Korpomama

Jak to jest z przyjemnościami

Kiedy człowiek się rodzi, przyjmuje wszystko jako rzeczy oczywiste. To, co robią rodzice, co mówią, jak się zachowują, to dla dziecka pewniak. Tak jest, i tak jest zbudowany cały świat.

Jakież zdziwienie pojawia się na twarzy i w umyśle młodej istoty, kiedy to okazuje się, że jego rodzinna prawda nie jest prawdą innej osoby. Że również przyjemność, która jest taka przyjemna, jest różnie postrzegana. A przecież to takie słowa, w które się człowiek otula, zatapia i rozpływa z przyjemności. Jak moja przyjemność może być nieprzyjemna dla innych?

Rozsypuje się worek z różnymi sprawami, a wśród nich z przyjemnościami. Dla jednych będą to najpierw obowiązki potem przyjemności; dla innych natomiast będzie to najpierw odpoczynek, potem „zrób to co musisz”. Jeszcze dla innych na przyjemności przyjdzie czas „jak sobie zasłużysz”, w bliżej nieokreślonej przyszłości. Niektórzy zaś uważają, że przyjemności to są dla leniwych/bogatych/ biednych/pracujących… Zawsze jakichś innych, na pewno nie dla nas. Jest też wersja łączenia: jak już robisz te przyjemności, to może przy okazji zrobisz to czy tamto. Idziesz do tego lasu, to może, chociaż grzybów poszukasz – co tak będziesz chodzić  bez celu i patrzeć na drzewa? Skrajna wersja mówi, że to grzech największy i za każdą chwilę przyjemności czeka cię przypalanie w piekielnym kotle.

A potem temu dorosłemu już człowiekowi pojawia się mała istota w domu – no i co ma jej przekazać? Jak to jest z tą przyjemnością? Zdarza się, że oprócz poznanych osobiście różnych dróg prowadzących do przyjemności, liznął taki dorosły trochę wiedzy na temat rozwoju osobistego. Tu przeczytał mądrą książkę, tam posłuchał koleżanki. A najnowszy nagłówek  w necie wrzeszczy: naucz czerpać się przyjemności z życia! No to hopsa!, pędzi z pociechą na lody, idzie na plac zabaw czy do innego przybytku uciechy. Wracają oboje roześmiani do domu, pełni przyjemności.

Potem dla przyjemności – w końcu się należy! – odpala telefon, a tam miga wielki tytuł: „Ucz dziecko odpowiedzialności, dyscypliny”. Niech sprząta po sobie, odrabia lekcje, wynosi śmieci, rozwija te czy tamte kompetencje przyszłości. A to wszystko musi robić z przyjemnością. Wtedy na 100 proc. osiągnie sukces.
No i lipa – jakby to podsumowali młodzi ludzie moich czasów.

Bo jak to jest teraz z tą przyjemnością? Czy lepiej najpierw obowiązki, potem błogie lenistwo, czy najpierw przyjemności na zachętę, a potem realizacja obowiązków przyjdzie z łatwością?

To pytanie kłębi mi się w głowie niczym to o kurę, o której nie wiadomo, czy była pierwsza… I tak źle, i tak nie dobrze. W książce „Przesilenie” przeczytałam sentencję „Skoro poczucie winy i tak mnie nie opuści, to równie dobrze mogę zrobić coś miłego”. I może o to chodzi. Może to jest cała mądrość: jak już coś robić, to tak, żeby było miło. A jak jest miło, to od razu robi się przyjemniej.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz