Pomysł na weekend

Szwajcaria południa, czyli Międzygórze

Za siedmioma lasami i za siedmioma górami… Nie! Pomiędzy szóstą i siódmą górą leży sobie maleńkie miasteczko, które niemal dwieście lat temu pewna księżniczka postanowiła zamienić w oazę tyrolskiej architektury. Schowane sprytnie w lasach i górach, przetrwało wichry historii w niezmienionej formie i do dziś cieszy oko tych, którzy ten wyjątkowy zakątek Sudetów odnajdą.

Międzygórze odwiedziliśmy późną jesienią. Może ten brak ludzi tak na nas podziałał, a może to po prostu urok tej mieściny, ale niespodziewany widok dwustuletnich, klimatycznych alpejskich willi pośrodku sudeckiego lasu zrobił na nas niesamowite wrażenie. Zajechaliśmy w tą okolicę zobaczyć Wodospad Wilczki – słynący z miana najpiękniejszego wodospadu Sudetów. Mając na pokładzie śpiące dziecko, zamiast od razu iść nad wodospad, pokręciliśmy się najpierw nieco po uliczkach (właściwie to po jednej uliczce), jak się okazało, starego niemieckiego kurortu z XIX wieku. Po pięciu minutach jazdy, ochów i achów, musieliśmy się rozdzielić, bo mimo niesprzyjającej pogody nie usiedziałam na tyłku mając takie widoki za oknem i aparaty przy boku.

Początki i lata świetności

Na stałe mieszka tu około 500 osób, do granicy z Czechami jest 9 km, a kluczową osobistością dla rozwoju maleńkiej osady była księżna Marianna Oriańska, żona księcia pruskiego Albrechta Hohenzollerna. To właśnie ta przedsiębiorcza babeczka – co nie było tak częste w tamtych czasach – postanowiła w 1840 roku zakupić małą wioskę zagubioną pośród lasów i gór (wraz z tymi górami i lasami) oraz zagospodarować ją, przekształcając w popularną miejscowość letniskową.

W Międzygórzu powstały więc pierwsze domy gościnne, gospoda i stawy z pstrągami dla przyjezdnych. Zadbano o atrakcje: można było wynająć przewodnika na pobliski Śnieżnik, a nawet tragarza i lektykę – taka wczesna forma wspinaczki zakopiańskiej w karecie z końmi.

Zwiedzającym udostępniono również Wodospad Wilczki – to właśnie wtedy powstały tarasy widokowe połączone wygodnymi ścieżkami i kamiennymi schodkami, a nad samym wodospadem przerzucono stylowy mostek. W pobliżu zaczęły powstawać wille w stylu tyrolskim, w tym siedziba samej księżnej.

Wytyczano nowe trasy turystyczne na Śnieżnik, na którego szczycie zbudowano schronisko i wieżę. W Międzygórzu przybywało pensjonatów i gospód. Wszystko to doprowadziło do zwiększenia liczby odwiedzających to miejsce turystów i letników, co w konsekwencji pozwoliło na rozwój całego regionu.

Lata świetności miejscowości to okres międzywojenny. Istniało tu wówczas 10 hoteli oraz gospód, uzdrowisko ze 100 miejscami noclegowymi oraz 15 pensjonatów. Do tego czynna była skocznia narciarska, tory saneczkowe, basen i kąpielisko.

Międzygórze dziś

Miasteczko do dziś zachowało swój niesamowity klimat tamtych czasów. Przechadzając się pośród oryginalnych willi, które nie zostały na szczęście zniszczone podczas wojen, można poczuć się jeśli nie jak 200 lat temu, to przynajmniej jak na planie jakiegoś filmu z epoki. Albo jak w scenerii najnowszej powieści naszej nobliski, Olgi Tokarczuk – akcja „Empuzjonu” rozgrywa się w niedalekim Sokołowsku, właśnie m.in. w starym sanatorium. Zresztą filmowcy faktycznie docenili Międzygórze – to właśnie tutaj nakręcono pierwszy odcinek „Czterech pancernych i psa”.

Niektóre budynki, jak np. Willa Pepita czy Titina, przeszły już modernizację. Inne, jak ośrodek Gigant (stworzony w 1882 roku jako luksusowy kompleks sanatoryjny leczący choroby płuc), dosłownie straszą. Ale ma to swój niezaprzeczalny urok: zdecydowanie wolę podziwiać takie okazy „w oryginale” niż całkowicie odnowione. Z drugiej strony fajnie, że część z nich nadaje się do komfortowego mieszkania dla bardziej wymagających wczasowiczów, bo Międzygórze do dziś może stanowić świetne miejsce odpoczynku.

Cała miejscowość, co niestety jest w Polsce rzadkością, charakteryzuje się jednolitym stylem i spójnością architektoniczną, a to bardzo sprzyja odpoczynkowi oczu i duszy. Pomijając kilka wyskoków architektonicznych w postaci kiosków, nowe domy raczej trzymają poziom i nie straszą przykładowymi fioletowymi dachami czy nowoczesną bryłą. Nawet po sezonie, a my byliśmy w końcówce listopada, jest tu gdzie zjeść (chociaż pizzeria akurat była zamknięta), gdzie spać i gdzie zakupić pamiątkę. Zimą miejscowość ożywa dzięki możliwości uprawiania sportów zimowych na pobliskiej Czarnej Górze, a latem za sprawą licznych ścieżek rowerowych i pięknych terenów do uprawiania pieszej turystyki.

Na „Szlaku Marianny Oriańskiej” znajdziemy zabytki związane z początkami rozwoju tego miasteczka, a więc powstałe na rozkaz księżnej: Dom nad Wodospadem, Dworek Myśliwski, zajazd „Pod Dobrą Datą” oraz dawny młyn przekształcony w gospodę „Złoty Róg”.

Zdecydowanie warta polecenia jest wycieczka dookoła wodospadu Wilczki – z każdej strony ogromny kanion wygląda inaczej, a przystanek w głównym punkcie widokowym, dokładnie nad wodospadem, to bardzo niecodzienne uczucie.

Miasteczko w zimie musi wyglądać magicznie, jak typowa, stara alpejska osada, latem zaś jest idealnym miejscem na urządzenie sobie wakacji z duchami – koniecznie nocując w Ośrodku Wypoczynkowym Gigant!

Monika Chełstowska
www.pitupitu.net

Dodaj komentarz