Korpomama

Je i śpi, je i śpi…

Z wykształcenia jestem socjolożką. Pamiętam jak na początku studiów profesor powiedział nam, że socjolog to taki człowiek, który nie tylko patrzy na dom, ale zagląda do niego przez okna. Wzięłam to sobie głęboko do serca – a że zawsze uwielbiałam podsłuchiwać i obserwować ludzi, to stwierdziłam, że jestem w idealnym miejscu. I wcale nie znaczy to, że podglądanie ludzi to moje zboczenie – przecież to mój wyuczony zawód, więc mogę…
A w korpo kuchni to dopiero można podsłuchiwać i podglądać do woli! Szczególnie lubię być świadkiem wynurzeń osób, które mają ugruntowane opinie w sprawach, które ich osobiście ich nie dotknęły.

Ostatnio na przykład dowiedziałam się że dziecko (takie nowonarodzone) je i śpi, śpi i je, je i śpi… no, sielanka. Och!, jakie to piękne i idealne, i takie pachnące, i milutkie… Oczywiście głośno dyskutowały młode dziewczyny, które nie spędziły jednej nocy z noworodkiem.
W takich chwilach zawsze się biję z myślami: O losie! Daj mi znak – uświadamiać, czy zostawić  w tej błogiej nieświadomości?

Wersja pierwsza: tak, tak, dziecko je i śpi. Jaki to piękny okres w życiu! Możesz robić wszystko, w końcu dziecko cały czas śpi! Wstajesz rano i nic nie musisz. Nie masz szefa, który ustalił deadline na wczoraj w związku z tym ASAP potrzebuje raportu… Pijesz kawę, idziesz na spacer, grzejesz buzię na słoneczku… A dziecko cały czas śpi, bo co innego może robić? Wracasz do domu przygotowujesz sobie pyszny obiad i leżycie na dywanie wspólnie oglądając książeczki. Ach!

Wersja druga, czyli uświadamianie: wiecie dziewczyny, w sumie to faktycznie dziecko je i śpi, śpi i je. Tylko tak nie do końca, bo najpierw przez parę godzin (w lepszej wersji) lub kilkanaście (w wersji gorszej) bierzesz udział w maratonie – czyli, mówiąc wprost, rodzisz. Potem wracasz do domu i… nie, nie! wcale nie idziesz spać! No, może na jakieś dwie godziny. Po czym wstajesz i zaczynasz ogarniać małego ssaka: jedzenie, przewijanie… No, w końcu idzie spać – a tutaj gotowanie i sprzątanie. O, wstaje! Więc znowu jedzenie, a potem idzie spać, więc ty też możesz… Taka akcja powtarza się średnio co dwie godziny, bez znaczenia czy to jest dzień czy noc. I tak przez trzy miesiące – średnia długość twojego snu w jednym ciągu to właśnie te dwie godziny. Hmm, czy ktoś tutaj mówi, że powinno się spać minimum 1/3 doby? Do tego dodajmy burzę hormonów, która doprowadza do szału ale pozwala też przetrwać. No i ta huśtawka: od „nigdy w życiu już nie będę uprawiać seksu, jeśli to ma się tak skończyć!”, po „o jeju! jakie to moje dziecko jest cudne, w życiu takiego ładnego dziecka nie widziałam!”.

Więc, niebiosa, dajcie mi znać, czy wybrać wersję pierwszą mojej wypowiedzi, czy jednak drugą – i wtedy nigdy żadna z tych dziewczyn nie zdecyduje się na dziecko, a co się z tym wiąże, na bank żadnej emerytury nie dostanę… Decyduję się więc na wariant pierwszy, bo tutaj, jako się rzekło, chodzi o moją emeryturę, a ja już mam jej wizję: kupimy siebie kampera i będziemy podróżować po Europie. Nic nie będę musiała, nie będzie ASAPów i deadline’ów, będziemy  z moim siwiutkim mężem powolutku popijać kawę, czytać gazetę i spacerować bez presji czasu.
Tylko moja babcia kiwa głową gdy to słyszy i myśli: O losie! Daj mi znak, czy ją uświadamiać, czy zostawić w tej błogiej nieświadomości…

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz