Wywiad

Aleksander Pociej: Ja, adwokat polskich spraw

Aleksander Pociej, znany warszawski adwokat, senator, po trzech kadencjach w tej roli zdecydował się na zmianę. Nie planuje rozstawać się z polityką, ale Izbę Wyższą parlamentu zamierza zamienić na sejmowe ławy. Tam nadal chce walczyć o praworządność w Polsce.

Mirosław Mikulski: Panie Senatorze, skąd taka decyzja? Dla wyborców jest to chyba niemałe zaskoczenie.

Aleksander Pociej: Żyjemy w trudnych czasach. Senat jest izbą refleksji, miejscem, sprawdzania Sejmu. Sejm natomiast to miejsce działania, kształtowania rządu, a posłowie mają szersze od senatorów kompetencje. Co za tym idzie – mogą mocniej wpływać na rzeczywistość.

PiS odziera z godności coraz to nowe grupy społeczne, marnotrawi publiczny grosz, wypracowywany przez nas wszystkich. Nie może być tak, że ministrowie, premierzy czy ktokolwiek z rządzących mówi nam jak mamy żyć, kogo mamy kochać i jakie mamy podejmować decyzje o naszym ciele. Ja chcę w końcu powrotu do europejskiego, demokratycznego państwa, jakim Polska była przed erą PiS-u. I najważniejsze: w Sejmie, jest komisja śledcza, a do rozliczenia PiS potrzeba będzie kliku komisji oraz prawników w tych komisjach. Dlatego kandyduję do Sejmu, by rozliczyć ostanie osiem lat niszczenia naszego państwa.

A więc Sejm… Czy ma już Pan jakieś plany, koncepcję swojej pracy jako poseł?

Jestem adwokatem i prawo to część mojego życia. Znam setki prawników i wiem z jakimi trudami oni i ich klienci – czyli my – mierzą się od ośmiu lat. Ponad dwie dekady temu zakładałem z Jackiem Dubois jedną z bardziej renomowanych kancelarii adwokackich w Warszawie. Zostawiłem to, bo chciałem jako polityk kształtować najlepsze standardy w naszym kraju.

Przez ostatnie 12 lat zasiadałem w Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, a od czterech lat jestem jej przewodniczącym. W tym czasie rozpatrzyliśmy blisko 800 obywatelskich petycji odpowiadając na realne ludzkie problemy. Szczególnie jestem dumny z przeprowadzenia petycji o refundacji in vitro, uchwalonej dla rodzin, którym PiS odebrał marzenia o posiadaniu dziecka. Przez wiele lat specjalizowałem się w obszarze ochrony praw człowieka. Te podstawowe wartości są przez PiS traktowane skandalicznie. Zresztą – proszę posłuchać ministra Czarnka. Szczujnia – to tyle, co nic o tym nie powiedzieć…

Ale zajmował się Pan również ochroną środowiska…

To prawda, w Senacie byłem też członkiem Nadzwyczajnej Komisji ds. Klimatu, gdzie intensywnie zajmowaliśmy się ekologią, ochroną środowiska i zasobami naturalnymi. Wiele czasu i uwagi poświęciliśmy katastrofie na Odrze. Wszystko po to, by poznać przyczyny tego kataklizmu i więcej do niego nie dopuścić. Jest taka prawda życiowa, że o ile nawet najgłupsze przepisy można szybko zmienić na papierze, to w środowisku naturalnym – jeżeli już zdarzy się katastrofa, to usuwanie jej skutków może zająć lata, a nawet dekady.

Ostatnio w Radzie Europy udało mi się, wraz z innymi parlamentarzystami, dopisać prawo do życia w zdrowym środowisku do katalogu praw człowieka. W dziedzinie ekologii to stanowisko Rady Europy jest jednym z przełomowych.

Właśnie – wypominał Pan o Zgromadzeniu Parlamentarnym Rada Europy. Bez wątpienia jest to bardzo ważna instytucja. Jest Pan tam pierwszym w historii Polakiem, który szefuje największej frakcji – Europejskiej Partii Ludowej. Tej, której przewodzi tak przez PiS atakowany Weber, a wcześniej kierował nią Tusk.

Zatem jestem w dobrym towarzystwie! Weber to mądry polityk, Europejczyk i przyjaciel Polski, a PiS w Strasburgu zaciska się w jednej frakcji z naziolami z AFD…

A tak poważnie: Zgromadzenie Parlamentarne jest najstarszą organizacją ochrony praw człowieka na świecie. Od ponad 70. lat dzięki swoim instytucjom, takim jak Europejski Trybunał Praw Człowieka, a później Komisja Wenecka, jest busolą demokracji dla 46. krajów członkowskich, oddziałuje również na cały świat. Podkreślam 46, a nie 47 – bo ETPC to jedyna na świecie organizacja, która ze swojego grona wyrzuciła Rosję po jej agresji na Ukrainę.

