Czy prawdziwy artysta musi tworzyć ze swojego bólu i cierpienia? Twórczość Kariny Królak i Patrycji Smirnow temu przeczy: ich projekty, powstające w zagłębiu artystycznym na warszawskiej Pradze, są efektem radości tworzenia. Radości, którą przejmują inni ludzie.
Dorota Dabińska-Frydrych: Wiem, że nie pochodzicie z Pragi – co Was w niej ujęło? Co Was tutaj sprowadziło?
Patrycja: U mnie zadziałał przypadek. W trakcie studiów poznałam dziewczynę, z którą prowadziłam pracownię projektowania ubrań przy Chmielnej. Wszystko tam miałyśmy zawalone po sufit. Potem ona odkryła to m iejsce przy Inżynierskiej na Pradze, a ja się w nim zakochałam – pomimo tego, że zima w 2003 roku była mroźna a budynki nie były ogrzewane. Zmieniałam pracownie kilkukrotnie, aż znalazłam się właśnie w tej przestrzeni, w której teraz jesteśmy.
Karina: Ja pracowałam kiedyś na sesjach jako charakteryzatorka filmowa i przyjeżdżałam tu do studia Melon. Bywałam na wystawach i pokazach mody. Wcześniej miałam pracownie na Grochowie i Mokotowie, ale cały czas marzyłam o takiej powierzchni jak tutaj, po jakiejś starej fabryce. Dokładnie takiej: z szarą lub drewnianą podłogą i ścianami z cegły. Potem spotkałam Patrycję, która zaproponowała współpracę. Uznałam, że to idealny moment. I tak zaczęła się nasza fantastyczna przygoda.
Patrycja: Przez lata dojrzewał mi w głowie pomysł na stworzenie miejsca pracy dla artystów. Ale nie miała to być taka klasyczna pracownia, do której ludzie przychodzą tylko pracować i nie są zaangażowani w wspólnotę, bo każdy ma swój własny „kącik”. Nie mówię, że to coś złego, bo są osoby, które tego potrzebują. Ale ja jestem zupełnie inna, potrzebuję interakcji. Bardzo wiele rzeczy buduję dzięki ludziom i dla ludzi. Pracuję dla ludzi, więc dla mnie sztuka oderwana od człowieka nie istnieje.
W tym naszym projekcie chodziło o to, żeby stworzyć miejsce wymiany – takie, gdzie ludzie mogą sobie przebywać, pomagać i rozmawiać. Gdy chcą, wchodzą w interakcje, gdy nie chcą – nie wchodzą. I udało się – to jest nasz drugi dom.
Później, wspólnie z artystami z okolicy, założyliśmy stowarzyszenie.
Co Was szczególnie urzekło w Pradze?
Karina: Mnie – surowość. To jest ta część Warszawy która przetrwała. Nie jest udawana, jest taka prawdziwa. I ta ogromna przestrzeń studia, po którym można jeździć rowerem…
To co nas spotkało jest naprawdę niesamowite, wszystko jest kapitalne. Ludzie, których poznałam dzięki Inżynierskiej i to, że mogę tu tworzyć z Patką. Czuję, że robiąc to, co robimy, możemy coś dać, coś zmienić, ale też nauczyć się czegoś od ludzi, którzy tutaj są. Staramy się uchronić to miejsce.
Patrycja: Ja również cenię prawdziwość i myślę, że to jest to, co mi najbardziej odpowiada w ogóle w przestrzeniach. Lubię tę prawdziwą tkankę tego miejsca i lubię tych ludzi. To jest bardzo ważne – bo tu się zdarzył cud! Naprawdę w to wierzę: cud, że do tego miejsca trafiłyśmy i poznałyśmy tylu wspaniałych ludzi.
Karina: Takich miejsc właściwie już nie ma. Inżynierska to kompleks trzech budynków, niegdyś magazynowych, od kilkudziesięciu lat przeznaczonych na pracownie artystów i rzemieślników. Gdy tu trafiliśmy stan tych zabudowań był tragiczny: brak ogrzewania, dziury w ścianach i zalane piwnice. Włożyłyśmy całe serca, żeby to miejsce doprowadzić do obecnego stanu i kochamy je. Inżynierska żyje dzięki ludziom – a pojawiają się też młodzi, nawet sporo młodsi od nas i to jest piękne. Inżynierska jednoczy artystów i żyje dzięki nim.
Patrycja: Jesteśmy jak dziko zakochana nastolatka, która kocha pomimo wszystko. Bo były tez ciężkie momenty. Przez trzy lata budowy metra nie działo się tutaj nic, ludzie się wyprowadzali, sklepiki, które działały od 30-40 lat, się zamykały, bo nie wytrzymywały tego przestoju. A po roku, czy dwóch, nastąpiła eksplozja energii: wszystkie lokale były zajęte, na podwórku non stop koncerty, wystawy w galerii… Cudowny czas.
Nawiązując do tego trudnego okresu, bo teraz mamy znowu ciężki czas – co wam dawało siłę żeby przetrwać?
