Korpomama

Rodzicu, intuicja!

Każdy rodzic, przywołując na świat nową istotę, myśli o tym, że jak dopełni obowiązku, może zacząć dawać w szyję bez stresu. No bo jak już się pojawiło na tym świecie, to przecież jest w pełnoprawnym członkiem społeczności i można puszczać w świat. Wylizane z pierwszych śluzów i uwolnione, jakoś sobie da tam radę. Kiedy zaczęłam pisać, cel był inny, ale słowa same popłynęły, więc wybaczcie tę dygresję. Zaczynam jeszcze raz.

Każdy rodzic, który sprowadzi nową istotę na ten świat, ma nadzieję, że będzie ona wiodła szczęśliwie życie. Że dziecko osiągnie więcej, posiądzie wiedzę, będzie mu łatwiej. Cokolwiek dla kogokolwiek to znaczy. Łatwiej, lepiej, więcej – dla każdego znaczy coś innego. Gros rodziców kładzie jednak nacisk na edukację. Zajęcia dodatkowe, rozwijanie pasji.

A co z intuicją, co ze słuchaniem samych siebie? Czy na tym też się skupiamy? Czytając ostatnio wywiady ze znanymi ludźmi, zwróciłam uwagę, że większość znamiennych decyzji w swoich życiach podejmowali, mieli więcej zwrotów akcji, kiedy posłuchali intuicji. Oczywiście posiłkowali się danymi, liczbami. Jednak poszli za cichym głosem, który szeptał: „Ejj! Spójrz w tę stronę, a może jednak wbrew temu, co każe logika, pójdziemy inną drogą?”, który skakał w głowie niczym małe radosne dziecko : „Hej pobiegnij za mną, skocz. Zaufaj sobie”. Wszyscy potwierdzali, że dzięki temu, że zaufali temu impulsowi, poszli w stronę wzrostu.

Drugie bardzo ważne przesłanie dotyczyło ciężkiej pracy. Wiem, wiem – teraz nie jest to w modzie. I możecie zapytać, gdzie tutaj miejsce na work life balance, odpoczynek i słuchanie siebie. A no właśnie – słuchanie siebie nie wyklucza działania, pracy czasami ponad przeciętną liczbę godzin. Bo nasz pasja i intuicja wyrażają się przez działanie. Nie przez leżenie na kanapie i czekanie na znak. Owszem, znak się pojawia: w postaci cichego głosu, który zachęca do działania. Poprzez działanie budujemy pewność siebie, swoje poczucie sprawczości.

A jak to jest z waszymi dziećmi? Czy oprócz tego, że motywujecie do dodatkowych zajęć, lepszych ocen i udziału w szkolnych konkursach, przypominacie dzieciom o słuchaniu tego głosu w sobie?

Tak naprawdę dzieci nie potrzebują pytać nas o zdanie, o rozwiązanie. One mają odpowiedzi w sobie. A jeśli już nas pytają, wystarczy odpowiedzieć: a jaki ty masz pomysł na tę sytuację? Raz czy drugi może nic nie wymyśli. Może nawet się na was obrazi. Ale przyjdzie ten magiczny moment, gdy dziecku przyjdzie do głowy myśl, jak to można zrobić  lub zrobić inaczej. Pamiętajcie, że intuicja jest blisko spokrewniona z cierpliwością, a tej nam wszystkim w obecnych czasach brakuje. Chcemy rozwiązań już teraz, natychmiast. Więc gdy tylko możecie, spróbujcie cierpliwe poczekać na odpowiedź waszego dziecka (tak na marginesie: ta metoda świetnie się sprawdza również w zarządzaniu pracownikami).

Kiedy kolejny raz dziecko przyjdzie do was z problemem, nie ważne małym czy dużym, usiądźcie w spokoju, odłóżcie telefon, wyłączcie telewizor i zapytajcie: „A jaki Ty masz pomysł?”. I czekajcie, zamknijcie usta. Powstrzymajcie się przed radzeniem i czekajcie. Czekajcie bez nerwowych ruchów, bez poganiania, bez sapania i wzdychania. Cierpliwie czekajcie. Jeżeli pojawi się pomysł powiedzcie: „Dobrze, spróbujmy”. Nawet jeśli to będzie rozwiązanie, o którym wiecie, że nie jest najlepsze. W trakcie działania okaże się, że pojawią się nowe odgałęzia tego pomysłu. Słuchajcie i pomagajcie w jego realizacji. Wierzcie mi: nie ma nic bardziej budującego dla rodzica, niż mina dziecka, które samo rozwiązało dany problem. Stoi wtedy dumne z powiewającą peleryną za sobą niczym superman na szczycie dachu.

A oto nam właśnie chodzi, wszystkim rodzicom: o widok własnego dziecka, które mocno i z wiarą w siebie stoi na własnych nogach i z nadzieją patrzy w przyszłość.

A na marginesie: czasem intuicja robi sobie z nas żarty i podsuwa inny początek felietonu niż planujemy. Bawmy się z nią.

Dorota Dabińska-Frydrych

Dodaj komentarz