Korpotata

Noworoczne postanowienia? Zacznij już w grudniu!

Dziwne? Już wyjaśniam o co chodzi. Rok powoli, ale nieubłaganie zbliża się ku końcowi. A to oznacza, że możemy już powoli zaczynać podsumowania naszych sukcesów i porażek, jakie zaliczyliśmy w 2021 r.
A co, jeśli ktoś nie miał żadnych planów na ten rok? Chciał się po prostu przekulać od stycznia do grudnia w jednym kawałku i nic więcej. Wydaje mi się, że takich osób jest jedynie garstka. Nie chodzi przecież o to, aby bilans zrobili jedynie ci, którzy mieli wyznaczone na ten rok wielkie i ambitne cele. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chciał zrzucić dwa kilo, pojechać na egzotyczne wakacje, nauczyć się jeździć na nartach, przebiec dziesięć kilometrów bez zatrzymywania się, czy uzbierać na nowy telewizor, komputer lub telefon. Cokolwiek. Chodzi o to, aby zrobić prosty rachunek: osiągnąłem w tym roku co chciałem, czy nie? Jeżeli nie, to dlaczego?

Dlaczego to ważne? Ponieważ pozwoli nam to lepiej postawić cele i zrobić plany na nowy rok, który nadejdzie szybciej, niż nam się wydaje. Wiem, że wielu osobom wydaje się, że postanowienia noworoczne są warte tyle, co obietnice przedwyborcze polityków. Zgadzam się z tym. Dlatego lepiej zamienić je na cele do realizacji, którym będą towarzyszyć konkretne plany w ujęciu kwartalnym, miesięcznym, tygodniowym, a nawet dziennym. Brzmi jak plan realizacji KPI-ajów w twoim korpo? Być może, ale taka granulacja planu działa. Sam to sprawdziłem.

Jeżeli postawisz sobie cel: w 2022 roku chcę napisać swoją pierwszą powieść, ale nie zejdziesz do poziomu dziennego planu, to niestety jest niewielka szansa, że uda ci się to osiągnąć. W styczniu uznasz, że nie musisz jeszcze startować z pisaniem, bo przecież masz na to cały rok. W lutym przepracujesz kilka dni i uznasz, że nawet nieźle ci idzie, więc nie ma co przesadzać. Zrobisz kilka dni przerwy, które zmienią się w tygodnie. W okolicach maja może i będziesz miał kilka rozdziałów, ale zaraz zacznie się lato. A latem nie będziesz przecież ślęczeć nad klawiaturą. Jesienią może i ruszysz jeszcze temat, ale po kilkumiesięcznej przerwie będziesz się z tym ociągać. A w okolicach listopada uznasz, że w tym roku i tak dasz rady skończyć. Nic pilnego, może uda się w kolejnym roku. Brzmi znajomo? Ja na takie podejście zmarnowałem kilka lat i dziwiłem się, że cały czas stoję w miejscu.

Co innego, jeśli wyznaczysz sobie konkretny cel: w pierwszym kwartale roku chcę napisać sześć rozdziałów. A to oznacza, że w każdym miesiącu musiałbym napisać dwa rozdziały. A to z kolei oznacza, że w każdym tygodniu na klawiaturze należy wybić określoną liczbę znaków, czyli w ciągu każdego dnia będzie to X znaków. Przy tak szczegółowym planie nie musisz pamiętać o tym głównym celu, a jedynie koncentrować się na zadaniu wyznaczonym na pojedynczy dzień. To naprawdę pomaga!
Dobra, ale dlaczego masz ruszać z tym planem już od grudnia? Start pod koniec bieżącego roku  to pewnego rodzaju program testowy. Sprawdzisz,  czy dzienny plan nie jest zbyt wyśrubowany. Czy jesteś w stanie napisać te ustalone X znaków w ciągu dnia. Lepiej skorygować plany w grudniu, aby nie marnować na to stycznia. Poza tym nowy rok nie sprzyja rozpoczynaniu realizacji planów i statystycznie większość osób porzuca je już po kilkunastu dniach pierwszego miesiąca.

Tyle coachingu z mojej strony. Będziesz mieć też słabsze dni, to zrozumiałe. Mi w takich sytuacjach pomaga tylko jedno nagranie „nieocenionego eksperta” w dziedzinie coachingu o zgrabnym tytule „Kto ci k…wa ukradł marzenia”. Nie jest wzniosłe, a jeżeli miałbym porównać je do stylu muzycznego, to zdecydowanie byłoby to disco polo. Mimo to mi pomaga. W końcu każdy czasem lubi posłuchać czegoś niewyszukanego, co poprawia humor.

Piotr Krupa

Dodaj komentarz