Korpolife

Singielka w korpo: Wyzwania

W pracy przed Anią wymagający projekt na ASAP, a prywatnie spotkanie z Dawidem. Czyli wciąż komplikacje.

Tego dnia w pracy Izabela znienacka zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Źle się czułam podczas niezaplanowanych spotkań z nią, ale próbowałam stosować rady z książki o szczęśliwym życiu i uśmiechnęłam się (powtarzałam sobie, że nawet udawany uśmiech może pomóc i podnieść na duchu).

Tym razem spieszyła się i zaczęła od „mam mało czasu, załatwmy to szybko”. Przekazała mi skrótowo, że pierwszy project manager z przestrzenią na nowy projekt pojawi się za miesiąc. Do tego czasu miałam doprowadzić do ustalenia i zamknięcia zakresu biznesowego. Termin na wykonanie tego zadania był bardzo krótki – wszystko trzeba było przygotować do końca tygodnia (po moim uśmiechu nie został już nawet ślad). Chociaż otaczało mnie całkiem sporo inteligentnych ludzi pracujących w korporacji od wielu lat, to teraz okazało się, że jeden z najważniejszych projektów ma nadzorować ktoś taki jak ja. Korporacje są pełne paradoksów, zdarza się, że rzeczy trudne i odpowiedzialne wykonują początkujący pracownicy.

Wróciłam do biurka i analizując poszczególne zadania do zrealizowania, chciałam wszystko ułożyć w logiczną całość, ale prawda była taka, że nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać. Nawet nie zauważyłam, jak Agata znikła na godzinę i dopiero dźwięk jej głosu na korytarzu rozproszył moją pracę. Prowadziła z kimś ożywioną rozmowę. Opowiadała coś o nowych butach, które kupiła lub miała zamiar kupić – nie usłyszałam dobrze. Po chwili zza rogu wyłoniła się jej postać z naszą dyrektorką. Prowadziły lekką pogawędkę.

– Hmm… – usłyszałam ciche chrząknięcie, spojrzałam na Radka i zobaczyłam, jak tłumi śmiech. Agata odprowadziła Izę do gabinetu i wróciła do swojego biurka.

– Nasza Iza naprawdę świetnie się ubiera. Mogłaby stanowić wzór dla innych – stwierdziła tonem znawcy i popatrzyła na mnie znacząco.

Faktycznie, miałam na sobie zwykłe szare spodnie i niebieską bluzkę z krótkim rękawem (to był mój stały biurowy zestaw), co w komplecie stanowiło bardzo nijaki obraz. „Muszę o siebie bardziej dbać” – skarciłam siebie w myślach.

Gdy nadszedł czas spotkania z Dawidem, nie mieliśmy dużego wyboru. W okolicy warszawskiego Mordoru codziennie pracowało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, więc i tym razem brakowało miejsca, aby usiąść i porozmawiać.

Zdecydowaliśmy się zajść do kawiarni oddalonej o kilka przecznic. Ta kafejka świetnie spełniała swoje zadanie, gdyż po otwarciu drzwi przywitała nas zapachem świeżo mielonej kawy. Czułam się swobodnie za każdym razem, gdy odwiedzałam to miejsce. O tej porze dnia pracownicy biurowi opuszczali Mordor, dzięki czemu w środku było niemal pusto. Złożyliśmy zamówienie przy dużym drewnianym barze.

– Dobrze ci wychodzą spotkania – rozpoczął nieśmiało Dawid. Mieliśmy okazję uczestniczyć wspólnie na trzech takich spotkaniach, które prowadziłam.

– To inni są dobrzy, ja tylko robię notatki – uśmiechnęłam się, spoglądając na niego.

– Oddajesz wszystkim głos, dajesz szansę, aby się wygadali, nawet jeśli mówią głupoty. To rozładowuje napięcie.

Słowa Dawida były miłe; nie spodziewałam się, że sprawi mi przyjemność.

Rozmowa biegła wolnym tempem. W przytłumionym świetle wyglądał inaczej niż zwykle. Rysy twarzy były łagodniejsze, spojrzenie jak zawsze skupione, ale bardziej swobodne. Skończył mówić, ale wciąż uporczywie mi się przyglądał. Zupełnie tego nie ukrywał, wpatrywał się we mnie z ciekawością. Czy mam coś na nosie? Rozmazałam się? Nie oddawałam mu tak intensywnych spojrzeń, właściwie unikałam jego oczu. Chyba już wolałam tego Dawida z pracy, w bardziej oficjalnej atmosferze.

– Chciałabym doprowadzić ten projekt do końca i zrobić to dobrze. A ty jak? Planujesz zostać na dłużej?

– Ja? Uczę się. Robię teraz taki kurs online z podstaw programowania. No i angielski. Dobrzy programiści muszą świetnie znać angielski.

– To wystarczy? Kurs online?

– Nie, ale zawsze to jakiś początek. Dobre to jest? – Dawid wskazał na mój kubek.

– Gorąca kawa z cynamonem? Pyszna.

(cdn)

Aleksandra Tabor

Fragment powieści Aleksandry Tabor pt. „VIR” – o singielce pracującej w warszawskim mordorze. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Novae Res.

Dodaj komentarz