Korpomama

Wyciszenie i odpoczynek

Zostałam wychowana w kulturze pracy, żeby nie użyć brzydkiego słowa które zaczyna się na „za” a kończy na „u”. Liczyło się tylko to, żeby coś robić, nie zawsze mądrze, nie zawsze skutecznie, ale żeby robić. Musisz być w ruchu, niczym mrówki, które ciągle się przemieszczają. Z tym, że nawet mrówki mają swój cel. Każda ma zadanie do wykonania i myślę, że jeszcze żadna mrówka nie umarła na zawał serca z przepracowania. Robi tyle, ile jest w stanie zrobić.

Choroba? Jak choroba, biorę leki i idę do pracy. Nie ważne, że pół biura będzie chodziło za parę dni z katarem. A jak zostanę w domu, to jakie chorobowe zrobię mniej, ale przecież nie poleżę bez celu. Trzeba się przemieszczać, przenosić, układać, porządkować. Siedzieć można tylko podczas posiłku, a to nie za długo. Kawa? Jaka kawa? Bierzesz paliwo w dłoń i do biurka.

Ciężko jest się wyrwać z tego kieratu. I nie piszę tutaj o oczekiwaniach szefa, który – rzecz jasna – szybko się przyzwyczaja do tego, jak dana osoba pracuje. Najciężej jest się wyrwać ze swoich własnych przekonań. Własnego nakręcenia, żeby być użyteczną niczym lokomotywy w bajce „Tomek i przyjaciele”. Swoją drogą dopiero teraz do mnie dotarło, jak bardzo tak bajka jest w duchu „za…u”. Jest w niej Gruby Zawiadowca (to nie moje pejoratywne określenie, tak się nazywany w bajce). Zawiadowca zarządza pracą kilku lokomotyw, a lokomotywa, która jest akceptowalna w tej bajce, to użyteczna lokomotywa. Zatem nie może sobie poleżeć na trawie i pogapić w niebo. Nie ma czasu na zabawy z innymi lokomotywami. No, może ewentualnie podwieźć ludzi na festyn do miasta – wtedy też jest użyteczną lokomotywą. A gruby pan w meloniku decyduje o jej istnieniu. Czyż to nie jest idealne odzwierciedlenie kultury pracy do zajechania się? Twoje jestestwo określa to jak bardzo jesteś zajęty.

Nie chcę żeby moja córka wyrastała w poczuciu ciągłej zajętości, w poczuciu, że jest ważna i potrzebna tylko wtedy, kiedy robi rzeczy użyteczne. Użyteczne z punktu widzenia nas, dorosłych. To oczywiste. A docelowo użyteczne z perspektywy narzuconej przez innych.

Dla dziecka bardzo użyteczne jest wracanie ze szkoły i zaliczanie wszystkich murków. Bardzo użyteczne jest zbieranie patyków i kamieni do kolekcji. Bardzo użyteczne jest oglądanie po raz piaty tej samej bajki, albo leżenie na łóżku i patrzenie w sufit. Nawet komputery potrzebują od czasu do czasu restartu systemu, więc dlaczego tak trudno nam samym sobie pozwolić na nic nierobienie?

Bardzo chcę, żeby moja córka umiała nic nie robić. Żeby nie miała zaplanowanego dnia od rana do wieczora. Żeby umiała posiedzieć i pogapić się w niebo.

Żeby umiała się ponudzić. Żeby nie miała ciągłej potrzeby gonienia za czymś. Tylko że mnie samej tak ciężko jest wyrwać się z tego kołowrotka. I biegnę nieraz niczym chomik. Często w kółko, często bez zastanowienia, rzucam się w wir działań z jednego zadania w drugie. I w takim przypadku, zawsze, ale to zawsze dopada mnie przeziębienie i osłabienie organizmu. A wtedy muszę zwolnić. Muszę się zatrzymać. Muszę poleżeć. Przeczekać chorobę. Tylko czy aby mój świat nie byłby szczęśliwszy, gdybym dawała sobie sama czas na odpoczynek, bez konieczności choroby? Zaplanowała, że np.: – No dobra, po tym intensywnym tygodniu daję siebie trzy dni na kompletny reset. Spędzam czas tak jak lubię, bez planu i bez pośpiechu. Tak sama dla siebie, bez choroby, która mnie zatrzymuje.

Tak, chcę, żeby moja córka umiała odpoczywać bez poczucia winy, bez celu, bez ładowania baterii na kolejne zadania. Żeby odpoczynek był celem sam w sobie. Tego i wam i sobie samej życzę.

Dodaj komentarz