Wyobraź sobie taką scenę: dzikie lwy, sawanna, zachód słońca, młode i lwice. A w tle dobiega głos Krystyny Czubówny: – A teraz młode zaczynają testować swoje pazury i kły na matce…
Każde młode musi – tak, musi – przejść trening, który wprowadzi go w dorosłość. Czy to młode kota, lwa czy kury. Każde, jeżeli wychowuje się w stadzie z opiekunami, przechodzi czas testowania swoich umiejętności. Każde przechodzi ten trening odpowiednio do swojego gatunku.
Zapewne każde z nas widziało małego kota, psa lub dzikie zwierzę w kontakcie z mamą lub tatą. I co one młode robią? Skaczą po grzbiecie, gryzą i ciągną za uszy. Zaczepiają i się przewracają. Warczą i charczą. A rodzice w tym czasie spokojnie leżą, od czasu do czasu trzepną łapą, kiedy młode za bardzo przeginają. A to wszystko żeby nauczyły się pracy z własną siłą, żeby poczuły moc swoich łap. Żeby poznały, co można jeść, a co uszczypnie w nos. Nie ma innej drogi – wszystko, co będzie wykorzystywane w przyszłości, musi zostać przetestowane, musi zostać przećwiczone. Stare powiedzenie mówi: jak się nie przewróci, to się nie nauczy. A to przewracanie ma się odbywać w bezpiecznym otoczeniu stada, rodziców, którzy w chwilach zagrażających życiu złapią za kark.
Tak samo wygląda sprawa z naszymi dziećmi. Dzieci, aby poszły w świat, potrzebują bezpiecznego poligonu doświadczalnego. Terenu, w którym testują, sprawdzają, skaczą, spadają. W dużej mierze rolą nas, rodziców, jest patrzenie ze spokojem na to, co dziecię wyczynia. Niczym najedzone lwice na tle zachodzącego słońca. Jednak w odróżnieniu od zwierząt mamy rozwinięte płaty czołowe mózgu. Przydają się nam one w różnych ważnych sprawach, jak planowanie, analityczne myślenie, panowanie nad emocjami czy racjonalne zachowanie się w społeczeństwie. I jednocześnie potrafią mocno namieszać, gdy wyobrażamy sobie sytuacje, które nigdy się nie wydarzą lub nadinterpretowujemy zachowania innych, przypisując im cechy i motywy działania, które nam się wydają słuszne.
I tak, zamiast ze spokojem podchodzić do testowania na nas przez dzieci wszystkiego co im a życiu jest potrzebne, stajemy okoniem, rozkazujemy a czasami wręcz walczymy. Dziecko na nas testuje, bo może. I na tym mogłabym zakończyć wywód. Nieraz para wychodzi mi uszami – a musicie uwierzyć na słowo, że mój czajniczek szybko się nagrzewa. Za każdym razem kiedy czuję, że woda zaczyna bulgotać staram się odkryć pokrywkę zanim gwizdek wystrzeli. Staram sobie wyobrazić tę spokojną lwicę, po której skaczą lwiątka i myślę: ona musi się nauczyć. To jest zdrowe, to element testowania. To jest ten bezpieczny poligon.
Moja córka wyraża jasno swoje oczekiwania, żeby później mogła łatwiej komunikować się z innymi i potrafiła określić, czego pragnie. Wyraża swój sprzeciw, żeby później potrafiła się buntować w stosunku do szefa, męża, czy koleżanki, którzy przekraczają jej granice. Dyskutuje ze mną, żeby później umiała wysuwać argumenty i bronić swojego zdania. Wraca parokrotnie do tego samego tematu, żeby później umiała zabiegać o to, co jest dla niej ważne.
Prawda jest brutalna: my, rodzicie jesteśmy workami treningowymi dla naszych dzieci. Taka nasza powinność – pozwolić im gryźć, kopać, spadać, niczym lwiątkom z lwicy.
To naprawdę jest naturalne, wszystkie zwierzęta tak się zachowują. Jedyna różnica polega na tym, że my ich nie trzepiemy łapą, tylko rozmawiamy, słuchamy, zapewniamy, że jesteśmy. Jednym prostym zdaniem: „Nie podoba mi się twoje zachowanie, ale pamiętaj, że i tak cię kocham najbardziej na świecie”. Ale słuch dziecka ucina wszystko, więc w jego pamięć zapada, że je kochamy. Dla dziecka jest najważniejsze, że tej miłości nigdy nie utraci..
Dorota Dabińska-Frydrych
Dodaj komentarz