Korpomama

Ciekawość

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła i nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. Zapewne znacie te powiedzenia, to drugie było modne w czasach mojej podstawówki, więc może dla młodszych czytelników to nowość. Przez wiele lat otrzymywałam komunikat, że ciekawość jest zła i jestem źle wychowana, gdy mnie coś ciekawi. Po co zadaję tyle pytań? Jeśli zadaję to nie wiem, czyli jestem głupia. Taki ciąg myślowy mi się pojawiał za każdym razem, kiedy chciałam pogłębić jakąś kwestię.

A przecież ciekawość to jedna ze wspanialszych rzeczy, z jakimi rodzi się człowiek! Nie mam na to dowodów, jednak uważam, że jest wrodzona. Wyobraźmy sobie, że rodzi się taki mały człowiek i na dzień dobry nic go nie interesuje. Na początku natura daje o sobie znać, potrzeby fizjologiczne muszą być zaspokojone, a więc jest najedzony, przewinięty i wyspany. Etap zaspokajania potrzeb fizjologicznych zakończony – i co teraz? Nic go nie interesuje, kim jest to coś, co mu daje jeść, a kim to drugie, co się kręci. No, trochę inne, ale cóż. Może być jest jeszcze coś mniejszego niż to większe, ale nie tak małe, jak to nowonarodzone. Czasami pojawia się coś, co ma na sobie coś miękkiego i się inaczej porusza, ale generalnie nic nie interesuje tego młodego człowiek. Czy bez odrobiny ciekawości jest w stanie się rozwinąć? Jakoś tego nie widzę, choć moje pole widzenia może być ograniczone. Z ciekawością się temu przyjrzę.

Kiedy dojrzałam do tego, że ciekawość jest moim motorem napędowym, sformułowanie: „a to ciekawe” na stałe zagościło w moim słowniku. Rozmawiam z koleżanką na temat chodzenia w szpilkach, kiedy ja się czuję, jakbym była na szczudłach – tracę poczucie gruntu pod nogami i stabilności. Natomiast koleżanka opowiada, że ona na 10-centymetrowych szpilkach może świat zdobywać.

Pojawia się myśl: „o, to ciekawe – ona ma inaczej”. Nie patrzę na nią jak na niewolnicę norm społecznych wtłoczonych do głowy przez medialny lejek. Z ciekawością przyjmuję jej punkt widzenia.

Podejście to można wykorzystać jeszcze w innych okolicznościach. Przychodzi do was dziecko i z przejęciem opowiada o nowo poznanych pająkach. Każdą nóżkę z lubością opisuje i wyjaśnia, czym się różni jeden od pająk od drugiego. A wy chcecie odsapnąć po pracy i bez celu pobłądzić myślami. Wtem z ciekawością patrzysz na dziecko i mówisz: „a to ciekawe!” i… masz spokój na kolejne 15 minut. Dziecko z pasją opisuje kolejne pająki, a twój umysł dryfuje po falach spokojnego oceanu.

I kolejna sytuacja: kiedy ktoś opowiada takie bzdury, że aż wam się krew gotuje, ale nie wypada na koktajlu biznesowym uświadamiać oponenta. Tym bardziej kiedy już jest po kilku drinkach. Mówisz wtedy: „a to ciekawe! o, widzę Marię – idę się z nią przywitać”. Koniec. Wychodzisz z twarzą i wypijasz jednym haustem szklankę wody, by uspokoić wzburzoną krew.

Przytaczane sformułowanie jest równie pomocne, kiedy naprawdę czegoś nie rozumiesz, a nie chcesz wyjść na ignoranta. Zamiast silić się na wielokrotnie złożone pytanie, mówisz: „a to ciekawe! opowiesz mi o tym?”. W ten prosty sposób twoja wiedza zostanie uzupełniona.

Zatem ciekawość może i doprowadzić do nowych rzeczy, i poszerzyć horyzonty i dać chwilę na oddech. Z zaciekawieniem zaobserwuj swoją ciekawość, coś ciekawego z pewnością się z tego wyłoni.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz