Uciekinier z Mordoru

Brzytwa rządzi na Śląsku

Świetnie zapowiadający się dziennikarz rzuca Warszawę i wyjeżdża na Śląsk. A tam… otwiera barber shop. O swoim pomyśle na życie z dala od stolicy opowiada Mateusz Zaród, właściciel Brzytwy Mać.

Ewa Korsak: Miło mi rozmawiać z kolegą po fachu!

Mateusz Zaród: A tak, byłem dziennikarzem w nieistniejącym już dziś ogólnopolskim dzienniku. To była moja pierwsza praca i bardzo dużo mnie nauczyła.

Jak to się stało, że trafiłeś do warszawskiej redakcji?

Byłem dwudziestoletnim chłopakiem z Sosnowca, w Warszawie mieszkała moja rodzina i postanowiłem się przeprowadzić. A jak już tu mieszkałem, to zacząłem się rozglądać za pracą. Poszedłem do redakcji gazety i powiedziałem, że chciałbym tam pracować. Zgodzili się na staż. Oczywiście nikt mi nie płacił za pracę, ale to ile doświadczenia zdobyłem jest warte każdych pieniędzy. To była nauka samodzielności, obowiązkowości, odwagi, dotrzymywania słowa.

Pamiętam takiego chłopaka, który też przyszedł na staż. Szefowa dała mu jakiś temat i by go zrobić miał pojechać chyba na Bielany. Przez kilka godzin nie było z nim kontaktu, nie dawał znać co z tematem, nic. W końcu odebrał telefon z redakcji i oznajmił, że z tematu nici bo on… nie wie, jak tam dojechać. Szybko zakończono z nim współpracę. Opowiadam tę historię, bo dla mnie to było nie do pomyślenia. Ja dawałem z siebie wszystko, żeby zrobić materiał. Gdybym nie był w stanie niczym dojechać, to po prostu bym tam pobiegł.

Co się stało, że nie jesteś już dziś w branży?

Po kilku miesiącach gazeta zmieniła właściciela, zlikwidowano mój dział, a ja zatęskniłem za Śląskiem. Stwierdziłem, że w Katowicach moje doświadczenie z pracy w warszawskiej redakcji będzie znaczyło więcej niż w stolicy. Nie pomyliłem się i szybko dostałem pracę w agencji PR.

Czym się tam zajmowałeś?

Na początku pisałem teksty prasowe, ale szybko zacząłem tworzyć kampanie wizerunkowe dla firm. Byłem w tym naprawdę niezły. Po pięciu latach dostałem propozycję wejścia do zarządu agencji. Tak też zostałem dyrektorem kreatywnym. Niedługo później nadszedł mój potężny kryzys, który sprawił, że odszedłem z firmy. Miałem dość.

Czego? Co Cię męczyło w PR?

Po pierwsze monotonia tej pracy. Wydaje się, że każda kampania jest inna, ale to nieprawda. Opierają się one na jednym schemacie. Był też drugi powód – tzw. polski klient. Człowiek wiecznie niezadowolony, roszczeniowy. Non stop pyta: „dlaczego tak drogo?”. „Polski klient” zawsze wie lepiej. A gdy jego „super” pomysł nie wypali, zawsze zwali winę na ciebie, bo przecież „mogłeś mnie ostrzec!”. Nie możesz kazać mu spadać, bo przecież firma musi działać, bez kontraktów upadnie, pracę stracą inni ludzie. Praca z takimi osobami była koszmarem.

Ale wiesz co jest najciekawsze? Że ten sam facet, kiedy przychodzi do barbera, siada na fotelu, czeka na strzyżenie, jest zupełnie innym człowiekiem, a ja uwielbiam z nim pracować. Magia.

Poczekaj, zanim opowiesz o strzyżeniu, zdradź jeszcze, czy wygarnąłeś wreszcie któremuś z „polskich klientów”, że masz dość.

Nie, tak jak wspominałem, nie robi się takich rzeczy w firmie, która istnieje, bo ma pewne kontrakty. Moje odejście było spokojne. Nie miałem pojęcia, co chcę robić w życiu. Jedyne co przychodziło mi do głowy to, że w pracy spędza się więcej czasu niż w domu. Dlatego zrobiłem sobie listę miejsc, w których lubię być, w których czuję się dobrze. Wysoko na liście znalazł się barber. Od zawsze dbałem o swoją brodę, chodziłem do jednego z katowickich salonów. I tyle. Postanowiłem otworzyć swój własny salon barberski. To był rok 2018.

Miałeś na to jakiś plan? Pomysł?

Pomysł był taki, że otwieram salon. Natomiast plan rodził się już po tym, gdy odszedłem z agencji. Od początku wiedziałem, że nie będę strzygł, chciałem kreować markę i atmosferę salonu. I przygotowywałem całą kampanię wprowadzenia firmy na rynek. Wiesz, że już cztery miesiące przed otwarciem prowadziliśmy nasze social media? Dzięki temu już pierwszego dnia mieliśmy komplet klientów. Moje logo tworzyłem przez kilka tygodni wraz z grafikiem. Wiedziałem, że to nie może być coś z taśmy za kilkaset złotych. Kosztowało mnie kilka tysięcy, ale absolutnie było warto, jest dopracowane w detalach.

W całym twoim biznesie widać, że nic tu nie jest przypadkowe. Pomysłowa nazwa, wystrój salonu, to wszystko gra.

Pewnie. Tak ma być. Strzeżenie oddaję moim pracownikom, resztą zajmuję się ja. W pierwszym lokalu nawet płytki kładłem sam. I byłem wtedy szczęśliwy, super się czułem umazany tynkiem.

Zatrudniłeś fryzjerów?

Tak, miałem wówczas dwie pracownice, jedna z nich miała już swoją bazę klientów. Ściągnęła ich do Brzytwy Mać. Krok po kroku stawaliśmy się poważną konkurencją dla innych salonów. Dziś jesteśmy największym barber shopem w Katowicach. Pięć lat temu zaczynaliśmy z dwoma stanowiskami, dziś mamy ich siedem.

Mówisz „mamy”, „zaczynaliśmy”, to znaczy, że masz wspólnika?

Nie, wszystko robiłem sam, ale firmę identyfikuję ze wszystkimi pracownikami. Stąd „my”.

Do tej pory wszystko brzmi jak bułka z masłem.

Nie do końca, bo po drodze mieliśmy pandemię. Byliśmy zamknięci przez dwa miesiące, korzystaliśmy z oszczędności, żeby wszystko jakoś utrzymać. Ale kiedy można było otworzyć salony, mieliśmy tylu klientów, że szybko wszystko nadrobiliśmy.

Może chciałbyś otworzyć drugi salon w Warszawie? Wrócić do stolicy?

O nie. Ja się odnajduję na Śląsku, jest mi tu dobrze, nie pędzę, nie stresuję się, jest ok. Co ciekawe, bardzo lubię Warszawę. Ale to nie jest miasto na moją codzienność. Dziś nie planuję otwierania salonów w Warszawie ani w innych miastach Polski. Natomiast robię rozeznanie za granicą – byłem w Oslo, teraz lecę do Londynu. Zobaczymy, jak będzie.

A teraz poradź wszystkim, którzy się wahają. Zostać w korpo? Uciekać? Zakładać własny biznes?

Szukać pomysłów na siebie i planować. Nie radzę nikomu rzucać wszystkiego i wyjeżdżać w Bieszczady. Oczywiście, można szukać tam swojej drogi, ale trzeba wiedzieć jak. A jeśli coś w naszym planie nie gra, nie zniechęcać się, szukać rozwiązań, nie myśleć schematami. Jeśli dziś nie stać cię na otworzenie biznesu, to zacznij oszczędzać. Za trzy lata może uda ci się odłożyć wystarczającą ilość pieniędzy. Ten czas i tak minie.

Pamiętasz jeszcze swojego pierwszego klienta?

Nie, nie pamiętam, kto był pierwszy. Kiedy myślę o dniu otwarcia Brzytwy Mać, widzę tylko tłum ludzi i mojego tatę, który przyjechał, by mnie wesprzeć. Super wspomnienie. Polecam wszystkim.

Ewa Korsak

Mateusz Zaród, właściciel Brzytwy Mać

Comments (1)

  1. To świetny Barber!!!

Dodaj komentarz