jak on. Wydaje się, że pozostaje w stałym konflikcie to z jednym, to z drugim regulatorem, czy to z powodu własnych oświadczeń, czy sposobu traktowania pracowników. Musk nie kryje, że rządzi w firmie twardą ręką. Był dręczony jako dziecko (wspominał również o nękaniu emocjonalnym przez ojca), a teraz bywa oskarżany o dręczenie innych. Odpowiada, że jeśli praca z nim komuś nie odpowiada, powinien poszukać roboty gdzie indziej, bo „nikogo nie przykuł łańcuchem do firmy, wszystko jest dobrowolne”.

Czy kiedyś nie przyszło mu do głowy, że znalazł się ponad prawem?

To kompletny nonsens, jak mówi.

– Podlegam milionom przepisów i regulacji i przestrzegam niemal 99,99 procent z nich. Mam problem tylko wówczas, gdy prawo jest sprzeczne z interesem ludzi.

Zastanawiam się, czy nie ma na myśli interesu Elona Muska. Pewne tematy go bawią i wywołują u niego dłuższe napady śmiechu, inne spotykają się z rozmyślnym milczeniem poprzedzającym odpowiedź. Najdłuższe milczenie zapada po pytaniu o Chiny i zagrożenie dla fabryki Tesli w Szanghaju, która wytwarza od 30 do 50 procent całkowitej produkcji koncernu. Musk podziwiał Chiny i inwestował w tym kraju. Nie jest jednak obojętny na narastanie napięcia na linii USA–Chiny ani na ryzyko przejęcia Tajwanu. Ujawnia, że Pekin jasno wyraził swoją dezaprobatę dla umożliwienia korzystania ze Starlinku – systemu komunikacji satelitarnej wykorzystywanego przez SpaceX – przez ukraińskie wojsko, by mogło walczyć, mimo że Rosja odcięła internet. Mówi, że Pekin chce gwarancji, że nie będzie sprzedawał dostępu do Starlinku w Chinach.

Musk uważa, że konflikt o Tajwan jest nieunikniony, ale szybko dodaje, że nie on jeden dostrzega tego konsekwencje. Mówi, że Tesla odczuje każdy konflikt, choć – co ciekawe – zakłada, że mimo to fabryka w Szanghaju będzie mogła zaopatrywać odbiorców w Chinach, ale nigdzie więcej.

– Apple znajdzie się w bardzo poważnych tarapatach, co do tego nie ma wątpliwości – dodaje. Nie wspominając o gospodarce światowej, która utraci, zgodnie z jego precyzyjnym szacunkiem, 30 procent wartości.

Być może świadomość, że decyzji biznesowych nie można już podejmować bez uwzględnienia kwestii bezpieczeństwa i geopolityki (albo zwyczajna arogancja połączona z przekonaniem, że zna wszystkie odpowiedzi), skłania go do zaoferowania własnych rozwiązań najbardziej złożonych problemów geopolitycznych.

– Zalecałbym stworzenie specjalnej strefy administracyjnej dla Tajwanu, co byłoby w miarę do przełknięcia, choć nie uszczęśliwiłoby wszystkich. Możliwe, a według mnie bardzo prawdopodobne, jest stworzenie dla Tajwanu rozwiązania łagodniejszego niż w przypadku Hongkongu.

Wątpię, by jego propozycja została przyjęta.

W przypadku Ukrainy opowiada się za kompromisem z Rosją. Wywołało to drwiny w Kijowie, gdzie udostępnienie Starlinku uczyniło go wcześniej bohaterem. Musk przedstawił swój plan pokojowy w formie ankiety na Twitterze i zasugerował, że Krym – który Rosjanie najechali w 2014 roku, a później anektowali – powinien po prostu wrócić do Rosji. Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy, odpowiedział mu własną ankietą na Twitterze: którego Elona Muska lubicie bardziej – tego, który wspiera Ukrainę, czy tego, który pomaga Rosji?

Siedzimy przy obiedzie ponad godzinę i Musk już się spieszy, bo umówił spotkanie z zespołem SpaceX. Rezygnujemy z deseru i proszę o rachunek, ale okazuje się, że został już uregulowany przez szefa ochrony Muska. Musk ignoruje moje protesty, że łamie konwencję „Lunchu z FT”.

– Będziesz moją dłużniczką do końca życia – żartuje.

Wracamy do samochodu, który zawiezie go na prywatne lotnisko, gdzie wsiądzie na pokład swojego odrzutowca. Sugeruje, abyśmy kontynuowali rozmowę po drodze.

Nagle spostrzegam, że auto samo się prowadzi, jakby chciało rozwiać moje wątpliwości dotyczące perspektyw skonstruowania przez Teslę autonomicznego samochodu. – Może dojechać na lotnisko bez żadnej ingerencji – wyjaśnia Musk.

Zaniepokojona, zapinam pasy. Musk może być magikiem, ale równie dobrze może się mylić.

Rozmawiała

Roula Khalaf

Wywiad ukazał się w książce „Lunch z liderami. Drugie danie. 51 nowych spotkań z tymi, którzy zmieniają bieg historii” wydawnictwa Znak Literanova.

Elon Musk podczas wizyty w USAFA (United States Air Force Academy) w Colorado w lipcu 2022 r. Zdjęcie:  Trevor Cokley, źródło:  [domena publiczna]

Dodaj komentarz