„Możesz wszystko!” – a może nie możesz nic? „Nie musisz być wielki na starcie, ale musisz wystartować, żeby być wielki!” – a może po prostu na starcie musisz mieć bogatych rodziców? „Codziennie zrób choć jedną rzecz, która Cię przeraża!” – chyba że ma to związek z twoimi problemami zdrowotnymi, to może jednak nie rób. „Musisz oczekiwać od siebie tego czegoś, żeby w ogóle móc to coś zrobić!” – czy to zdanie ma w ogóle jakikolwiek sens?
Tak naprawdę NIE JESTEŚ zwycięzcą! Najprawdopodobniej nie odniesiesz sukcesu! Najprawdopodobniej nie zostaniesz milionerem! A na dodatek, jeśli urodziłeś się w „Polsce B”, a twój tatuś nie jest uznanym prawnikiem, a mama nie ma pewniej miejscówki w regionalnych strukturach partyjnych, to masz ponad 50 proc. na to, że zostaniesz „przegrywem”! Oto twój status! Oto twoje przeznaczenie! Choć zapewne rzadko słyszysz takie słowa od swojego korporacyjnego kołcza, to w Internecie przed twoimi oczyma pojawiają się coraz częściej. I nie jest to przypadek, nie jest to sieciowy psikus… gdyż to wprost skondensowana tendencja! Bycie „przegrywem” ma dziś większy sens niż bycie „zwycięzcą”. A dlaczego? Przekonajcie się sami…
Nie uda ci się
„Magazyn Porażka”, „Korposzczur płakał jak czelendżował”, „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty”, „Regres Osobisty” – i wiele, wiele innych „przegrywowych” fanpage’y zbiera w ostatnich latach po setki tysięcy lajków na fejsie – jeśli nie więcej. Wszystkie te strony, choć różnią się profilem, to docelowo propagują jeden typ korporacyjnej świadomości – NIE UDA CI SIĘ! I choć wypadałoby tu zaprzeczyć i stwierdzić, że każdy może odnieść sukces, to – po dłuższym namyśle – trudno nie zauważyć, iż większość z nas tzw. „wielkiego sukcesu” nie odniesie.
Ale dlaczego wciąż w ten „sukces” niby wierzymy – choćby w minimalnym stopniu – a równocześnie lajkujemy te przegrywowe fanpejdże? Odpowiedź wydaje się prosta, a jednak dla nas, doświadczonych w biurowym fachu, nie jest aż tak oczywista. A więc: and the answer is…
Lajfstajl w chałupie
Wejście Polski do grona krajów kapitalistycznych, lata transformacji, a później zawitanie w progi Unii Europejskiej zaowocowało wprowadzeniem do naszego kraju wielkiej infrastruktury zachodnich korporacji, modelu zachodniego prowadzenia biznesu oraz przyjęciem całej filozofii z tym związanej.
Oczywiście szybciej przyjęliśmy – często w pokraczny sposób – zachodni „lajfstajl”, niż zachodni kapitał. Odrzucanie kapitalistycznej mody było wówczas niedopuszczalne dla osoby chcącej iść z duchem czasu. I dzięki temu mieliśmy naszą złotą erę „januszerki” – nagromadzenie wtrętów z angielszczyzny (szczególnie w korporacyjnej nowomowie), tuningowane auta, obnoszenie się z logotypami znanych marek, itd. Choć z wierzchu staraliśmy się być cool i trendy, to w rzeczywistości zazwyczaj klepaliśmy biedę na postkomunistycznych blokowiskach lub w chałupach naszych starych.
Przegryw chroni
Na ten paradoks tak naprawdę zwróciło wprost uwagę dopiero nowe pokolenie – wchodzące na rynek pracy w erze dominacji korpoświata. Młodzi ludzie zauważyli, iż lepiej być świadomym „przegrywem”, niż oszukującym samego siebie quasi-zwycięzcą. Koncepcja ta połączyła się z obecnym już od kilku lat w zachodnim Internecie trendem do ironicznego, memowego percypowania rzeczywistości, który najczęściej łączony jest z globalną epidemią depresji oraz przeobrażeniami społecznymi czy kryzysem dotychczasowego modelu stabilnej kultury Zachodu.
Okraszone ironią utożsamianie się z konstruktem „przegrywa” stanowi więc swoisty parasol ochronny przed rozczarowaniami współczesnego świata i łagodzi negatywne dla naszej psychiki skutki, gdy ta ewentualna porażka stanie się faktem. Model „przegrywa” równoważy również model sukcesu promowany przez współczesny coaching. I to także można uznać za zdrowy trend. Obecnie cała sfera tzw. rozwoju osobistego wymknęła się nam spod kontroli. Mówienie o odnoszeniu sukcesu wydaje się dziś przeważać nad realną, mozolną pracą, która ma do niego prowadzić. Rynek – metaforycznie rzecz ujmując – cierpi dziś na przemotywowanie. Każdy chce być dziś coachem, a to nie służy całej branży, gdyż w napływie motywacyjnych naturszczyków – często skrajnie komicznych – ginie osiowa idea rozwoju osobistego i wydaje się, że w branży działa wyłącznie banda parodystów.
Meandry trendu
Jednak na jednym trendzie nie da się jechać do końca świata, tym bardziej gdy ludzie promujący „przegrywowy” styl życia, sami pokuszą się, by na tymże trendzie odnieść sukces. Tak się stało z wieloma popularnymi fanpage’ami zajmującymi się omawianą sferą (np. „Magazyn Porażka” czy „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty”). Administratorzy tych stron postanowili w pewnym momencie zrobić biznes na byciu „przegrywem” i albo wydali własne książki, albo zaczęli promować i patronować „przegrywowym” produktom za określone korzyści materialne. To spowodowało, że wielu fanów poczuło się zdradzonych…
Ponadto wielka ilość „antykołczów” i innych tego typu postaci wyśmiewających coaching w mediach społecznościowych, doprowadziła do obniżenia poziomu żartu oraz do sukcesywnego „przejadania” się dowcipów. Gdy kilka lat temu na YouTube pojawiła się satyryczna postać Krzysztofa Kanciarza (w wykonaniu znanego vlogera – Krzysztofa Gonciarza), to jego „beka z trenerów rozwoju osobistego” była raczej uważana za świeżą i spotykała się zazwyczaj z pozytywnym odbiorem. Jednak gdy kilka miesięcy temu znany pisarz Łukasz Orbitowski postanowił przejechać się na „przegrywowym” trendzie wypuszczając filmiki „Czarnego coacha”, to większość odbiorców zareagowała zażenowaniem.
Ironia dla zdrowia
Z jednej strony, trudno stwierdzić, że „przegrywowy” trend się wyczerpał; lecz z drugiej – nie sposób nie zauważyć, że grono jego „wyznawców” się zmienia, podobnie jak to kulturowe zjawisko. Zresztą, na naszych oczach przeobraża się też struktura społeczna w Polsce. Od kilku lat mamy do czynienia z niespotykanym do tej pory na taką skalę procesem wdrażania polityki socjalnej.
Oczywiście tematów do narzekania i tak nigdy nam nie zabraknie, a ironiczne postrzeganie rzeczywistości zawsze będzie pomocne w zachowaniu zdrowia psychicznego, lecz przy tym wszystkim warto nie popadać w absolutny nihilizm, nawet jeśli globalne ocieplenie doprowadzi do wyginięcia naszego gatunku w roku 2060…
Dodaj komentarz