Korpotata

A czy ty wiesz…?

Kilka wieków temu angielski filozof Francis Bacon spopularyzował jedną z najczęściej powtarzanych łacińskich sentencji: „scientia potentia est”, czyli „wiedza to potęga”. Wiadomo, każdy z nas słyszał ją nieraz, chociażby od nauczycieli w szkołach lub rodziców, którzy gonili nas do nauki. Może się wydawać, że nie ma w tej frazie nic wyszukanego. To przecież logiczne, że wiedza pomaga funkcjonować w dzisiejszym świecie. Obsługa komputera, prawo podatkowe czy chociażby podstawowa znajomość języka angielskiego to umiejętności, które ułatwiają naszą codzienność. Nie wspomnę już o bardziej specjalistycznej wiedzy, dzięki której możemy stać się ekspertami w jakimś zawodzie, jak inżynier, prawnik, programista czy lekarz.

Wydaje mi się jednak, że twórcy tej popularnej maksymy chodziło też o coś więcej. Warta zachodu może być także ogólna wiedza o otaczającym nas świecie, którą po części zdobywamy dzięki przeczytaniu odpowiednich książek, śledzeniu różnorodnych informacji, a nawet dzięki zwykłej ludzkiej ciekawości. Jest to ten specyficzny rodzaj wiedzy, którą uczniowie określają najczęściej stwierdzeniami: „a do czego będzie mi to w życiu potrzebne?” lub „ja do programu 1 z 10 się nie wybieram”. Czyli są to mniej więcej zagadnienia tego typu: kiedy wybuchła II wojna światowa, co jest stolicą Azerbejdżanu, z jakimi państwami sąsiaduje Polska, na czym polega proces fotosyntezy, czym zasłynęła Maria Skłodowska-Curie lub kto zwyciężył w powstaniu warszawskim. Wiadomo, na niemal każde pytanie tego typu znajdziesz odpowiedź w internecie. Wystarczy mieć pod ręką telefon. Kilka kliknięć i wszystko jasne.

Sytuacja jednak może się trochę zmienić w momencie, gdy jesteś rodzicem. A do tego twoja pociecha jest w tzw. wieku pytającym, czyli zaczyna coraz bardziej rozumieć otaczający ją świat. Ale nie tylko. Lubi także posłuchać o czym tak intensywnie i emocjonalnie rozmawiają „przy stołach” dorośli. A potem przychodzi do ciebie i „strzela” serią pytań: dlaczego Rosja zaatakowała Ukrainę; dlaczego wujek Roman powiedział, że to nie jest jego prezydent; co to znaczy telewizja partyjna; co to jest referendum; co to jest VAT; dlaczego Chiny uważają, że Tajwan należy do nich; lub co to znaczy „konflikt na Bliskim Wschodzie”?

I wiadomo, że możesz poszukać tych informacji w sieci lub odesłać swoją pociechę do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi. Niech „ten drogi telefon lub tablet, w końcu przyda się do czegoś pożytecznego, a nie tylko do grania w tej głupie gry”. Ale jestem pewien, że siedmioro na dziesięcioro rodziców nie będzie chciało stracić w oczach swojego dziecka i podejmie próbę samodzielnej odpowiedzi na większość z tych pytań. I słusznie! Powiem wam jednak, że wiedza, na czym polega np. konflikt izraelsko-palestyński to jedno. Ale wytłumaczenie tego zagadnienia dziewięciolatkowi, to jest zupełnie inna historia. A podobno, jak ktoś nie potrafi wytłumaczyć czegoś w prosty sposób, to znaczy, że tego nie rozumie.

I z perspektywy czasu właśnie o to mam pretensje do wszystkich moich nauczycieli. Kiedy zadawaliśmy w szkole te fundamentalne pytania: „a do czego ma mi się przydać ta wiedza?”, powinni zgodnie odpowiadać: „żebyś kiedyś mógł to wyjaśnić swojemu dziecku, jak cię o to zapyta”.

Chociaż z drugiej strony, jestem niemal pewien, że zdecydowana większość z nas odpowiedziałaby wówczas: przecież ja nie będę miał nigdy dzieci.

Taa, jasne!

Piotr Krupa

Dodaj komentarz