Miasto

Biuro w chmurach

Kto ma najładniejszy widok z biura? Piloci. W dzisiejszych czasach oni też na dyżurach głównie klikają w komputerze, ale nawet w czasie pandemii nie mają opcji wyboru pracy zdalnej. Przynajmniej na razie.

Kiedy zaczynałem umawiać się na wywiady z pilotkami i pilotami samolotów pasażerskich, by dla „Dużego Formatu” odpowiedzieć na reporterskie pytanie „Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami kabiny pilotów?”, wyobrażałem sobie spotkania z umundurowanymi lotnikami, asami przestworzy, którzy idą przez życie jak po swoje. Dumni jak Leonardo DiCaprio w „Złap mnie, jeśli potrafisz”, z refleksem prawdziwego pilota Sully’ego, którego w filmie zagrał Tom Hanks. Wydawało mi się, że aby pracować w przestworzach, trzeba mieć zestaw cech nie z tej ziemi. Bo jak inaczej poradzić sobie z pilotowaniem samolotu, a wcześniej przejść wszystkie szkolenia, włącznie z opanowaniem fizyki w stopniu zaawansowanym?
Szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Pilotki i piloci rzeczywiście okazali się pełni pasji, talentów i umiejętności, ale gdybym nie wiedział, że pracują w lotnictwie, mógłbym na pierwszy rzut oka przypisać im zdecydowanie bardziej przyziemne zawody. Moi rozmówcy twierdzili, że nawet ja mogę zostać pilotem. A skoro ja, to i ty. W dzisiejszych czasach, słuchałem zdumiony, sterującego samolotami da się wytrenować podobnie jak zawodowego kierowcę. Po prostu kurs jest bardziej skomplikowany, dłuższy i droższy.

Zawód i pasja
Zupełnie zwyczajne okazały się też branżowe problemy – współcześni piloci bywają niewolnikami grafików, w pracy narzekają na powtarzalność, przerost biurokracji i coraz mniej prawdziwego latania. Wszystko przez postępującą automatyzację. Stąd teza, że praca zdalna pilotów jeszcze nie jest możliwa, ale w przyszłości całkiem realna.
Część moich rozmówców uważa, że w ciągu kilku dekad może dojść do całkowitego wycięcia człowieka z kabiny pilotów. Loty staną się autonomiczne i będą sterowane przez kontrolerów, tak jak współczesne wojskowe drony. Największą przeszkodą nie będą kwestie techniczne, czy umiejętności kontrolerów, a przekonanie pasażerów, by zechcieli wejść do autonomicznego samolotu. W tej chwili wsiadają do maszyn z ludźmi w kabinach, ale i tak przez przeważającą część lotu sterami włada automatyczny pilot. Dla pasażerów to bez różnicy – a dla pilotów?
Wielu z nich czuje po pracy… niedosyt latania i każdą wolną chwilę po pracy wykorzystują na… latanie. Pasję realizują na mniejszych maszynach sportowych, czy w szybowcach. Tam znów mogą poczuć, że gdy stery są w rękach, ma to bezpośrednie przełożenie na pilotowaną jednostkę.

Pilot jak pracownik biura?
Część pilotów jest rozczarowana, że praca u największych i najbardziej popularnych przewoźników przypomina wyzwania, z którymi mierzą się pracownicy wielu firm. Nazywają siebie „operatorami sprzętu latającego”, gdy bywają rozliczani z poszczególnych odcinków lotu, tak jak załoga pokładowa z szybkiego pożegnania pasażerów, posprzątania i przywitania nowych.
Opóźnienia są uciążliwe z punktu widzenia spieszących na spotkanie służbowe lub korzystających z wakacyjnej przerwy pasażerów, ale dla pilotów mogą oznaczać także skrupulatniejszą analizę ich pracy przez przełożonych. Menedżerowie sprawdzają, dlaczego nie udało się nadrobić straty czasu, która zaczęła się w lotniskowym korku.
Do tego dochodzą wolnorynkowe realia, w których część załogi znajduje u wielkich przewoźników zatrudnienie jedynie w formie b2b i jest wynagradzana tylko za czas spędzony w locie. Jeśli wylądują, na przykład z powodu złej pogody, w Rzeszowie, a nie w Warszawie i zostaną dowiezieni do stolicy dopiero podstawionym busem, to może się zdarzyć, że do domu wrócą po kilkunastu godzinach, a wynagrodzenie dostaną jedynie za dwie. Nie narzekają, bo zarobki pilotów wciąż utrzymują się na wysokim poziomie i zapłata za lot nadal jest atrakcyjniejsza, niż za kilkanaście godzin biurowej pracy. Chociaż oczywiście wszystko zależy od tego, które biuro porównamy z którym przewoźnikiem.

Gdzie polatać?
Po fortunę polscy piloci wyjeżdżają do Chin, innych krajów Azji lub na Bliski Wschód. Na trudne warunki pracy nie narzekają, choć siedzą godzinami w ciasnych fotelach i nie mają nawet gdzie postawić kubka z kawą. Każdą niedogodność – od częstych pobudek w środku nocy, by zdążyć na lot o świcie, przez dochodzenie do siebie na skutek zmian stref czasowych, po ciągłą rozłąkę z bliskimi – rekompensuje im codzienna realizacja marzeń.
Szczególnie zadowoleni z tego, że robią w pracy to, co kochają i za czym zawsze tęsknili, są piloci, którzy wcześniej przez lata pracowali w biurach, korporacjach, urzędach lub prowadzili własne biznesy. Po godzinach realizowali swoją pasję jako hobby w aeroklubach, a po czterdziestce, dzięki mądrym inwestycjom, mieli pieniądze na szkolenia i dziś siadają za sterami Airbusów i Boeingów. Szczęśliwi, że zdecydowali się na zmianę. Jest ich sporo. Także dlatego, że aż do wybuchu pandemii popyt na pilotów stale rósł.

Fascynujący świat lotników
Opowieści pilotek i pilotów o wielkich marzeniach i niezwykłych doświadczeniach oraz o nieustających zmaganiach z postępującą automatyzacją, niewystarczającym przeszkoleniu, katastrofach powietrznych i tęsknocie za rodziną znajdziecie w mojej książce „Lecę”. Mogłem ją napisać dzięki temu, że po publikacji wspomnianego na wstępie reportażu, nie przestałem spotykać kolejnych fascynujących lotników. Takich, którzy nie patrzą na innych z góry, tylko dlatego, że mają najładniejszy widok z biura.
Ci wspaniali ludzie pozwolili mi też zajrzeć za drzwi zamkniętego kokpitu i zdradzili, co robią w czasie wielogodzinnych lotów. Opowiedzieli również o wyzwaniach, jakie stoją przed przewoźnikami w rzeczywistości, która czeka nas po pandemii.

Jan Pelczar

Jan Pelczar – dziennikarz Radia RAM, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu.

Od 1997 roku nieprzerwanie związany z radiem, od 1998 roku prowadzi autorski magazyn filmowy.

Współpracuje z „Przekrojem”.

Dodaj komentarz