Czy niezależnie od wyników wyborów będzie Pan kontynuował pracę w Radzie Europy?

Wszystko jednak zależy od tych wyników. W Zgromadzeniu mogą zasiadać tylko urzędujący parlamentarzyści z danego kraju, a więc od mojej reelekcji zależy moja obecność w Radzie Europy. Zdradzę też, że po najbliższych wyborach mogę w Strasburgu objąć stanowisko Przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Wszystkie ugrupowania polityczne w Zgromadzeniu wspierają moją kandydaturę. Mogę być pierwszym Polakiem na tym stanowisku. Będzie to niezmiernie istotne dla międzynarodowej pozycji Polski, a także dla naszej sytuacji wewnętrznej w każdej konstelacji politycznej.

Wróćmy jeszcze na nasze podwórko. Będzie pan lobbował w Sejmie na rzecz Warszawy?

Oczywiście. Metro dla Warszawy jest absolutną koniecznością. Wszystkie dzielnice docelowo muszą być połączone sprawnie ze Śródmieściem. Rozwój kolejnych linii metra jest ciągle wstrzymywany przez nieudolność PiS-u blokującego głupimi sporami KPO. Warszawa wraz z Unią buduje metro z ciągle uszczuplanego budżetu miasta oraz z topniejących środków europejskich. Tę sytuację trzeba zmienić i uwolnić środki na dokończenie drugiej oraz budowę trzeciej i czwartej linii metra. Można to zrobić tylko po uwolnieniu środków z KPO oraz przy jednoczesnym wariantowym wyborze: albo Warszawa przestaje płacić „Janosikowe”, albo – jak w innych krajach – metro w stolicy budujemy przy wsparciu budżetu centralnego.

Od jak dawna jest Pan związany ze stolicą?

Jestem warszawiakiem, urodziłem się tutaj. Moi rodzice – również adwokaci – praktykowali tu całe życie. Przez to, że często się przeprowadzałem, mieszkałem praktycznie we wszystkich częściach Warszawy. Urodziłem się na Starówce, następnie mieszkałem na Powiślu, Saskiej Kępie, Mokotowie, Pradze a później na Żoliborzu. Teraz znów mieszkam na Powiślu, z którym jestem dodatkowo związany dzięki mojej ukochanej szkole – Liceum Batorego. W Warszawie spędziłem całe życie oprócz dwóch lat studiów podyplomowych i czasu pracy jako adwokat w Paryżu.

A prywatnie – słyszałem, że jeździ pan konno?

Kiedy byłem młodszy, sport był dla mnie bardzo ważny. Jeździłem konno, ścigałem się na nartach w barwach WKN i grałem w tenisa na Legii. Nawet zdobyłem kilka medali na zawodach konnych „gwiazd” w Zakrzewie i na Torwarze! Natomiast na pewno najdroższy jest mi – zdobyty, gdy miałem 11 lat – tytuł mistrza Warszawy w siatkówce.

Konie to inna bajka, bo to jedyny sport, w którym jest taki związek z tym cudownym zwierzęciem. Nie przypadkiem hipoterapia jest pomocna w leczeniu wielu chorób. Sienkiewicz ustami Zagłoby twierdził „że jak się na koń siędzie, to wszelkie zgryzoty się wysiędzie”.

Nasi czytelnicy mogli Pana widzieć nie tylko na mównicy senackiej, ale także na małym i dużym ekranie…

To prawda. Jako aktor-amator, a raczej jako aktor hobbysta, zagrałem kilka ról epizodycznych, np. w „Ogniem i mieczem”, „Starej baśni” oraz w obrazie Jerzego Hoffmana „1920 Bitwa Warszawska” – głównie dzięki umiejętności jazdy konnej. Mało kto jednak pamięta, że początkiem tej przygody były role, które zagrałem jako dziewięciolatek – w serialu „Droga” z moim filmowym tatą Wiesławem Gołasem i w drugiej części trylogii o przygodach Kargula i Pawlaka, „Nie ma mocnych”.

Naprawdę?

Tak, grałem tam „miastowego” wnuka Pawlaka, który nie wie jak wołać do zwierząt na podwórku dziadka.

Mareczka! Chyba nie ma Polaka, który nie oglądałby tej kultowej komedii, i nie pamiętał sceny, w której Mareczek woła na świnie „cip cip”!

Dlatego śmiejemy się w moim sztabie, że gdybym choć trochę przypominał siebie z tamtych czasów, połowa plakatów byłaby niepotrzebna…

Mirosław Mikulski

Aleksander Pociej /fot. K. Pacholak/

Dodaj komentarz