Korpomama

Najlepszy czas na naukę?

Jestem zwolenniczką małej ilości lekcji do odrabiania w domu. Jest jednak jedna rzecz, której młodej nie odpuszczę i tutaj nie ma taryfy ulgowej. Choćby nie wiem co się zmieniło, jak bardzo rozwinie się technologia. Tę jedną rzecz będę u mojej córki cisnąć. To coś, to nauka języków obcych. Co do innych kwestii, to uważam, że zawsze jest czas żeby się ich nauczyć i nie ma „za późno”. Jednak jeżeli chodzi o języki obce jestem nieprzejednana. Języków trzeba się zacząć uczyć od najmłodszych lat. Tak się złożyło, że sama również biorę udział w intensywnym półrocznym kursie nauki języka angielskiego.

Nie zawsze chce mi się odrabiać prace domowe lub robię to tuż przed zajęciami. No cóż – z pewnych rzeczy się nie wyrasta, nawet jak się samemu zgłasza chęć udziału, a nie jest się zapisanym na kurs przez rodziców. Ale dzieciom raczej mówimy zupełnie co innego. Systematyczność i powtarzanie to klucze do sukcesu w nauce języków. W końcu nasze intencje są dobre, chcemy żeby wyrosły na porządnych ludzi. Sprawa się ma podobnie w życiu: chętnie sypiemy radami jak z rękawa. Do wykorzystania przez innych, ale gdy mamy je wprowadzić w życie, to cała nasza kreatywności idzie w wymyślanie wymówek. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale się zdarza. A kto jak kto, ale dzieciaki w łapaniu niespójności są lepsze niż szef w łapaniu pracowników jak robią zakupy przez internet zamiast prezentacji na zarząd.

U nas sytuacja wyglądała podobnie. Jesienne popołudnie, dziecko wraca zmęczone ze szkoły. No i został ten nieszczęsny język do odrobienia. Od razu odpala milion wymówek: a bo głodna, a bo zmęczona, a bo karty nowe pokemon musi ułożyć w albumie, a bo chce sobie po prostu poleżeć. A może jednak pozwolę jej zagrać, to potem na bank odrobi te lekcje. Już trochę w matkowaniu jestem wprawiona, więc moje kontrargumenty są równie skuteczne, co jej wymówki. I nie daję się tak łatwo zapędzić w kozi róg. Aż młoda wyciąga asa z rękawa: a swój angielski odrobiłaś? No, pokaż co zrobiłaś, co wam pani zadała?

Ten argument trudno przebić. Wytrzeć zaznaczeń już nie zdążę, no bo widzi. Zgubić książek też nie mam jak, bo leżą na biurku. Pozostaje mi wykorzystanie ostatniej strategii. Zagrać idealną mamę i uczennicę. Wstaję więc z werwą z kanapy i oświadczam, że bardzo się cieszę z przypomnienia mi o tak ważnej rzeczy do zrobienia. Choć w myślach nieco mniej cenzuralne słowa lecą przez głowę. Chciał nie chciał zasiadamy razem przy kuchennym stole, każda ze swoimi książkami i rozwiązujemy zadania.

Efekt jest taki, że każda z nas jest zadowolona. Córka, bo przypominała mi o moich lekcjach i że wspólnie spędzamy czas. Bo jeszcze jest w takim wieku że każda wspólna chwila z mamą ją cieszy, nawet gdy jest to odrabianie lekcji. Ja, bo jednak zrobiłam swoje zadanie i powtórzyłam materiał na kolejną lekcję. Oprócz wspólnego odrabiania lekcji i poszerzania wiedzy z języka angielskiego jest więcej plusów mojego kursu. Córka widzi, że ja też się uczę, nie stwarzam obrazu rodzica wszystkowiedzącego, który nigdy się nie myli. Widzi, że żeby coś osiągnąć, trzeba się do tego przyłożyć. Ma też żywy przykład, że nie tylko gderam jej o tym, jak ważne są pewne aspekty rozwoju, ale że sama też podnoszę poziom mojej wiedzy. Myślę, że moja nauka daje jej poczucie sprawczości, świadomość, jeżeli na czymś jej zależy, to po prostu musi włożyć pewien wysiłek, żeby to osiągnąć. Daje jej też perspektywę rozwoju, bo widzi, że każdy wiek jest dobry na wprowadzenie dobrej zmiany w swoim życiu. Nawet ostatnio babci powiedziała, że jak chce, to może się przecież tego nauczyć, bo na naukę jest dobry każdy wiek.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz