Stara maksyma głosi, że podróże kształcą. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Chociaż z drugiej strony: co może być pouczającego lub rozwijającego w tygodniowym leżakowaniu przy basenie tureckiego hotelu? Coś na pewno się znajdzie. Kształcące w takim wyjeździe mogą być na przykład obserwacje innych europejskich nacji. Pozwoli nam to wyciągnąć wnioski, że nie jesteśmy aż tak kłótliwi, jak nam się wydaje oraz nie spożywamy aż tyle alkoholu, jak nam wmawiano. No, ale nie o tym.
Dla nas podróże to przede wszystkim możliwość zobaczenia nowych miejsc, przebywania przez kilka dni wśród ludzi z innym spojrzeniem na świat, oddech od codzienności oraz spędzenie ze sobą trochę czasu. Nie można nas nazwać globtroterami, ale staramy się wykorzystywać tych kilka okazji w ciągu roku: ferie zimowe, dłuższe weekendy czy wakacje. Staramy się, aby te nasze wyjazdy były zróżnicowane. Są jakieś kraje z ciepłymi morzami i basenami, trochę natury oraz duże europejskie miasta. Oczywiście każdy wyjazd polega na trochę innymi spędzaniu czasu, ale ja cenię sobie szczególnie odwiedzanie dużych europejskich miast.
Z tym, że naszym wycieczkom rytmu nie nadają przewodniki, przez które często są tylko wyrzuty sumienia, że nie udało ci się zobaczyć wszystkiego, co proponowała kilkusetstronicowa książeczka. Wybieramy raczej własne tempo zwiedzania, które zazwyczaj polega na bezcelowym całodziennym szwędaniu się po mieście, odwiedzaniu knajpek i kawiarni oraz zaglądaniu do muzeów. Czasami potrafimy przesiedzieć z kawą w ręku ponad godzinę na niewielkim skwerku obserwując autochtonów krzątających się w swoim codziennym rytmie dnia. Dziwne? Być może. Relaksujące? Mnie – bardzo.
Od małego do takiego wałęsania się po mieście przyzwyczailiśmy też Jaśka. Dzięki temu, że jest on na co dzień bardzo aktywny, bez problemu potrafi przejść kilkanaście kilometrów dziennie, spacerując po mieście. I, co ciekawe, widać, że sprawia mu to autentyczną frajdę. Widać, że obserwuje i analizuje, zadaje pytania o napisy i znaki, których nie rozumie. Potrafi też zachwycić się architekturą. Obserwowanie, jaką radość sprawiają mu podróże, jest dla mnie chyba najbardziej satysfakcjonującą częścią wyjazdów.
A do tego Jasiek jest też prawdziwym fanem muzeów. W szczególności upodobał sobie te ze sztuką współczesną. Widać, że robią na nim wrażenie. Podczas ostatniego wyjazdu do Amsterdamu spędziliśmy ponad dwie godziny w muzeum sztuki ulicznej, gdzie analizowaliśmy wielkopowierzchniowe graffiti i nie tylko.
Po części wydaje mi się, że właśnie rozbudzenie w dziecku ciekawości świata, chęci poznawania innych kultur, środowisk czy społeczności jest jednym z głównych składników rodzicielstwa. Tym bardziej, że ciekawość ta z kolei pomaga w otwieraniu się na inne – którą to postawę w Polsce można spotkać rzadziej. Chodzi o to, aby pokazać, że inne lub nieznane, wcale nie jest gorsze i nie stanowi zagrożenia.
Podróże mają też oczywiście swoje minusy. A największym z nim jest to, że nasze wyjazdy trwają tak krótko. No i potem powrót do rzeczywistości też nie jest łatwy.
Dodaj komentarz