Patrycja: Myślę, że my po prostu nie mamy wyboru. To jest taka siła poza rozsądkiem, która mnie, artystkę gna. Tak ciągnie, że nie ważne, czy mróz czy gorąco, siadasz i robisz. Jesteś w ciągłym procesie. I to jest niesamowite, że czasami rzeczy i działania, które są obiektywnie trudne, w końcu generują sukces. Bardzo często, jeśli nie odpuścisz, nie zrobisz kroku do tyłu, to na końcu masz ogromny sukces, wygraną. I my jesteśmy – odpukać – takimi wygranymi po bitwach. Trzeba naprawdę walczyć, a wiem co mówię: kilkanaście lat byliśmy tu bez ogrzewania, a mrozy były solidne.
Karina: Pamiętam jak przychodziłam tu zimą w takich ciepłych butach norweskich, żeby stopy mi nie marzły…
Ludzie często myślą, że jak jest im wygodnie i mają ogromny wybór, to bardzo szybko dojdą tam gdzie chcą. A ja uważam, że jestem na tyle dojrzałą artystką, by wiedzieć, że ograniczenia budują pomysły i możliwości. Ludzie żyli w gorszych czasach, znacznie gorszych niż np. obecna pandemia i przeżyli. Pomagali sobie tak jak my.
My mamy też fajne rodziny. To jest bardzo ważne, kogo masz w domu. Więc z jednej strony rodziny, a z drugiej ta przestrzeń – na tyle nasza i na tyle duża, że można pracować z przyjemnością i bez problemu. Ale też w otoczeniu ludzi, którzy się lubią, inspirują i nawzajem pomagają. Ten czas spędzony razem ma wielką wartość, której nawet nie potrafię opisać.
Widać w Was pasję i energię w działaniu, dużo radości z tego co robicie. Ale kiedyś przeczytałam, że prawdziwy artysta tworzy z bólu i cierpienia, zgadzacie się z tym?
Karina: Dużo podróżowałam i widziałam tak wielką skalę tragedii ludzkiej, że nie sądzę, by cierpienie było przepustką do dobrej twórczości. Ja się stawiam zawsze po jasnej stronie i raczej nie narzekam, bo uważam że naprawdę inni mają gorzej.
Projektuję kolorową biżuterię, tworzę z różnych materiałów – czasami bolą mnie palce, przypalę sobie skórę, ale projekty powstają z radości. Radość przynosi mi świadomość, że będą dawały ludziom przyjemność z użytkowania.
Patrycja: Ja zawsze stawiałam opór podejściu typu „prawdziwa sztuka tylko z cierpienia” – bo wydaje mi się to strasznie nudne i łatwe. Każdy potrafi być smutny, ale nie każdy potrafi sobie dać radę, gdy jest smutny. Nie każdy wyjdzie poza ten margines, nie każdy zwalczy własne demony.
Absolutnie: uważam, iż dobra sztuka wynika na pewno z wiedzy, doświadczenia i cierpliwości. Zupełnie nie widzę sensu cierpienia w sztuce.
Oczywiście my też toczymy walkę, ale na innym polu – działamy pomimo wszystko i to jest ważne. Człowiek nie jest od tego, żeby leżeć i rozpaczać, tylko żeby iść naprzód oraz troszczyć się o innych i o przestrzeń wokół. Robimy rzeczy dla oczu innych ludzi i chcemy, żeby ludzie się z tego cieszyli.
Cudownie się z Wami rozmawia – czuć moc i Waszą energię! Jaką dobrą intencję na zakończenie chcecie przekazać ludziom, którzy w biurze przy kawie czytają nasz wywiad?
Patrycja: Żeby się nie bali łapać marzeń, żeby nie patrzyli tylko na konto, tylko na to, co mają w sercach. Naprawdę warto nie odkładać tego na później. To nie musi być sztuka, to może być cokolwiek innego, np.: żeglarstwo, narty, spędzanie czasu z babcią, albo szachy, albo mnóstwo innych pasji! Ważne, żeby to łapać. Zadbać o siebie. Właśnie! – nie bać się o siebie dbać.
Karina: Ja zapraszam do nas na Inżynierską 3, prowadzimy tu przeróżne warsztaty. Można także przyjść po prostu napić się kawy, porozmawiać, pobyć z drugim człowiekiem. A może wystarczy rozejrzeć się po swoim biurze, zapytać się co kolega czy koleżanka robią po pracy, czym się interesują? Budujmy piękne relacje.
Dziękuję za rozmowę.
Dorota Dabińska-Frydrych
Dziewczyny i ich stowarzyszenie można znaleźć tutaj:
https://www.facebook.com/stowarzyszeniei3/?ref=pages_you_manage
Tu można obejrzeć BAZURY:
https://www.facebook.com/bazurylampy/?ref=pages_you_manage
a to strona poświęcona re4rest
https://www.facebook.com/re4rest
i najskuteczniejszy sposób kontaktu:
Dodaj komentarz