Pomysł na weekend

Mazury Garbate – mleczna kraina, pełna dworów i pałaców

Pierwszy wspólny wyjazd z dwojgiem dzieci i to od razu po naszemu: w kolejną białą plamę polskiej turystyki, gdzie trafiliśmy zupełnie przypadkiem i kompletnie nieprzygotowani. Tym razem padło na krainę pełną pruskich dworów, pałaców i… krów!

Mazury Garbate są właśnie tak „gdzieś po drodze”. Po drodze z Krainy Wielkich Jezior Mazurskich do granicy z Rosją i północnym Podlasiem. W połowie drogi pomiędzy Giżyckiem a Suwałkami. Na wschodnich krańcach Pojezierza Mazurskiego, w drodze do Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego.

Urozmaicona rzeźba tego pagórkowatego terenu powstała w wyniku zlodowaceń. Wyskakujące niespodziewanie z linii horyzontu pagórki morenowe poprzecinane oczkami wodnymi i charakterystyczną, ceglastą architekturą ciągną się na północ od Ełku do granicy z Rosją. Teren kojarzy się ze słynnymi mostami w Stańczykach –nazywanymi Akweduktami Północy, czy moją ukochaną piramidą w Rapie – jedynym takim grobowcem w kształcie piramidy z zachowanymi mumiami rodziny von Fahrenheid wewnątrz. Tym razem zapomniany klimat Prus Wschodnich chłonęliśmy szukając dawnych pruskich dworów i folwarków.

Mazurski Dwór Przy Jeziorze

W region ten przywiodła nas szkoła, która miała być dworkiem. Do „Mazurskiego Dworu przy Jeziorze” w miejscowości Dworackie dojechaliśmy około północy. Szybko przenieśliśmy śpiące brzdące i dopiero następnego dnia okazało się, że budynek starej szkoły z 1927r. nie leży dosłownie nad jeziorem, jak myśleliśmy, a jest od niego oddalony o jakieś 80 metrów. Niby nic, ale jednak gdy człowiek jedzie w miejsce „przy jeziorze” to może wyobrażać to sobie nieco inaczej.

Byliśmy jedynymi gośćmi w tym terminie, co tylko spotęgowało uczucie przyjazdu do babci na wieś. Zaledwie kilka pokoi, wspólny salon pełniący funkcję jadalni, na piętrze biblioteczka z kominkiem. Całość niby zadbana, ale jednak- jak u babci na wsi. Tylko bez babci. Za to z małym podwórkiem i miejscem na grill, oborą przekształcaną właśnie na nowe (fajniejsze) pokoje i sadem za domem. Jeśli nie boicie się pająka w kącie czy nad prysznicem, nie liżecie podłogi, jak niektórzy członkowie naszej ekipy i nie przeszkadza wam nieco przypadkowy, rustykalno-PRL-owski wystrój pokoi, to może wam się tu spodobać. Niemniej, mimo tych minusów, ten stary budynek – jak wiele innych – ma w sobie pewną tajemnicę i aurę, która sprawiła, że nie zamienilibyśmy tej miejscówki na nieco czystsze, nowocześniejsze, przysłowiowe „pokoje u Jadzi”. A jajecznicę ze śmietaną na śniadanie, autorskiego przepisu wyjątkowego szefa kuchni, zapamiętamy na długo – było to najpyszniejsza jajecznica jaką jedliśmy w życiu!

Mazurski Dwór przy jeziorze

Mleczna kraina

Ta zaskakująca śmietana w jajecznicy okazała się być preludium do całego „mlecznego” weekendu: krowy (miliony krów!) na każdym oglądanym wzgórzu, oleckie krówki konsumowane przez cały wyjazd, zakłady mleczne w starym, dworskim folwarku – to wszystko miało zaskakujący, biało-czarny mianownik. Ale po kolei!

Pruskie dwory i pałace

Szukanie perełek rozpoczęliśmy od falstartu: stary dwór wraz z przyległościami w miejscowości Giże okazał się być farmą (a jakże, mleczną). Zza wysokiej bramy nie dojrzeliśmy żadnego ciekawego budynku, więc ruszyliśmy dalej, w kierunku Olecka.

Po drodze (bardzo okrężnej) zajechaliśmy jeszcze do jednego potencjalnego dworu, w miejscowości Dunajek. Późnoklasycystyczny dwór z XIX w okazał się być budynkiem na wpół zamkniętym, na wpół zamieszkałym. Przed nim leżała tablica informująca o grantach z UE na lata do 2013 roku w celu stworzenia miejsca z noclegami dla turystów. Ewidentnie ten projekt nie został dokończony. Coś poszło nie tak i remontu nie było, a co za tym idzie, nie ma też miejsc dla turystów. Wstępu do środka również.

Połowa dworu była natomiast „zasiedlona”. To nie nasze pierwsze zderzenie z polską specjalnością: biedniejsze gminy, nie mając funduszy na wybudowanie mieszkań komunalnych, adaptowały na ten cel stare dwory i pałace. Budynki te zawsze były bardzo mocno niedofinansowane. Podzielone na małe mieszkania, co często wiązało się ze zmianą oryginalnego układu i funkcji pomieszczeń, traciły bardzo dużo ze swojej pierwotnej szlachetności. Wszystko to stanowi dość przykry obraz rzeczywistości i wywołuje mieszane uczucia: z jednej strony dobrze, że stare mury komuś się przydają, z drugiej, że chyba nie tak powinno to wyglądać.

Mleczna kraina

Folwark i dwór w Cichym

Następnie zatrzymaliśmy się w miejscowości Cichy, przy bardzo okazałym, a na drugi rzut oka bardzo zaniedbanym budynku z czerwonej cegły. Gdzieś tu miał znajdować się dwór z 1750 roku z parkiem krajobrazowym. Obok stał olbrzymi komin, nieco dalej pasły się oczywiście krowy. Tablica na murze głosiła, że jest to stara gorzelnia. Budynki gospodarcze wyglądały na dość stare, nigdzie jednak nie mogliśmy dojrzeć dworu.

Nieco rozczarowani, już mieliśmy pakować się w dalszą drogę, gdy po drugiej stronie asfaltówki zauważyliśmy „jakieś fajne ruinki”. Podeszliśmy całą zgrają, żeby zrobić zdjęcie i początkowo nie zauważyliśmy, że tuż obok znajduje się właśnie ów dwór, dla którego tu przyjechaliśmy. Wygląda on bowiem dość niepozornie – odnowiony i otynkowany, zarządzany przez spółdzielnię mieszkaniową, sprawia wrażenie zwykłego, wielorodzinnego domu. W życiu byśmy się nie zorientowali, że to właśnie ten budynek, gdyby nie przypadkowo spotkany mieszkaniec!

Opowiedział nam on o pokoju w dworze, w którym mieszkał od dziecka, a w którym podobno urodził się jeden z władców Prus, oraz o całej okolicy, którą się fascynował.

Jak prawdziwy przewodnik oprowadził nas i pokazał gdzie, co i jak: gdzie na jego „podwórku dworskim” są pozostałości dawnego ogrodu; gdzie w pobliskim lesie w czasie wojny stacjonował ukryty czołg Tygrys (do dziś zachował się ceglany jar). Mówił o smutnym losie mieszkańców osady, gdy w latach 90. XX w. upadł tutejszy PGR, który znajdował się w budynkach folwarku, obecnie dzierżawionym przez zagranicznego inwestora na spółkę – oczywiście- mleczarską. Pokazał nam piękny widok na pola i rzekę z odnowionym młynem wodnym. Opowiedział o walce mieszkańców o Aleję Dębową – powstała ona na początku XIX wieku jako część założenia pałacowo – parkowego rodziny Wittig – którą chciano wyciąć przy okazji ostatnich zmian w prawie (słynne Lex Szyszko!). Przy okazji spaceru wzdłuż i wszerz osady wysłuchaliśmy również opowieści i o trwających pracach restauracyjnych w miejscowym parku. Prace te są koordynowane oddolnie – jako inicjatywa samych mieszkańców, którzy dotychczas odkopali część dawnych stawów i starają się o odbudowę całości.

Stara gorzelnia w Cichym

Folwark Brożówka

Olbrzymie wrażenie wywarły na nas również XIX-wieczne budynki gospodarcze folwarku w Brożówce i ich niezwykła architektura. Dodatkowo intryguje opowieść dotycząca drugiej wojny światowej, zgodnie z którą to właśnie tutaj miał mieć swoją rezydencję Himmler. Jednak na terenie brak jest jakichkolwiek informacji na ten temat. Znacznie bardziej znana turystycznie jest kwatera polowa tego hitlerowca w pobliskich mazurskich lasach (Hochwald, Pozezdrze).

Slow life na skraju Puszczy Boreckiej

Niesamowicie estetyczny teren i pięknie zrekonstruowane siedlisko z 1924 roku to efekt nomen omen szwajcarskich doświadczeń niezwykłej pary. Gospodarze tworzący EkoSiedlisko Szwajcaria Mazurska w zgodzie z naturą i dobrą energią, chętnie oprowadzili nas po swoich włościach. Pani Basia i pan Piotr zakochali się w tych terenach właśnie z racji pięknych, niemalże szwajcarskich widoków. Zainspirowani przez naturę stworzyli miejsce pełne harmonii, ciepła i spokoju. Budynki podtrzymujące tradycje architektury pruskiej, zawierają bardzo komfortowe, przestronne pokoje z łazienkami.

Już teraz Ekosiedlisko słynie z przepysznego, lokalnego jedzenia, a w budowie jest między innymi sala do zajęć jogi – obydwoje gospodarze to doświadczeni entuzjaści jej filozofii, a całość zbudowana jest według zasad jogi tantrycznej. Każdy pokój ma swój kolor i temat zgodny z poszczególnymi czakrami. Całość służy odnajdowaniu swojej wewnętrznej równowagi i to chyba działa, bo ocena 9,9 na „Booking’u” i tak duże zadowolenie osób wypoczywających tutaj, nie mogą być przypadkiem!

Monika Chełstowska

www.pitupitu.net

EkoSiedlisko Szwajcaria Mazurska

Dodaj komentarz